sobota, 21 stycznia 2012

Quick News: Zapraszam na facebook'a! :)

Dziewczyny,

teraz również i mój blog dorobił się fanpage'a na facebook'u. Uznałam, że ułatwi to śledzenie bloga osobom, które nie mają konta na blogerze (i zwyczajnie nie potrzebują zakładać tysięcznego konta ;)) przez co nie mogą dodać się do obserwatorów. Dobrze wiem, że jeśli nie mam podanego czegoś na tacy, to łatwo mi o tym zapomnieć. Ja też, zanim założyłam blog i uporządkowałam ulubione blogi w blogrollu, zapominałam o odwiedzeniu wielu z nich i dużym ułatwieniem było polubienie fanpage'a danego bloga. Spotkałam się też z takimi opiniami od moich koleżanek, które chciałyby tu regularnie zaglądać, ale po prostu nie mają głowy do adresów...

Dlatego zapraszam Was do polubienia bloga na facebook'u - TUTAJ - może i Wam ułatwi to regularne śledzenie najnowszych wpisów! :)

Pozdrawiam,
K.
Czytaj dalej

piątek, 20 stycznia 2012

Quick News - co w prasie piszczy? Twój Styl + VIVA!

Hej Dziewczyny!

Mam dla Was krótką, zupełnie niekosmetyczną informację, dotyczącą - moim zdaniem - najświeższych wydań dwóch magazynów, w których znajdziecie atrakcyjne dodatki filmowe :)

W ostatnim czasie zaopatrzyłam się w dwa tytuły, do których załączone były płyty DVD z filmami, na których bardzo mi zależało...

Twój Styl - luty 2012



Pierwszym z nich jest miesięcznik Twój Styl, który czytuję regularnie, co miesiąc, od kilku lat. Zawiera wiele ciekawych artykułów i wywiadów. W przeważającej mierze mądrych, co mnie w nim najbardziej urzeka. Więc jeśli szukacie odskoczni od magazynów "plotkarskich", które nawiasem mówiąc i ja podczytuję, to polecam Wam właśnie Twój Styl, tym bardziej, że do najnowszego numeru - dołączona jest płyta z filmem Alicja w Krainie Czarów, czyli ostatnia kinowa wersja z fantastycznym Johnny'm Depp'em... Warto, tym bardziej, że w cenie 11.90 zł macie nie tylko co czytać - co by odetchnąć chwilę od podręczników, ale i co pooglądać kiedy już minie sesyjny szał :)





VIVA! - 19 stycznia 2012
Kolejnym czasopisem jest dwutygodnik VIVA! Nie mam w zwyczaju kupować ją regularnie, ale raz na jakiś czas ja albo mama przygarniemy któryś numer do domu... Tym razem jednak zupełnie nie chodziło mi o zawartość samej gazety, co o dołączony do niej film - O północy w Paryżu, czyli ostatni kinowy hit Woody'ego Allena. Jeśli jeszcze nie widzieliście tego filmu, to koniecznie musicie nadrobić ten brak! We wrześniu byłam na tym w kinie z moim M. i oboje wyszliśmy zachwyceni, zrelaksowani i po prostu uśmiechnięci! Już dawno żaden z oglądanych filmów nie sprawił nam takiej przyjemności i nie zapewnił nam takiego uczucia błogości... I do tego ta boska muzyka! A ponadto znowu mam ochotę w końcu wybrać się do Paryża... :) A że szybciej uda mi się to za sprawą tego filmu... :)

Koszt VIVY z filmem, to 29,90 zł, w Empiku cena filmu ta sama, ale na szczęście wersja z gazetką jest ładnie wydana w formie książeczki z krótkimi notatkami o filmie i aktorach. No i jest co poczytać... ;)

Mogę Wam zdradzić, że oba filmy (nie ma co się oszukiwać, poza TS, chodziło przede wszystkim o filmy ;)) zostały zakupione z myślą o relaksie zaplanowanym na przyszły weekend, po mojej sesji podstawowej... Jeśli *wyjazd* dojdzie do skutku, to może, tak niekosmetycznie, uraczę Was kilkoma zdjęciami widoków... :) Mimo to będę na posterunku - tam też mają Naturę z szafą Essence! ;)

Pozdrawiam,
K.

P.S. Dla ciekawskich zamieszczam trailer Midnight In Paris... :)

Czytaj dalej

wtorek, 17 stycznia 2012

HEAN - cienie do powiek High Definition - 404 Blue Jeans + swatche

Cześć Dziewczyny!

Ostatnio recenzowałam paletkę cieni HEAN HD w wersji Hot Chocolate, natomiast dzisiaj mam dla Was kilka zdjęć i swatche cieni z paletki Blue Jeans. Myślę, że nie ma sensu się powtarzać jeśli chodzi o właściwości cieni, dlatego zainteresowanych recenzją zapraszam TUTAJ.
Hean - HD - 404 Blue Jeans
Hean - HD - 404 - Blue Jeans
Cień A - matowy - to biel z niebieskimi podtonami, bardzo dobrze komponuje się z pozostałymi cieniami z paletki, mocno napigmentowana, bardzo dobra do rozświetlenia kącika;
Cień B - matowy - po  prostu bardzo ładny chłodny błękit;
Cień C - perła - połyskujący, perłowy (na szczęście nie tandetny) błękit, sprawia wrażenie jakby zawierał srebrne mikrodrobinki;
Cień D - matowy - granat, najsłabiej napigmentowany cień z paletki i niestety najcięższy we współpracy, niby ma lżejszą pigmentację, ale nie trudno zrobić sobie nim krzywdę - za to dobrze sprawdza się w załamaniu z cieniem C.

Hean - HD - 404 Blue Jeans
SWATCHE:
Hean - HD - 404 Blue Jeans - swatche

Pozdrawiam,
K.

A Wy macie cienie z firmy HEAN? A może macie w planach ich zakup? Co sądzicie na ich temat? :)
Czytaj dalej

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Catrice - Absolute Eye Colour - 400 My First Copperware Party i 410 C'mon Chameleon! + swatche

Hej dziewczyny!

