Cześć Dziewczyny!
Przed Wami druga część przeglądu kredek do oczu, które przewinęły się w ostatnich kilku, kilkunastu miesiącach przez moje ręce. W poprzedniej części (KLIK!) wyjaśniłam po krótce za co w ogóle lubię konturówki do oczu i dlaczego są one elementem must have w moim codziennym makijażu. Poprzednim razem zaprezentowałam Wam kredki marek Gosh, Rimmel, czy Pierre Rene i były to produkty, których używałam ostatnio. Dzisiejsza grupa to produkty głównie marek Avon, Oriflame i Misslyn, ale znajdziecie tutaj też samotnego Rimmelka czy reprezentantkę marki Paese :)
Na kredki Glimmerstick z Avon trafiłam w zasadzie zupełnym przypadkiem, ponieważ do pewnego czasu słyszałam jedynie same zachwyty nad serią SuperShock, a Glimmersticki były dla mnie zupełnie obce. Do czasu kiedy Marysia (ex-blogerka La Frambuesa) sprezentowała mi brązową kredkę w odcieniu Brown Sugar. Jak widać, pierwsza reprezentantka serii przypadła mi do gustu tak mocno, że przy kolejnych okazjach zaczęłam zamawiać kolejne kolory, zarówno te z serii Glimmerstick Diamonds, jak i Glimmerstick Cosmic.
Lubię te kredki za to, że są mięciutkie i gładko suną po powiece, ale jednocześnie nie maślą się i nie zostawiają grudek. Są bardzo trwałe i utrzymują się na powiece przez większą część dnia nawet bez użycia bazy! Wersje, które przybliżam Wam poniżej, czyli Cosmic i Diamonds, są wyposażone w piękne drobinki, które jednocześnie nie są wyczuwalne na powiece, nie migrują, nie osypują się, na wpadają do oka, nie błyszczą tandetnie i są naprawdę tylko delikatnie widoczne na powiece, za to ładnie ożywiają kolor, dodając mu trochę wielowymiarowości, a przy tym przyjemnie rozświetlają oko.
Właściwie nie widzę żadnej różnicy pomiędzy obiema tymi seriami, więc obie jednakowo polecam. Każdy z dostępnych kolorów odrobinę się różni, więc kupując np. brąz z serii Glimmerstick Cosmic możecie liczyć na to, że nie powielicie brązu z serii Glimmerstick Diamonds. Koszt tych kredek, to w przypadku promocji zwykle ok.10-12 zł.
Kredki SuperSHOCK zna chyba prawie każda kosmetoholiczka, swego czasu były bardzo popularne w blogosferze, szczególnie ta w kolorze czarnym. Najbardziej przysłużyła się temu Nissiax83, która swego czasu używała jej właściwie non stop. W związku z wieloma pozytywnymi recenzjami, kiedy w końcu pojawiła się możliwość kupienia tych kredek, zdecydowałam się na dwa kolory - czarną i cielistą, ale nieco perłową.
Przede wszystkim, kredki SuperSHOCK mają szalenie miękki grafit i gładko suną po powiece zostawiając za sobą intensywny kolor i dosyć równą, choć nieco grubą kreskę. Nad grubością oczywiście można popracować i najławiej zrobić to próbując "włożyć" kredkę w linię rzęs, dzięki czemu przy okazji optycznie zagęścimy i przyciemnimy rzęsy i oprawę oka (w przypadku ciemnych kolorów). Warto próbować, bo efekt jest świetny! Kredki przez krótki czas po aplikacji są podatne na rozcieranie, dzięki czemu, jeśli zależy Wam na delikatniejszym efekcie, to jest to dobry czas na wszelkie dodatkowe manewry :)
Jeśli chodzi o trwałość, to nie mam tym kredkom zbyt wiele do zarzucenia... Na pewno zauważalnie krócej trzymają się na dolnej powiece i tu zdecydowanie warto je utrwalić bazą i cieniem, ale nadal jest to znaczna większość dnia. Dopiero po długich godzinach kolor zaczyna nieco blaknąć. Jaśniejsza kredka, w moim odczuciu trzyma się słabiej, ale ja najczęściej noszę ją raczej głównie w kącikach, gdzie naprawdę żadna kredka jeszcze nie wytrzymała całego dnia. Na powiekach jest z nią już całkiem dobrze.
