Tak, jak obiecałam - dzisiaj post denkowy, czyli o tym, co w grudniu zakończyło swój żywot w mojej kosmetyczce/łazience... :)
Zanim zacznę musicie wiedzieć jedną rzecz. Często wspominam, że jeden kosmetyk mam w domu, a inny u mojego chłopaka. Wynika to z faktu, że nadal mieszkam z mamą, ale właściwie połowę tygodnia i tak spędzam u M., dlatego stety i niestety moje zasoby kosmetyczne - w szczególności te pielęgnacyjne, kolorówki raczej nie dubluję - są podwójne. Z tego powodu, gdy kończy mi się jakiś kosmetyk, zdarza się, że piszę o dwóch zamiennikach. Po prostu gdybym miała za każdym razem, kiedy zostaję na noc u M., wozić ze sobą całą pielęgnację i kolorówkę, to już dawno miałabym garba, skoliozę lub jakiekolwiek inne schorzenie kręgosłupa ;)
Zanim zacznę musicie wiedzieć jedną rzecz. Często wspominam, że jeden kosmetyk mam w domu, a inny u mojego chłopaka. Wynika to z faktu, że nadal mieszkam z mamą, ale właściwie połowę tygodnia i tak spędzam u M., dlatego stety i niestety moje zasoby kosmetyczne - w szczególności te pielęgnacyjne, kolorówki raczej nie dubluję - są podwójne. Z tego powodu, gdy kończy mi się jakiś kosmetyk, zdarza się, że piszę o dwóch zamiennikach. Po prostu gdybym miała za każdym razem, kiedy zostaję na noc u M., wozić ze sobą całą pielęgnację i kolorówkę, to już dawno miałabym garba, skoliozę lub jakiekolwiek inne schorzenie kręgosłupa ;)
W tym miesiącu wykończyłam aż 12 kosmetyków, czyli o dwa produkty więcej niż w poprzednim miesiącu! Chociaż może to stwierdzenie jest nieco na wyrost, ponieważ z dwoma produktami pożegnałam się odrobinę wcześniej... Zauważyłam, że znaczna większość kosmetyków, to kosmetyki marki Oriflame, ale wynika to z faktu, że kosmetyków innych firm zaczęłam stosować w zasadzie od niedawna, dlatego nie zdążyły one jeszcze sięgnąć dna. Znaczna część tych produktów ponownie zagości lub już zagościła w mojej kosmetyczce, ale jest też kilka, do których już raczej nie powrócę. Jesteście ciekawe moich opinii? Zatem nie przedłużając - oto moje denkowe osiągnięcia! :)
1. Krem antycellulitowy z serii Swedish SPA; Oriflame - Fantastyczny imbirowy zapach tego kremu na powrót zmotywował mnie do stosowania tego typu kosmetyków. Kupiłam go jako nowość w ofercie i bardzo chciałam go użyć, ale miałam jeszcze połowę innego antycellulitowego specyfiku, który od miesięcy stał porzucony na półce i patrzył na mnie z wyrzutem. Nie chciałam otwierać nowego, dlatego szybko zużyłam ten poprzedni i zabrałam się za ten. Trudno oceniać efekty kosmetyków antycellulitowych zaledwie po zużyciu tylko jednego opakowania, ponieważ z tym defektem niestety walka trwa dużo dłużej. Mimo to uważam, że ten specyfik delikatnie ujędrniał i wygładzał skórę ud i pośladków, jednak nie mogę uznać tego efektu za spektakularny z racji totalnego braku ćwiczeń... Chyba w takim razie mam już pomysł na jedno z postanowień noworocznych... Myślę, że będę do niego sporadycznie wracać, jednak jego cena promocyjna nadal jest wyższa niż cena kosmetyków Eveline, które są dużo bardziej wydajne i chyba jednak bardziej skuteczne. Aktualnie używam pomarańczowego serum właśnie z Eveline i mam już inną wersję serum w zapasie, o czym pisałam w prezentowym poście.
2. Optimals Matte Touch, matujący krem na dzień; Oriflame - Sama już nie wiem, który to mój słoiczek! Bardzo lubię ten krem ze względu na to, że dosyć dobrze wspomaga mnie w walce z nieprzyjaciółmi, zwłaszcza w komplecie z jego odpowiednikiem na noc. Mimo to jednak zupełnie nie ma wpływu na matowienie mojej skóry, na czym jednak bardzo mi zależy, dlatego zużyję kolejny słoiczek z zapasów, ale następnym kremem, który chcę wypróbować jest Perfecta Cera Mieszana, o którym niedawno pisała Burn.