Dzisiaj przygotowałam dla Was post ze swatchami moich nowych cieniowych nabytków, czyli prawdopodobnie najbardziej popularnego duetu z Catrice - My First Copperware Party i C'mon Chameleon (osławiony kameleon:)).

Catrice - 400 My First Copperware Party i 410 C'mon Chameleon
Zdjęcia są robione w chłodnym, dziennym oświetleniu, ale dobrze oddają kolor cieni, dlatego nie ingerowałam w ich naświetlenie itp żadnym programem graficznym, dlatego musicie mi wybaczyć "niebieskość" tła... :)

Catrice -  410 C'mon Chameleon i 400 My First Copperware Party
EFEKT: O efektach nie będę się rozpisywać, lepiej od razu odesłać Was do swatchy! :) Wybrane przeze mnie kolory można określić jako metaliczne, ewentualnie satynowe, na pewno nie nazwałabym ich perłą. Należą do tych cieni, których nie da się jednoznacznie określić koloru, czyli tzw duochrome. Oba kolorki wyglądają inaczej w zależności od padania światła.




400 My First Copperware Party - piękny złotawy brąz z fioletowymi podtonami, które bardzo trudno uchwycić na zdjęciach, a czasami nawet i na żywo ;)





410 C'mon Chameleon! - cudowny brąz, mieniący się na zielono, efekt zupełnie różny w zależności od techniki nakładania, zastosowania bazy pod cień, bądź też innego cienia jako cień bazowy.





Nie do końca jeszcze okiełznałam te cienie, ale jestem bardzo zadowolona z zakupu. Musze popracować nad różnymi metodami aplikacji i wtedy ocenię, który efekt mi najbardziej odpowiada. Warto dodać, że podczas nakładania cieni nie zauważyłam osypywania. Wcześniej nie miałam do czynienia z tego typu kolorami, dlatego chętnie sięgnęłam po mocno polecane Catrice'owe hity. Pozwolę sobie oczywiście przytoczyć znaną większość z Was ciekawostkę, że cień 400 jest uważany za odpowiednik MAC'owego koloru Satin Taupe, natomiast 410 - kameleon, uważa się za odpowiednik koloru Club (również z MAC).

KONSYSTENCJA: Mocno napigmentowane, średnio zmielone, mniej mokre niż Kobo i odrobinę mniej kremowe niż Sleek.

TRWAŁOŚĆ: Bardzo dobra. Zarówno na bazie, jak i bez.

WYDAJNOŚĆ: Na pewno długo będą gościć w mojej kosmetyczce, tym bardziej, że nie są to cienie, których używa się na co dzień (a już na pewno nie w szybkim makijażu...). Mimo to już teraz mogę ocenić, że cień 400 skończy się mi szybciej, ze względu na jego większą uniwersalność (o ile w ogóle mi się skończy... ).

OPAKOWANIE: Cienie zamknięte są w plastikowym, przezroczystym pudełeczku, które jest całkiem solidnie wykonane. Dobrze się domykają i nie otwierają się niespodziewanie w kosmetyczce. Moim zdaniem jest to całkiem przyzwoite i dosyć ładne opakowanie dla pojedynczych cieni. Jedna wypraska zawiera 2g cienia.

CENA: 11,99 zł - czyli cena dosyć standardowa jak za pojedynczy cień

DOSTĘPNOŚĆ: Drogerie Natura, tylko te z szafą Catrice.

Podsumowując:
+ konsystencja
+ nie osypują się
+ bardzo dobra trwałość
+ cena

- dostępność - tylko Drogerie Natura

Poniżej zdjęcia cieni + swatche na dłoni (zachęcam do powiększania zdjęć).
K.








Czytaj dalej

czwartek, 12 stycznia 2012

HEAN - cienie do powiek High Definition - 405 Hot Chocolate + swatche

Hej Dziewczyny,

Od pewnego czasu na wielu blogach zrobiło się dosyć głośno o polskiej firmie Hean, głównie za sprawą paletek cieni HD oraz bazy pod cienie Stay On, które blogerki otrzymywały do recenzji w ramach współpracy. Dzisiaj chciałabym dorzucić od siebie kilka słów na temat cieni, natomiast wkrótce pojawi się tutaj również recenzja bazy.

O tych cieniach naczytałam się dużo, dużo dobrego i właściwie od pierwszych recenzji miałam ochotę, żeby je przetestować, ale niestety nie były one dostępne w żadnej znanej mi drogerii, dopóki przypadkiem nie trafiłam na drogerię Jasmin. Tam znalazłam całą szafę z produktami Hean i po krótkim namyśle zdecydowałam się na zakup dwóch paletek i bazy pod cienie. W drogerii były testery, więc cienie mogłam od razu sprawdzić na ręku - podobały mi się co najmniej jeszcze dwie wersje, ale na początek wzięłam 405 Hot Chocolate oraz 404 Blue Jeans. Dzisiaj recenzja i swatche gorącej czekolady... :)

Paletki dostępne są aż w ośmiu wariantach kolorystycznych!

Źródło: http://urodaizdrowie.pl/wp-content/uploads/2010/10/Chocolate.jpg
Oto co obiecuje nam Hean:
"Intensywnie napigmentowane trwałe cienie do powiek. Wysokie nasycenie cieni pigmentem gwarantuje optymalne odwzorowanie koloru na powiece. Aksamitnie miękkie i trwałe, dobrze przylegają do powieki."

I muszę przyznać, że wszystko to jest absolutną prawdą!

HEAN - HD - 405 Hot Chocolate
EFEKT/DZIAŁANIE: Przede wszystkim te cienie naprawdę warto polecić ze względu na ich fantastyczną pigmentację i bardzo dobrą jakość! Każdy z odcieni jest wart uwagi, każda z czwórek jest świetnie dopasowana i można nimi stworzyć makijaże na różne okazje. Każdy z cieni dobrze przylega do powieki zarówno bez bazy, jak i z bazą. Cienie bardzo łatwo się blendują i łączą ze sobą.