Wiem, że niektóre z Was miały problemy z zaostrzeniem kredek SuperSHOCK, dlatego warto wcześniej schłodzić kredkę w lodówce, dzięki czemu grafit będzie bardziej zwarty i mniej podatny na uszkodzenia od temperówki.
W zależności od tego, czy kredki są aktualnie w promocji, czy nie ich cena waha się od ok.14 do 24 zł. Co jakiś czas są dostępne różne warianty kolorystyczne, więc warto śledzić katalogi.
Na kredkę Linea z Paese namówiła mnie na poprzednich Targach Kosmetycznych Paula, z nieaktualizowanego już bloga Basket of Kisses, która zachwalała intensywność koloru, trwałość i wszelkie inne cechy tego produktu, z wbudowaną minitemperówką włącznie. Dałam się namówić i absolutnie nie żałuję, bo jak dotąd, to jedna z najlepszych kredek, jakich używałam! Wszystko, co mówiła Paula, to prawda - Linea fantastycznie się trzyma, ma naprawdę piękny, intensywny kolor, a do tego mój ulubiony miękki grafit, dzięki czemu malowanie, to sama przyjemność!
Naprawdę nie wiem, co mogę więcej o niej napisać - jest świetna - musicie ją wyprówać i tyle! W sklepie internetowym Paese i na stoiskach marki kupicie ją za 19,90 zł. Ja już nabyłam kolejne dwie sztuki :)
Swatche znajdziecie dwa zdjęcia niżej.
Jeśli chodzi o kredkę Scandaleyes z Rimmel, to wszystko zapowiadało, że będzie zbliżona do świetnych kredek SuperSHOCK z Avonu. Podobna konsystencja, miękki, maślany grafit, intensywna czerń i obietnica świetnej trwałości. Miało tak być, ale wyszło niestety słabo, bo na moich powiekach kredka rozmazuje się w tempie ekspresowym - na górnej powiece zawsze po pewnym czasie zostawia "xero", natomiast na dolnej tworzy malowniczą pandę... Zastowanie bazy i utrwalenie cieniem w zasadzie spływa po niej, jak woda po kaczce i dalej robi swoje. Niestety niezgodnie z obietnicami producenta. Owszem, zdarzają się jej lepsze dni, ale dla mnie ten produkt jest tak nieprzewidywalny, że nie jestem w stanie postawić na nią w ważnym dniu, czy nawet na długiej imprezie. Szkoda Waszych 19 zł na ten produkt, jeśli chcecie kupić udaną kredkę z Rimmel, to zdecydowanie lepiej postawić na bardzo, bardzo dobre kredki automatyczne Exaggerate!
Poniżej dwa zdjęcia ze swatchami czterech opisanych wyżej kredek - Misslyn, Paese i Rimmel. Zdjęcia zrobione bliżej okna (jaśniejsze) i dalej (ciemniejsze), dzięki czemu widać delikatne zmiany w kolorach.
Ostatnie trzy kredki, to produkty marki Oriflame, wśród których znalazły się dwie serie - kredka cielista pochodzi aktualnie z serii The One, co wiąże się z drobną zmianą opakowania, ale środek, to ten sam produkt (obecnie wygląda tak KLIK), wobec czego postanowiłam ją pokazać, natomiast czarna i brązowa kredka pochodzą jeszcze z serii Oriflame Beauty i z tego, co widzę, to w ofercie została już chyba tylko czarna, a szkoda!