Cień A - matowy - to piękny,cielisty beżyk - świetny do rozświetlenia kącika lub jako cień bazowy na całą powiekę.
Cień B - matowy - to łososiowy róż z odrobiną rozbielonej pomarańczy.
Cień C - satynowy/perłowy - to fantastyczne brązowe złoto, daje raczej satynowy efekt, niż drobinkowy.
Cień D - matowy - to piękna mleczna czekolada.

Moim ulubieńcem jest cień A oraz cień C - chociaż właściwie cała paletka jest świetna! Najrzadziej jednak używam cienia B - łososiowy róż.

Hean - paletka cieni High Definition - 405 Hot Chocolate
KONSYSTENCJA: Cienie A, B i D są raczej pudrowe, ale nie pylą i nie osypują się. Cień C jest odrobinę bardziej "mokry", ale daleko mu do konsystencji Sleeka czy perłowych cieni z Kobo. Mimo wszystko w niczym to nie przeszkadza, ani nie wpływa w żadnym stopniu na jego jakość.

TRWAŁOŚĆ: U mnie te cienie trzymają się bardzo długo. Stosowałam je zarówno na bazę, jak i bez niej. Na bazie utrzymują się spokojnie ok.10-12 h, odrobinę blakną z upływem czasu, za to tylko w nieznacznym stopniu zbierają się w załamaniu. Natomiast prawdziwym fenomenem jest ich trwałość bez bazy - u mnie bez problemu utrzymują się 8h i dopiero po tym czasie blakną i zbierają się w załamaniu.

WYDAJNOŚĆ: Myślę, że te cienie będą bardzo wydajne. Mam je już ponad dwa miesiące i dość często sięgam po te kolorki - zwłaszcza w makijażu dziennym - i póki co prawie nie widać zużycia... Prędzej mi się znudzą, niż zdołam je zużyć! ;)


HEAN - HD - 405 Hot Chocolate
OPAKOWANIE: Cienie zamknięte są w kwadratowej paletce z grubego plastiku. Nie uznałabym tego opakowania za szczyt elegancji, ale mogło być gorzej. Opakowanie jest dosyć solidne, ale niestety w moim egzemplarzu klapka nie domyka się do końca przez co bałabym się wrzucić te cienie luzem do torebki. Zatrzask mógłby w tym wypadku lepiej się sprawdzać... Same cienie są w formie kwadratów z zaokrąglonymi rogami - przypominają mi przez to kostki czekolady! :)

W opakowaniu jest również dwustronna pacynka z dosyć zwartej gąbki. Nie używałam jej, ale mogę Wam jedynie podpowiedzieć, że w dotyku przypominam pacynki dołączane do paletek Sleek'a.

Z tyłu na opakowaniu producent zamieścił wskazówki co do zastosowania cieni, które mogą się przydać zwłaszcza osobom, które dopiero zaczynają swoją przygodę z makijażem. I tak cień A to cień bazowy, rozjaśniający, cień B to cień dzienny, cień C to cień wieczorowy, a cień D to cień tonujący efekt smokey eyes.

CENA: W sklepie internetowym Hean - 11,99zł, w innych drogeriach zazwyczaj nieco więcej. Ja zapłaciłam ok.15zł w drogerii Jasmin.

DOSTĘPNOŚĆ: sklep internetowy Hean, drogerie niesieciowe, Drogeria Jasmin

Podsumowując:
+ świetna pigmentacja!!!
+ spory wybór kolorów
+ trwałość
+ cena

- dostępność
- nieco tandetne opakowanie

Moim zdaniem te cienie to absolutny must have każdej szanującej się kosmetoholoczki! ;)

K.

No i na deser swatche zrobiono przy różnym natężeniu światła dziennego.



Czytaj dalej

środa, 11 stycznia 2012

Maybelline One by One Volum' Express Mascara

Cześć Dziewczyny!

Dzisiaj mam dla Was recenzję mojego aktualnego ulubieńca do rzęs. Mowa oczywiście o tuszu Maybelline One by One, o którym kilkukrotnie już tutaj wspominałam, m.in. przy okazji tagów. Zanim trafiłam na One by One przez kilka dobrych lat używałam tuszu z linii Oriflame Beauty - Wonder Lash Mascara firmy Oriflame i był on moją wielką miłością, jednak po jakimś czasie nieco znudził mi się jego efekt i miałam ochotę na coś nowego. Nadal bardzo lubię Wonder i mam jeden w zapasie, więc za jakiś czas postaram się go również zrecenzować.

One by One kupiłam w końcu w połowie listopada, kiedy zobaczyłam, że jest w promocji w Super-Pharm, kosztował mnie wtedy 24,90 zł. Wcześniej sporo o nim czytałam, ale opinie o nim były bardzo mocno podzielone, jedni go kochają, inni nienawidzą. Myślę, że zależy to przede wszystkim od rodzaju rzęs, jakie macie.

Na końcu dużo zdjęć tuszu w akcji ;)

Maybelline One by One Volum' Express
A co obiecuje nam Maybelline?

"DZIAŁANIE
• Rzęsy widocznie zyskują na objętości
• Elastomerowa szczoteczka The Lash Catcher pozwala na precyzyjne pomalowanie każdej rzęsy, jednej za drugą, nie pociągając nadmiernie rzęs
• Szczoteczka posiada 300 włókien, podczas gdy przeciętne oko posiada 100 rzęs – dzięki temu szczoteczka chwyta i pokrywa każda rzęsę
• Formuła wzbogacona w witaminę C i kwasy AHA o właściwościach wygładzających idealnie pokrywa rzęsy, staja się one gładkie, a kolor jest głębszy i bardziej nasycony

EFEKT: Pogrubione, zmysłowe rzęsy, bez grudek"

Moja opinia:
EFEKT/DZIAŁANIE: Przede wszystkim fantastycznie wydłuża moje rzęsy! I jest to widoczne już od pierwszej warstwy. Ponadto całkiem nieźle pogrubia moje rzęsy, zwłaszcza przy drugiej/trzeciej warstwie, nie sklejając ich przy tym. Muszę się jednak przyznać, że trudno mi dokładnie ocenić efekt na rzęsach tylko przy dwóch czy trzech warstwach, ponieważ nigdy dokładnie nie wiem ile ich nałożyłam... :P Po prostu nakładam od razu kilka warstw jedna po drugiej - w 9 na 10 przypadków efekt mnie zadowala i nie sklejam sobie rzęs ;)
Ja poleciłabym go szczególnie osobom, które mają dosyć gęste rzęsy, ponieważ ten tusz przede wszystkim cudownie wydłuża rzęsy, ale nie daje spektakularnego pogrubienia. Zauważyłam, że w jego przypadku na sklejanie rzęs narzekają przede wszystkim posiadaczki rzadkich i krótkich rzęs.
Ponadto tusz ma ładny czarny kolor - nie jest za mocny, ale łatwo można go zbudować dodając nową warstwę.

KONSYSTENCJA: Spotkałam się z wieloma opiniami, że ten tusz musi najpierw "pooddychać" i przez pierwszy miesiąc najlepiej, żeby leżał i podsychał, ale mi on przypadł do gustu od pierwszego użycia! Fakt, że jest dosyć mokry tuż po otwarciu, ale w tamtym okresie zdarzyło mi się nim posklejać rzęsy tylko przy pierwszym użyciu, a i wtedy wystarczyło je szybko przeczesać szczoteczką od tuszu Wonder...
Maybelline One by One Volum' Express - szczoteczka
SZCZOTECZKA: Jestem ogromną fanką silikonowych/plastikowych szczoteczek! Naprawdę dobrze rozczesują moje dosyć długie rzęsy. Szczoteczka tego tuszu jest mocno najeżona kolcami różnej długości na całej swojej objętości. Jedyne co mi w niej przeszkadza, to to, że ciężko nią manewrować w okolicach nosa i zewnętrznego kącika tak, żeby nie upaskudzić sobie nosa lub kości policzkowej, więc nawet po dwóch miesiącach wykończanie mojego makijażu kończy się wycieraniem resztek tuszu z twarzy...

Maybelline One by One Volum' Express - szczoteczka
TRWAŁOŚĆ: Tusz zazwyczaj utrzymuje się na moich rzęsach przez cały dzień i dopiero pod koniec dnia zaczyna się osypywać, aczkolwiek czasami jest kapryśny i potrafi się osypywać po kilku godzinach, jestem jest to na tyle sporadyczne, że jestem w stanie mu to wybaczyć.
Mój egzemplarz mam od dwóch miesięcy i teraz na pewno jest odrobinę podeschnięty w porównaniu do tego, co było na początku, ale spodziewam się, że jeszcze chwilę mi potowarzyszy... :)

ZAPACH: Produkt moim zdaniem w ogóle nie ma żadnego zapachu - i bardzo dobrze, bo wodoodporny Collosal paskudnie śmierdział...

WYDAJNOŚĆ: Myślę, że przy codziennym stosowaniu wystarczy mi na 3-3,5 miesiąca. Nie radziłabym go jednak odkładać na bok po otwarciu, bo wydaje mi się, że niestety mógłby dosyć szybko wysychać.

Maybelline One by One Volum' Express
OPAKOWANIE: Uwielbiam to piękne koralowe opakowanie! Muszę być z Wami szczera - poza szczoteczką, to była druga rzecz, która skłoniła mnie do wyboru tego tuszu! Opakowanie zawiera 9ml produktu.

CENA: ok.30 zł, w promocji ok.24 zł - moim zdaniem bardzo przyzwoita cena za taki tusz

DOSTĘPNOŚĆ: Każda drogeria z szafami Maybelline, markety

Podsumowując:
+ fantastyczne wydłużenie rzęs
+ nie skleja rzęs
+ nie niszczy rzęs
+ świetna szczoteczka
+ delikatne pogrubienie
+ ładna, klasyczna czerń
+ cena
+ dostępność

+/- kapryśny w kwestii osypywania się

- za szerokie zakończenie i trzonek (rączka?) szczoteczki, którym często się brudzę

K.

Zapraszam na swatche. Zdjęcia głównie w świetle sztucznym.




Z przodu nie było widać tej grudki ;)


Wybaczcie to, że jakimś cudem wyszedł mi zez rozbieżny, ale tutaj idealnie widać efekt kilku warstw ;)



Czytaj dalej

sobota, 7 stycznia 2012

Joanna - Body Naturia - masło do ciała

Witajcie dziewczyny,

Dzisiejszy post dotyczy jednej z moich ulubionych kategorii produktów do pielęgnacji ciała, czyli masło do ciała. Tym razem zrecenzuję dla Was truskawkowe masełko z linii Body Naturia firmy Joanna.

Joanna Body Naturia - Masło do ciała z truskawką
Na początek kilka słów o obietnicach producenta:
"Truskawkowe masło do ciała Naturia o świeżym owocowym zapachu zapewnia doskonałą pielęgnację skóry. Nadaje jej wyjątkową miękkość i elastyczność, pozostawia ją gładką i miłą w dotyku. Specjalnie opracowana receptura zawiera odżywcze masło Shea i nawilżający ekstrakt z truskawki."

DZIAŁANIE: Według mnie to masełko to całkiem niezły nawilżacz, który powinien odpowiadać zarówno skórze normalnej, jak i skórze, która ma problemu z przesuszeniem. Bardzo dobrze nawilża moją skórę i utrzymuje dobry poziom jej nawilżenia. Wydaje mi się, że obietnice producenta dotyczące odżywienia skóry też nie są bezpodstawne, ponieważ przez cały okres, w którym używam tego masełka moja skóra przez cały czas jest dobrze nawilżona i miękka w dotyku. Ten efekt utrzymuje się nawet, jeśli czasami nie zastosuję po kąpieli żadnego "smarowidła" :)

To masło dosyć szybko się wchłania, więc nie musimy biegać nago po mieszkaniu z obawy przed wybrudzeniem piżamy/ubrania/pościeli. Zostawia na skórze lekki film, ale nie jest on szczególnie męczący, ani nie tłuści wszystkiego wokół.