W okresie, kiedy byłam konsultantką Oriflame, zużyłam niezliczoną ilość przeróżnych kredek tej marki, z których większość była naprawdę bardzo dobra. Te, które mam jeszcze w posiadaniu (lub miałam, bo brązowa dawno już się skończyła ;)), również wpisują się w ten nurt. Cielista kredka Kohl Pencil, to świetny produkt do rozjaśniania szczególnie dolnej linii wodnej lub wewnętrznego kącika oka. Nie zawiera żadnych drobinek i jest całkowice matowa. Jej kolor, to mieszanka beżu z kropelką różu. Wygląda naprawdę całkiem naturalnie. Grafik nie należy do tych najbardziej maślanych, ale jest dosyć miękki i zostawia ładną smugę koloru. Jeśli zależy nam na intensywniejszym odcieniu, to można ją trochę poprawić, ale nie wymaga to wielu wysiłków. Kredka jest też na szczęście całkiem trwała, szczególnie, jak na kredkę cielistą, które - według moich obserwacji - zwykle znikają z powiek znaaacznie szybciej, niż ich ciemniejsze koleżanki. Ta utrzymuje się na powiekach spokojnie kilka godzin, co w moim przypadku jest całkiem dobrym wynikiem.
Podobnie sprawa ma się w przypadku kredek z serii Smooth Definer, tu jednak różnica polega na tym, że w przeciwieństwie do kredki Kohl Pencil, kredki Smooth Definer są kredkami automatycznymi, co - przyznam szczerze - chyba już samo z siebie wpływa na moją większą sympatię. Mają też nieco bardziej miękki grafit, dzięki czemu kolor od razu jest odpowiednio intensywny, a przy tym również sporo trwalszy, bo utrzymujący się niemal cały dzień. Gdybym ponownie miała do nich dobry dostęp (i gdyby nadal mieli brąz w ofercie), to z pewnością powtórzyłabym zakup. Może nie jest to to samo, co Paese, ale to również świetne konturówki.
Bez promocji, za każdą z kredek zapłacicie około 22-23 zł, ale wiecie jak to jest z firmami, działającymi przez katalogi - one prawie zawsze mają jakąś promocję :)
***
AVON - Glimmerstick Diamonds i Glimmerstick Cosmic
w kolorach Twilight, Moonlit Brown, Blackend Black, Twilight Sparkle, Brown Sugar
Na kredki Glimmerstick z Avon trafiłam w zasadzie zupełnym przypadkiem, ponieważ do pewnego czasu słyszałam jedynie same zachwyty nad serią SuperShock, a Glimmersticki były dla mnie zupełnie obce. Do czasu kiedy Marysia (ex-blogerka La Frambuesa) sprezentowała mi brązową kredkę w odcieniu Brown Sugar. Jak widać, pierwsza reprezentantka serii przypadła mi do gustu tak mocno, że przy kolejnych okazjach zaczęłam zamawiać kolejne kolory, zarówno te z serii Glimmerstick Diamonds, jak i Glimmerstick Cosmic.
Lubię te kredki za to, że są mięciutkie i gładko suną po powiece, ale jednocześnie nie maślą się i nie zostawiają grudek. Są bardzo trwałe i utrzymują się na powiece przez większą część dnia nawet bez użycia bazy! Wersje, które przybliżam Wam poniżej, czyli Cosmic i Diamonds, są wyposażone w piękne drobinki, które jednocześnie nie są wyczuwalne na powiece, nie migrują, nie osypują się, na wpadają do oka, nie błyszczą tandetnie i są naprawdę tylko delikatnie widoczne na powiece, za to ładnie ożywiają kolor, dodając mu trochę wielowymiarowości, a przy tym przyjemnie rozświetlają oko.
Właściwie nie widzę żadnej różnicy pomiędzy obiema tymi seriami, więc obie jednakowo polecam. Każdy z dostępnych kolorów odrobinę się różni, więc kupując np. brąz z serii Glimmerstick Cosmic możecie liczyć na to, że nie powielicie brązu z serii Glimmerstick Diamonds. Koszt tych kredek, to w przypadku promocji zwykle ok.10-12 zł.
***
AVON - SuperSHOCK
AVON - SuperSHOCK
w kolorach Flash i Black
Kredki SuperSHOCK zna chyba prawie każda kosmetoholiczka, swego czasu były bardzo popularne w blogosferze, szczególnie ta w kolorze czarnym. Najbardziej przysłużyła się temu Nissiax83, która swego czasu używała jej właściwie non stop. W związku z wieloma pozytywnymi recenzjami, kiedy w końcu pojawiła się możliwość kupienia tych kredek, zdecydowałam się na dwa kolory - czarną i cielistą, ale nieco perłową.
Przede wszystkim, kredki SuperSHOCK mają szalenie miękki grafit i gładko suną po powiece zostawiając za sobą intensywny kolor i dosyć równą, choć nieco grubą kreskę. Nad grubością oczywiście można popracować i najławiej zrobić to próbując "włożyć" kredkę w linię rzęs, dzięki czemu przy okazji optycznie zagęścimy i przyciemnimy rzęsy i oprawę oka (w przypadku ciemnych kolorów). Warto próbować, bo efekt jest świetny! Kredki przez krótki czas po aplikacji są podatne na rozcieranie, dzięki czemu, jeśli zależy Wam na delikatniejszym efekcie, to jest to dobry czas na wszelkie dodatkowe manewry :)
Jeśli chodzi o trwałość, to nie mam tym kredkom zbyt wiele do zarzucenia... Na pewno zauważalnie krócej trzymają się na dolnej powiece i tu zdecydowanie warto je utrwalić bazą i cieniem, ale nadal jest to znaczna większość dnia. Dopiero po długich godzinach kolor zaczyna nieco blaknąć. Jaśniejsza kredka, w moim odczuciu trzyma się słabiej, ale ja najczęściej noszę ją raczej głównie w kącikach, gdzie naprawdę żadna kredka jeszcze nie wytrzymała całego dnia. Na powiekach jest z nią już całkiem dobrze.
Wiem, że niektóre z Was miały problemy z zaostrzeniem kredek SuperSHOCK, dlatego warto wcześniej schłodzić kredkę w lodówce, dzięki czemu grafit będzie bardziej zwarty i mniej podatny na uszkodzenia od temperówki.
W zależności od tego, czy kredki są aktualnie w promocji, czy nie ich cena waha się od ok.14 do 24 zł. Co jakiś czas są dostępne różne warianty kolorystyczne, więc warto śledzić katalogi.
***
Misslyn - Intense Color Liner 78 i 195
Z marką Misslyn nie znam się zbyt dobrze, ale wiem, że zbiera sporo dobrych opinii. Jak na razie mam dwa lakiery i dwie kredki. Jeśli chodzi o kredki Intense Color Liner, to mam o nich dobre zdanie, choć niestety nie mogę powiedzieć o nich, że są moimi faworytkami. Największy problem w ich użytkowaniu sprawia mi dość twardy grafit, który warto najpierw "rozpisać" na dłoni, albo nawet zatemperować po to, żeby pozbyć się pierwszej warstwy. Dalej kredka jest już znacznie bardziej przyjazna dla oka, ale bez tego zabiegu, pierwszy kontakt oka z kredką mógłby być bardzo nieprzyjemny.
Po zaostrzeniu, kredki zostawiają też znacznie bardziej intensywny kolor, dzięki czemu kreska nie wymaga zbyt wielu poprawek. Myślę, że jeśli macie bardziej stabilną rękę, to polubicie te kredki, ponieważ można nimi wykonać bardzo precyzyjną kreskę na powiece, a ta na szczęście jest naprawdę trwała i przez większość dnia utrzymuje się w niezmienionym stanie i w zasadzie tak samo intensywna.
Swoje kredki kupiłam w Drogerii Hebe za jakieś 7-8 zł, ale pamiętam, że to była spora promocja. Jeśli KWC dobrze mi podpowiada, to cena regualrna tych kredek powinna kszałtować się w okolicach 13 zł. Warto spróbować, tym bardziej, że wybór kolorów jest naprawdę spory. Tylko pamiętajcie o moich wskazówkach :)
Swatche znajdziecie trzy zdjęcia niżej.