KONSYSTENCJA: Nie jestem przekonana czy nazwa produktu jest adekwatna do jego konsystencji, ponieważ nie do końca zakwalifikowałabym go do masełek. Moim zdaniem to raczej krem do ciała, niż masło, nawet jeśli w wyobrażeniach mam roztopione masło... Nie jest to jednak zarzutem, dzięki takiej konsystencji produkt bardzo dobrze się rozprowadza po ciele, a jednocześnie nie wylewa się z rąk.

Konsystencja
ZAPACH: Zapach masełka nie jest zapachem prawdziwych truskawek, to raczej taka chemiczna truskawka, ale mimo to bardzo go lubię. Kojarzy mi się z truskawkowym Danio. Zapach ten przypadł mi do gustu już w momencie kiedy kupiłam truskawkowy szampon do włosów z tej samej linii, dlatego też uzbierała mi się mała pielęgnacyjna truskawkowa rodzinka widoczna na zdjęciu poniżej :)

Moja truskawkowa rodzinka.
WYDAJNOŚĆ: Produkt, dzięki swojej konsystencji, bardzo dobrze rozprowadza się na ciele i wystarcza niewielka ilość do pokrycia większych partii skóry. Wydajność tego produktu zdecydowanie należy do przyzwoitych, mam go już około 3 miesięcy i wcale nie kurzy się na półce. Wprawdzie nie jest jedynym produktem do ciała, jakiego używam, ale sięgam po niego kilka razy w tygodniu, dlatego wydajność oceniłabym na bardzo dobrą. Myślę, że wystarczy mi jeszcze co najmniej do końca miesiąca i to jeśli będą go bardzo intensywnie używać.

OPAKOWANIE: To typowy dla masełek lub kremów do ciała okrągły plastikowy słoiczek z odkręcanym wieczkiem. Bardzo wygodny, nie sprawiający problemów, ani z otwieraniem, ani z zamykaniem - nie trzeba się męczyć, żeby trafić w odpowiednie miejsce, żeby dokładnie zamknąć słoiczek. Opakowanie zawiera 250g produktu. Jedyne co mi się nie spodobało, to brak folii zabezpieczającej, tzn. że nie mamy gwarancji, że ktoś nie otworzył przed nami naszego masła i nie wkładał tam paluchów.

Opakowanie
CENA: Ja kupiłam swoją truskawkę w promocji w Super-Pharm za ok.5zł, więc przypuszczam, że maksymalna cena tego masła, to około 10 złotych.

DOSTĘPNOŚĆ: Wydaje mi się, że dostaniecie je wszędzie, gdzie dostępne są produkty marki Joanna.

Podsumowanie:
+ nawilżanie skóry
+ szybkie wchłanianie
+ wydajność
+ opakowanie
+ cena

+/- zapach (dla mnie na plus, ale może się nie spodobać przeciwniczkom chemicznej truskawki ;)

K.

Podejrzewam, że można by się przyczepić do składu, ponieważ jest koszmarnie długi, a według ogólnie przyjętych reguł, im coś dłuższy ma skład, tym więcej chemii można się spodziewać... ;) Niestety ja na składach kosmetyków zbyt dobrze się nie znam, dlatego chętnie poczytam uwagi od kogoś, kto mógłby coś na ten temat powiedzieć... 

SKŁAD:
AQUA, BUTYROSPERMUM PARKII BUTTER, PARAFFINUM LIQUIDUM, DICAPRYLYL ETHER, CETEARYL ALCOHOL, CERA ALBA, CETEARETH-20, CYCLOMETHICONE, ISOPROPYL MYRISTATE, PETROLATUM, SODIUM POLYACRYLATE, TOCOPHERYL ACETATE, FRAGARIA CHILOENSIS EXTRACT, PROPYLENE GLYCOL, CITRIC ACID, PARFUM, BENZYL SALICYLATE, LIMONENE, DMDM HYDANTOIN, METHYLCHLOROISOTHIAZOLINONE, METHYLIOSOTHIAZOLINONE, CI:16255
Czytaj dalej

czwartek, 5 stycznia 2012

Najciekawsze zakupy grudnia 2011r.

Hej Dziewczyny!

Postanowiłam ostatecznie podsumować i zakończyć rok 2011 i pokazać Wam najciekawsze zakupy kosmetyczne, które zrobiłam w grudniu. Ponieważ w międzyczasie chwaliłam się Wam niektórymi zdobyczami, to daruję sobie przedstawienie absolutnie wszystkich moich nabytków i wybrałam te kilkanaście, które dla mnie były najbardziej atrakcyjne, a nie pokazywałam ich jeszcze na blogu. Dajcie znać, jeśli coś szczególnie Was zainteresuje, postaram się wtedy przygotować recenzję danego kosmetyku :)

Nie chcę przygotowywać żadnego większego podsumowania ubiegłego roku, ponieważ właściwie nie różniłoby się ono od tagów - Motyle 2011 i Kosmetyczne zachwyty 2011, opisywanych tutaj.

Zapraszam na zdjęcia! :)

1. Paznokcie.
Od lewej: Essence Circus Confetti, Essence Hello Holo, Golden Rose 208, Golden Rose 256
Myślę, że tutaj wiele nie trzeba pisać! Po prostu lakieromanii ciąg dalszy. Na szczęście tymi kolorami mniej więcej zaspokoiłam swoją największą ciekawość i już nie chwyta mnie za serce pierwszy lepszy lakier.
Od lewej: Oriflame - emalia ochronna do paznokci, Nail Tek Foundation II
Od tej całej lakieromanii znowu zaczęły mi się niszczyć i rozdwajać paznokcie dlatego sięgnęłam po sprawdzoną emalię z Oriflame, a dodatkowo zdecydowałam się na kupno Nail Tek'a. Nie wiem co jest powodem, ale moje pierwsze wrażenia z używania NT nie są szczególnie pozytywne. Pewnie napiszę o tym osobny post...


2. Pielęgnacja twarzy.
Alterra - krem pod oczy z orchideą.
Tak bardzo przyzwyczaiłam się do regularnego używania kremu pod oczy, że chciałam kupić krem, który miałabym u mojego M. Początkowo miałam ochotę na jakiś krem pod oczy z Avy lub żel z Flos-Lek (w domu mam wersję ze świetlikiem i bławatkiem, ale później nie mogłam jej już znaleźć), ale jakoś nigdzie nie wpadały mi w ręce, dlatego kupiłam Alterrę, po przeczytaniu kilku pozytywnych recenzji. Na razie jestem bardzo zadowolona!


Bourjois - Płyn micelarny.
Korzystając z jednej z rossmanowskich promocji kupiłam również osławiony micel z Bourjois. U mnie sprawdza się świetnie i radzi sobie nawet z linerem w żelu z Essence!

Biedronka - Be Beauty - żel micelarny do mycia i demakijażu.
Wychwalany żel micelarny z Biedronki kupiłam, żeby mieć zastępstwo dla żelu z aloesem i arniką z Oriflame, ale nie wiedzieć czemu ten żel kończy mi się już od ponad 2 miesięcy! Od miesiąca stoi "na głowie" i nadal jeszcze jest go na parę użyć, dlatego żelu micelarnego użyłam tylko kilka razy z ciekawości, a na razie czeka grzecznie na swoją kolej.

Tisane - balsam do ust.
Nie mogłam nie kupić Tisane, po milionie pozytywnych recenzji na blogach i Wizażu. Może cudów nie czyni, ale na pewno bardzo dobrze nawilża usta i chyba sprawdza się u mnie lepiej niż Carmex.

Od lewej: Maseczki Bielenda z białą glinką, Bielenda z zieloną glinką, Ziaja maska oczyszczająca, Ava maska karotenowa, Ava maska z ekstraktem z pomidora, Ava maska BioAlga, Ava maska z ekstraktem z moreli, Ava maska z ekstraktem z grapefrujta.
3. Pielęgnacja włosów.
Alterra szampon z granatem i aloesem i Alterra maska do włosów z granatem i aloesem.
W wakacje używałam szamponu i odżywki z Alterry w wersji morela + pszenica i całkiem nieźle się sprawdzały. Tym razem wybrałam wersję granat i aloes, ale zamiast odżywki kupiłam maskę, ponieważ czytałam na wielu blogach, że sprawdza się świetnie jako ekspresowa maska/odżywka tuż po myciu głowy, dlatego będę jej używać raz w tygodniu właśnie w ten sposób. Warto zaznaczyć, że szampony z Alterry nie zawierają SLS, ani SLES.

Olejek z pomarańczą i brzozą.
Postanowiłam rozpocząć olejowanie włosów. Czytałam dużo dobrego o tej metodzie, no i nie da się ukryć, że efekty kuracji widać gołym okiem, wystarczy spojrzeć na zdjęcia przed i po we wpisach wszystkich dziewczyn, które używają olejów od pewnego czasu. Zdecydowałam się na olejek z Alterry z pomarańczą i brzozą, mimo, że teoretycznie jest on przeznaczony do walki z pomarańczową skórką, ale ta firma posiada w swojej ofercie przede wszystkim naturalne, ekologiczne produkty, dlatego nie boję się go użyć na włosach. O takiej możliwości jego zastosowania przeczytałam na blogu Anwen.

4. Pielęgnacja ciała.
Krem do rąk Eveline Glicerini bio kozie mleko.
Kolejny produkt zakupiony po przeczytaniu mnóstwa pozytywnych opinii na wszelkich blogach. Jestem z tego kremu bardzo zadowolona i myślę, że zasłużył na osobną recenzję! W dodatku ma piękny, delikatny mleczny zapach!

Żele pod prysznic Original Source malina i wanilia, czekolada i pomarańcza oraz mięta i trawa cytrynowa.
Jak widać skorzystałam również z poświątecznej promocji Rossmanowskiej i kupiłam dwa żele Original Source, a do każdego z nich dostałam gratis w postaci drugiego żelu w wersji zapachowej mięta i trawa cytrynowa, które już stoją pod prysznicem u mojego M. :) Ja dla siebie wybrałam najnowsze wersje zapachowe, dosyć pożądane i mocno polecane na wszelkich blogach, czyli malinę z wanilią, który to żel pachnie jak truskawkowe desery z bitą śmietaną z Bakomy, a wersja czekolada i pomarańcza pachnie kropka w kropkę jak delicje czekoladowe! Zapachy są świetne! :)

K.

P.S. Bawiłam się trochę naświetleniem i kontrastem zdjęć, dlatego dajcie również znać, jak Wam się podobają zdjęcia w tej wersji :)
Czytaj dalej

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Grudniowe denka

Tak, jak obiecałam - dzisiaj post denkowy, czyli o tym, co w grudniu zakończyło swój żywot w mojej kosmetyczce/łazience... :)

Zanim zacznę musicie wiedzieć jedną rzecz. Często wspominam, że jeden kosmetyk mam w domu, a inny u mojego chłopaka. Wynika to z faktu, że nadal mieszkam z mamą, ale właściwie połowę tygodnia i tak spędzam u M., dlatego stety i niestety moje zasoby kosmetyczne - w szczególności te pielęgnacyjne, kolorówki raczej nie dubluję - są podwójne. Z tego powodu, gdy kończy mi się jakiś kosmetyk, zdarza się, że piszę o dwóch zamiennikach. Po prostu gdybym miała za każdym razem, kiedy zostaję na noc u M., wozić ze sobą całą pielęgnację i kolorówkę, to już dawno miałabym garba, skoliozę lub jakiekolwiek inne schorzenie kręgosłupa ;)