***
PAESE - LINEA Automatic Eyeliner - Brown Glam
Na kredkę Linea z Paese namówiła mnie na poprzednich Targach Kosmetycznych Paula, z nieaktualizowanego już bloga Basket of Kisses, która zachwalała intensywność koloru, trwałość i wszelkie inne cechy tego produktu, z wbudowaną minitemperówką włącznie. Dałam się namówić i absolutnie nie żałuję, bo jak dotąd, to jedna z najlepszych kredek, jakich używałam! Wszystko, co mówiła Paula, to prawda - Linea fantastycznie się trzyma, ma naprawdę piękny, intensywny kolor, a do tego mój ulubiony miękki grafit, dzięki czemu malowanie, to sama przyjemność!
Naprawdę nie wiem, co mogę więcej o niej napisać - jest świetna - musicie ją wyprówać i tyle! W sklepie internetowym Paese i na stoiskach marki kupicie ją za 19,90 zł. Ja już nabyłam kolejne dwie sztuki :)
Swatche znajdziecie dwa zdjęcia niżej.
***
Rimmel - Scandaleyes - Black
Jeśli chodzi o kredkę Scandaleyes z Rimmel, to wszystko zapowiadało, że będzie zbliżona do świetnych kredek SuperSHOCK z Avonu. Podobna konsystencja, miękki, maślany grafit, intensywna czerń i obietnica świetnej trwałości. Miało tak być, ale wyszło niestety słabo, bo na moich powiekach kredka rozmazuje się w tempie ekspresowym - na górnej powiece zawsze po pewnym czasie zostawia "xero", natomiast na dolnej tworzy malowniczą pandę... Zastowanie bazy i utrwalenie cieniem w zasadzie spływa po niej, jak woda po kaczce i dalej robi swoje. Niestety niezgodnie z obietnicami producenta. Owszem, zdarzają się jej lepsze dni, ale dla mnie ten produkt jest tak nieprzewidywalny, że nie jestem w stanie postawić na nią w ważnym dniu, czy nawet na długiej imprezie. Szkoda Waszych 19 zł na ten produkt, jeśli chcecie kupić udaną kredkę z Rimmel, to zdecydowanie lepiej postawić na bardzo, bardzo dobre kredki automatyczne Exaggerate!
Poniżej dwa zdjęcia ze swatchami czterech opisanych wyżej kredek - Misslyn, Paese i Rimmel. Zdjęcia zrobione bliżej okna (jaśniejsze) i dalej (ciemniejsze), dzięki czemu widać delikatne zmiany w kolorach.
***
ORIFLAME - Kohl Pencil - Nude
ORIFLAME - Smooth Definer - Brown i Black
Ostatnie trzy kredki, to produkty marki Oriflame, wśród których znalazły się dwie serie - kredka cielista pochodzi aktualnie z serii The One, co wiąże się z drobną zmianą opakowania, ale środek, to ten sam produkt (obecnie wygląda tak KLIK), wobec czego postanowiłam ją pokazać, natomiast czarna i brązowa kredka pochodzą jeszcze z serii Oriflame Beauty i z tego, co widzę, to w ofercie została już chyba tylko czarna, a szkoda!
W okresie, kiedy byłam konsultantką Oriflame, zużyłam niezliczoną ilość przeróżnych kredek tej marki, z których większość była naprawdę bardzo dobra. Te, które mam jeszcze w posiadaniu (lub miałam, bo brązowa dawno już się skończyła ;)), również wpisują się w ten nurt. Cielista kredka Kohl Pencil, to świetny produkt do rozjaśniania szczególnie dolnej linii wodnej lub wewnętrznego kącika oka. Nie zawiera żadnych drobinek i jest całkowice matowa. Jej kolor, to mieszanka beżu z kropelką różu. Wygląda naprawdę całkiem naturalnie. Grafik nie należy do tych najbardziej maślanych, ale jest dosyć miękki i zostawia ładną smugę koloru. Jeśli zależy nam na intensywniejszym odcieniu, to można ją trochę poprawić, ale nie wymaga to wielu wysiłków. Kredka jest też na szczęście całkiem trwała, szczególnie, jak na kredkę cielistą, które - według moich obserwacji - zwykle znikają z powiek znaaacznie szybciej, niż ich ciemniejsze koleżanki. Ta utrzymuje się na powiekach spokojnie kilka godzin, co w moim przypadku jest całkiem dobrym wynikiem.
Podobnie sprawa ma się w przypadku kredek z serii Smooth Definer, tu jednak różnica polega na tym, że w przeciwieństwie do kredki Kohl Pencil, kredki Smooth Definer są kredkami automatycznymi, co - przyznam szczerze - chyba już samo z siebie wpływa na moją większą sympatię. Mają też nieco bardziej miękki grafit, dzięki czemu kolor od razu jest odpowiednio intensywny, a przy tym również sporo trwalszy, bo utrzymujący się niemal cały dzień. Gdybym ponownie miała do nich dobry dostęp (i gdyby nadal mieli brąz w ofercie), to z pewnością powtórzyłabym zakup. Może nie jest to to samo, co Paese, ale to również świetne konturówki.
Bez promocji, za każdą z kredek zapłacicie około 22-23 zł, ale wiecie jak to jest z firmami, działającymi przez katalogi - one prawie zawsze mają jakąś promocję :)
Nawet nie zauważyłam kiedy nagromadziłam tyle świetnych konturówek do oczu! Oczywiście sporo z nich już dawno wykończyłam, a zdjęcia udokumentowały ich ostatnie podrygi, ale jednocześnie do wielu z nich regularnie wracam, jak na przykład do kredek Glimmerstick, dlatego bardzo mocno je Wam polecam.
W poprzedniej części serii o kredkach polecałyście mi między innymi kredki do oczu Emily z Golden Rose i zdradzę Wam, że niedawno zaopatrzyłam się na próbę w dwa odcienie. Jak tylko wyrobię sobie o nich zdanie, to na pewno wrócę do Was z kolejnym postem zbiorczym, tym bardziej, że już teraz nagromadziło mi się sporo ciekawych produktów do pokazania, a także kilka nowych kolorów z już prezentowanych serii.
Jak zawsze czekam też na Wasze komentarze z opiniami na temat prezentowanych produktów lub też polecające Waszych ulubieńców z tej kategorii! :)
Karotka
Bardzo lubię Avonowe kredki mam ich kilka, ale cudem nie mam Supershocka ale teraz to nadrobię, bo będą w najbliższym katalogu :)
OdpowiedzUsuńFajny zbiór, też bardzo lubię kredki
O proszę, to będzie okazja nadrobić :)
UsuńIle ty tego masz :) Ja z kredek 'wyszłam' zupełnie i muszę się zaopatrzyć w brązową :D
OdpowiedzUsuńTo, że ich jest tyle, to nie znaczy, że nadal je wszystkie mam. Zdjęcia robiłam już dawno temu i prawie połowa tych kredek jest już dawno zużyta. Głównie te automatyczne, bo ołówkowe tak szybko się nie zużywają :)
UsuńAkurat znam tylko te kredki z AVON i muszę przyznać ze bardzo je lubię a te z SuperSHOCK są trwałe i zawsze mam problem z ich zmyciem :) Spora kolekcja :)
OdpowiedzUsuńNo proszę, aż tak? Super! :)
UsuńZnam kredki z AVONu i mimo iz uzywam ich zadko to podzielam Twoje zdanie, ze sa bardzo fajne! Pozostalych niestety nie znam. Chyba tez musze u siebie taki post z tuszami i kredkami zamiescic.