W tym miesiącu wykończyłam aż 12 kosmetyków, czyli o dwa produkty więcej niż w poprzednim miesiącu! Chociaż może to stwierdzenie jest nieco na wyrost, ponieważ z dwoma produktami pożegnałam się odrobinę wcześniej... Zauważyłam, że znaczna większość kosmetyków, to kosmetyki marki Oriflame, ale wynika to z faktu, że kosmetyków innych firm zaczęłam stosować w zasadzie od niedawna, dlatego nie zdążyły one jeszcze sięgnąć dna. Znaczna część tych produktów ponownie zagości lub już zagościła w mojej kosmetyczce, ale jest też kilka, do których już raczej nie powrócę. Jesteście ciekawe moich opinii? Zatem nie przedłużając - oto moje denkowe osiągnięcia! :)


1. Krem antycellulitowy z serii Swedish SPA; Oriflame - Fantastyczny imbirowy zapach tego kremu na powrót zmotywował mnie do stosowania tego typu kosmetyków. Kupiłam go jako nowość w ofercie i bardzo chciałam go użyć, ale miałam jeszcze połowę innego antycellulitowego specyfiku, który od miesięcy stał porzucony na półce i patrzył na mnie z wyrzutem. Nie chciałam otwierać nowego, dlatego szybko zużyłam ten poprzedni i zabrałam się za ten. Trudno oceniać efekty kosmetyków antycellulitowych zaledwie po zużyciu tylko jednego opakowania, ponieważ z tym defektem niestety walka trwa dużo dłużej. Mimo to uważam, że ten specyfik delikatnie ujędrniał i wygładzał skórę ud i pośladków, jednak nie mogę uznać tego efektu za spektakularny z racji totalnego braku ćwiczeń... Chyba w takim razie mam już pomysł na jedno z postanowień noworocznych... Myślę, że będę do niego sporadycznie wracać, jednak jego cena promocyjna nadal jest wyższa niż cena kosmetyków Eveline, które są dużo bardziej wydajne i chyba jednak bardziej skuteczne. Aktualnie używam pomarańczowego serum właśnie z Eveline i mam już inną wersję serum w zapasie, o czym pisałam w prezentowym poście.

2. Optimals Matte Touch, matujący krem na dzień; Oriflame - Sama już nie wiem, który to mój słoiczek! Bardzo lubię ten krem ze względu na to, że dosyć dobrze wspomaga mnie w walce z nieprzyjaciółmi, zwłaszcza w komplecie z jego odpowiednikiem na noc. Mimo to jednak zupełnie nie ma wpływu na matowienie mojej skóry, na czym jednak bardzo mi zależy, dlatego zużyję kolejny słoiczek z zapasów, ale następnym kremem, który chcę wypróbować jest Perfecta Cera Mieszana, o którym niedawno pisała Burn.

3. Nawilżający krem do ciała Swedish SPA; Oriflame - Zdecydowanie należy do moich ulubieńców w kategorii nawilżających specyfików do ciała! Uwielbiam jego zapach, kojarzący mi się odrobinę z męskimi perfumami. Bardzo intensywnie nawilża moją skórę i był jednym ze sprzymierzeńców w walce o gładką skórę. Przymierzam się do jego recenzji, ponieważ jest to produkt w 100% godny uwagi! Zawsze mam jeden otwarty lub przynajmniej czekający w zapasie!

4. Oczyszczający scrub i maseczka Pure Skin; Oriflame - Kolejny produkt godny polecenia! Scrub nie zrobił na mnie większego wrażenia, po prostu dobrze ścierał naskórek zostawiając gładką twarz przygotowaną do nałożenia maseczki. Za to maska! O ludzie! Żałuję, że nie odkryłam jej w wakacje! Dosłownie mrozi buzię! Bardzo dobrze oczyszcza skórę, przyjemnie pachnie i zostawia wrażenie mocno orzeźwionej twarzy! Mam jeszcze jedną i na pewno będę do niej wracać!

5. Maseczka karotenowa; Ava Laboratorium - Skusiłam się na tą maskę w Rossmanie, ponieważ kojarzyłam firmę Ava z kosmetykami ekologicznymi i słyszałam o niej dobre opinie. Maska nie zawiera w składzie parabenów, co dla wielu z Was może mieć ogromne znaczenie. Producent obiecuje przede wszystkim poprawę kolorytu skóry, ale po jednym użyciu maski na pewno nie da się tego zauważyć, zważywszy na to, że nie jest to przecież krem koloryzujący. Pozostałe obietnice spełnione są w stopniu zadowalającym - cera jest nawilżona i odżywiona. Mam jeszcze jedną taką maseczkę w zapasie, a później zobaczymy... 


6. Płyn do demakijażu oczu; Garnier - Kupiłam go w okresie letnim, poszukując zastępcy dla mojego ulubionego płynu do demakijażu z Oriflame, który wycofano, a w tamtym czasie nie było jeszcze nowego w ofercie. Mimo, że Garnier nie spełnia wszystkich obietnic producenta, np.totalnie nie radzi sobie z makijażem wodoodpornym, mimo, że istnieje takie zapewnienie, to jednak płyn ten zdecydowanie przypadł mi do gustu! Uwielbiałam go ze względu na piękny winogronowy zapach i delikatne działanie - co miało dla mnie ogromne znaczenie, po tym, jak totalnym niewypałem okazał się płyn do demakijażu z serii Sopot SPA z Ziaji, który koszmarnie podrażniał mi oczy. Zużywanie Garniera było czystą przyjemnością i z chęcią zapoznam się z innymi kosmetykami z tej linii. W tej chwili w domu używam Biodermy Sensibio, a u mojego M. micela z Bourjois, a dodatkowo mam zapas w postaci micela z Maybelline, dlatego przez najbliższe kilka miesięcy nie wrócę do tego płynu. Myślę jednak, że jeszcze kiedyś się spotkamy! :)

Następnych kilku produktów nie udało mi się sfotografować zanim puste opakowania trafiły do kosza, dlatego posłużę się zdjęciami z internetu.