OdpowiedzUsuńSuper! Chętnie przeczytam podobne podsumowanie z innej perspektywy! :)
UsuńPiękne kredeczki:-)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńJa kredek za często nie używam jeśli już to tylko nudziakową na linię wodną ;)
OdpowiedzUsuńA ja właśnie ciągle zapominam o regularnym używaniu tych cielistych... :P
UsuńBardzo lubię kredki z Avonu. Szkoda, ze żelowa Golden fawn została wycofana (mam zachomikowaną jedną sztukę)
OdpowiedzUsuńHaha :D To ja tak miałam z tą brązową z Oriflame, tyle, że brąz jednak zawsze łatwiej zastąpić. Może trafi Ci się jeszcze kiedyś coś podobnego :)
UsuńWidzę, że jesteś prawdziwą ekspertką w tej kwestii! U mnie kredki do oczu stanowią mniejszość i praktycznie po nie nie sięgam. Kreskę najbardziej lubię robić eyelinerem żelowym, a na linii wodnej stosuję praktycznie tylko cielistą kredkę z MaxFactor :)
OdpowiedzUsuńKupiłam ją niedawno, jest genialna! Najlepsza ze wszystkich cielistych, jakich dotąd używałam! :)
UsuńMi zawsze trzęsie się ręka, jak maluję kreskę linerem :(
Z powyższych mam Oriflame Nude (baaaaardzo lubię!), Paese (ale jeszcze nie używałam, wygrałam w rozdaniu) oraz SuperShock (uwielbiam miękkość i trwałość :)), na serię Glimmerstick bym się nie skusiła ze względu na drobinki. Może i nie migrują, ale nie przepadam za takim efektem :)
OdpowiedzUsuńA ja jakoś rzadko używam kredek, pewnie dlatego, że mało czasu na makijaż i wygrywa szybka kreska eyelinerem :)
OdpowiedzUsuńMuszę kupić te z Avonu! :)
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się nad tą z Rimmela i prawie już byłam na nią zdecydowana, dobrze, .że pojawiła się Twoja recenzja :)
A ja bardzo lubię kredkę Vipera, Ikebana. Nawet początkująca osoba sobie z nią poradzi:)
OdpowiedzUsuńrzadko używam kredek, jestem na kupnie jakiejś niebieskiej i białej, może inglot...:)
OdpowiedzUsuńNajbardziej lubię Jumbo Sephory i Bourjois Colour Clubbing. Z Twoich miałam Avonową Super Shock i Rimmelowe Scandaleyes ale nie polubiłam się z nimi.
OdpowiedzUsuńJedyna jaka znam to rimmel a reszty wogole nie uzywlaam :)
OdpowiedzUsuńladne :) ja moze mam z 5 heheh
OdpowiedzUsuńkredki z avonu są rewelacyjne, najbardziej lubię żelowe SuperSHOCK i tusz z tej serii
OdpowiedzUsuńNo... Muszę powiedzieć, że zainteresowałaś mnie kredkami Avon Glimmerstick Diamonds i Glimmerstick Cosmic! Chętnie bym je wypróbowała. Kredkę Paese obecnie używam codziennie i równiez bardzo mi się spodobała. Przede wszystkim jest miłą odmianą po czarnej kredce Pierre Rene, która nie przypadła mi do gustu (z tego, co pamiętam Ty na nią za to nie narzekałaś ;)). Podzielam zachwyty!
OdpowiedzUsuńMuszę wrócić do czarnej kredki, bo ostatnio łapię się na tym, że brakuje mi jej w swojej kosmetyczce. Ja zdecydowanie lubię inglotowe kredki.
OdpowiedzUsuńW temacie kredek jestem zupełnym laikiem :) Miałam kiedyś czarną i używałam od czasu do czasu, ale moje zdolności w malowaniu kreski nie pozwoliły mi na rozwijanie tej znajomości :D Przez moją kosmetyczkę przewinęło się za to kilka kolorowych kredek marki Avon, z których jakościowo zadowolona byłam bardzo :) Aktualnie korzystam jedynie z cielistej My Secret.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, A
Jakoś ostatnio nie używam kredek, całkowicie wystarczają mi cienie... ale może jednak się skuszę, na podstawie tej notki da się wyłonić pewnych faworytów :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam kredki, mam cały kubek. Jak mnie nachodzi to się nimi bawię. Na wigilię rozcierałam brązową kredkę i na to położyłam fioletowy cien ;)
OdpowiedzUsuń