7. Żel pod prysznic z serii Discover China; Oriflame - Uwielbiam wszelkie żele z każdej serii Discover. Mają przepiękne zapachy - ten akurat był delikatny, kwiatowy. Dobrze oczyszczał i nie wysuszał skóry, więc robił to, co powinien robić. Co jakiś czas robię zapas tych żeli w różnych wersjach zapachowych, zwłaszcza kiedy jest promocja na wersje 400ml - urzędują głównie u mojego M., który zużywa je z prędkością światła! :) W aktualnym katalogu również są w promocji, dlatego jutro do naszych zapasów dołączą kolejne 2-3 sztuki :)
8. Hair X Pure Balance, szampon do włosów przetłuszczających się; Oriflame - Swego czasu mój ulubieniec. To już chyba moja setna butelka! ;) Na początku moje włosy bardzo dobrze na niego reagowały, były lekkie i sypkie jak po wyjściu od fryzjera, teraz już się do niego przyzwyczaiły, dlatego sięgnęłam po szampony z Alterry. Zobaczymy jak się sprawdzą, a póki co w szafce mam jeszcze dwa szampony z innych serii Hair X, których używam wspólnie z mamą.
9. Oriflame Beauty, puder pyłkowy; Oriflame - Tego pudru również używałam przez długi czas, ale nie sprawdzał się w kwestii matowienia skóry i wymagał kilkukrotnych poprawek w ciągu dnia. Ponadto był bardzo kapryśny w kwestii utrwalania makijażu. Raczej już do niego nie wrócę - aktualnie w domu używam pudru bambusowego z Biochemii Urody (w opakowaniu po właśnie wykończonym pudrze z Oriflame), a u M. pudru Fix & Matte z Essence.

10. Gliss Kur Liquid Silk Gloss, ekspresowa odżywka regeneracyjna; Schwarzkopf - Bardzo fajna ekspresowa odżywka! Używam jej zawsze przed rozczesywaniem włosów po myciu, dzięki czemu ta czynność jest dużo mniej bolesna, ponieważ ostatnio moje zniszczone włosy zaczęły się koszmarnie plątać. Aktualnie włosy skróciłam o jakieś 10cm i po raz pierwszy użyłam na nie oleju, ale o tym innym razem. Póki co wspomagam się tą odżywką, do której powróciłam po kilku latach przerwy. I ja, i mama bardzo ją lubimy i na pewno na dniach wybiorę się po następną buteleczkę!


11. Oriflame Beauty, ochronna emalia do paznokci; Oriflame - Uwielbiam tą odżywkę! Przez jakiś czas próbowałam ją zdradzać z innymi specyfikami, ale ona po prostu sprawdza się u mnie najlepiej. W dodatku po delikatnym rozczarowaniu Nail Tekiem z ogromną pokorą do niej wróciłam. Nail Tek pewnie dostanie jeszcze jedną szansę, ale póki co nabyłam nową buteleczkę tej emalii. Używam jej zarówno jako odżywkę, jak i jako bazę pod lakier. Może nie zawsze przedłuża jego trwałość, ale nigdy nie zawiodła mnie, jeśli chodzi o zapobieganie farbowaniu płytki paznokcia! Ponadto świetnie utwardza i pomaga radzić sobie z rozdwajaniem się paznokci. Zdecydowanie zasługuje na osobną recenzję!
Z tą buteleczką pożegnałam się nieco przed czasem, ponieważ końcówka paskudnie zgęstniała i zgluciała tak, że ciężko ją było wydobyć z buteleczki, a jak już to się udało, to okropnie smużyła.


12. Optimals, krem do kompleksowej pięlęgnacji oczu Seeing Is Believing; Oriflame - Krem, który miał robić wszystko u mnie robił niewiele. Jedno muszę mu przyznać - bardzo dobrze nawilżał skórę w okolicach oczu, miał dosyć gęstą konsystencję i przyjemnie się aplikował. Mimo to zupełnie nic nie robił z ewentualnymi zasinieniami pod oczami, niespecjalnie odświeżał zmęczone oczy, nawet jeśli zmęczenie, czy zasinienia wynikały ze zwykłego niewyspania. Pożegnałam się z nim przed końcem opakowania, ponieważ w pewnym momencie zmienił zapach, generalnie zaczął śmierdzieć, więc bałam się go nakładać dalej na tak wrażliwe miejsce, jakim są okolice oczu. Do tego kremu na pewno nie wrócę! Dużo bardziej odpowiadał mi jego brat z serii Oxygen Boost! Aktualnie w domu mam żel ze świetlikiem i bławatkiem z Flos-Lek, a u M. krem pod oczy z orchideą z Alterry.

To by było na tyle! Wydaje mi się, że w styczniu nie pojawi się już tyle zużyć, mimo, że już widzę jakieś 3-4 kosmetyki, których wystarczy na niewiele ponad jakieś 2-3 zastosowania. Myślę, że powinnam zastanowić się nad objęciem projektem denko w szerszym stopniu kolorówki, tym bardziej, że tej przybywa mi w dosyć szybkim tempie - w ostatnim czasie oczywiście sprawa dotyczy przede wszystkim lakierów... :P Natomiast jeśli chodzi o denko w pielęgnacji, to uważam, że idzie mi bardzo dobrze - w dodatku nie chomikuję znacznych zapasów z  tej kategorii, poza tymi produktami, które zużywają się z szybkością światła, do których zazwyczaj mam wspólników - głównie szampony, odżywki i żele pod prysznic.

Z racji tego, że mamy już rok 2012 chciałabym Wam życzyć wszystkiego dobrego w Nowym Roku! Wielu sukcesów w dziedzinach, w których są Wam one najbardziej potrzebne oraz wyciągania wniosków z ewentualnych porażek tak, aby już więcej nie popełniać tych samych błędów. Poza tym życzę Wam wspaniałych kosmetycznych odkryć i żeby nie omijały Was rozchwytywane limitowanki z Essence! :D :D :D

Pozdrawiam w Nowym Roku,
K.
Czytaj dalej
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Blog template designed by SandDBlast