3. Nawilżający krem do ciała Swedish SPA; Oriflame - Zdecydowanie należy do moich ulubieńców w kategorii nawilżających specyfików do ciała! Uwielbiam jego zapach, kojarzący mi się odrobinę z męskimi perfumami. Bardzo intensywnie nawilża moją skórę i był jednym ze sprzymierzeńców w walce o gładką skórę. Przymierzam się do jego recenzji, ponieważ jest to produkt w 100% godny uwagi! Zawsze mam jeden otwarty lub przynajmniej czekający w zapasie!
4. Oczyszczający scrub i maseczka Pure Skin; Oriflame - Kolejny produkt godny polecenia! Scrub nie zrobił na mnie większego wrażenia, po prostu dobrze ścierał naskórek zostawiając gładką twarz przygotowaną do nałożenia maseczki. Za to maska! O ludzie! Żałuję, że nie odkryłam jej w wakacje! Dosłownie mrozi buzię! Bardzo dobrze oczyszcza skórę, przyjemnie pachnie i zostawia wrażenie mocno orzeźwionej twarzy! Mam jeszcze jedną i na pewno będę do niej wracać!
5. Maseczka karotenowa; Ava Laboratorium - Skusiłam się na tą maskę w Rossmanie, ponieważ kojarzyłam firmę Ava z kosmetykami ekologicznymi i słyszałam o niej dobre opinie. Maska nie zawiera w składzie parabenów, co dla wielu z Was może mieć ogromne znaczenie. Producent obiecuje przede wszystkim poprawę kolorytu skóry, ale po jednym użyciu maski na pewno nie da się tego zauważyć, zważywszy na to, że nie jest to przecież krem koloryzujący. Pozostałe obietnice spełnione są w stopniu zadowalającym - cera jest nawilżona i odżywiona. Mam jeszcze jedną taką maseczkę w zapasie, a później zobaczymy...
6. Płyn do demakijażu oczu; Garnier - Kupiłam go w okresie letnim, poszukując zastępcy dla mojego ulubionego płynu do demakijażu z Oriflame, który wycofano, a w tamtym czasie nie było jeszcze nowego w ofercie. Mimo, że Garnier nie spełnia wszystkich obietnic producenta, np.totalnie nie radzi sobie z makijażem wodoodpornym, mimo, że istnieje takie zapewnienie, to jednak płyn ten zdecydowanie przypadł mi do gustu! Uwielbiałam go ze względu na piękny winogronowy zapach i delikatne działanie - co miało dla mnie ogromne znaczenie, po tym, jak totalnym niewypałem okazał się płyn do demakijażu z serii Sopot SPA z Ziaji, który koszmarnie podrażniał mi oczy. Zużywanie Garniera było czystą przyjemnością i z chęcią zapoznam się z innymi kosmetykami z tej linii. W tej chwili w domu używam Biodermy Sensibio, a u mojego M. micela z Bourjois, a dodatkowo mam zapas w postaci micela z Maybelline, dlatego przez najbliższe kilka miesięcy nie wrócę do tego płynu. Myślę jednak, że jeszcze kiedyś się spotkamy! :)
Następnych kilku produktów nie udało mi się sfotografować zanim puste opakowania trafiły do kosza, dlatego posłużę się zdjęciami z internetu.
7. Żel pod prysznic z serii Discover China; Oriflame - Uwielbiam wszelkie żele z każdej serii Discover. Mają przepiękne zapachy - ten akurat był delikatny, kwiatowy. Dobrze oczyszczał i nie wysuszał skóry, więc robił to, co powinien robić. Co jakiś czas robię zapas tych żeli w różnych wersjach zapachowych, zwłaszcza kiedy jest promocja na wersje 400ml - urzędują głównie u mojego M., który zużywa je z prędkością światła! :) W aktualnym katalogu również są w promocji, dlatego jutro do naszych zapasów dołączą kolejne 2-3 sztuki :)
8. Hair X Pure Balance, szampon do włosów przetłuszczających się; Oriflame - Swego czasu mój ulubieniec. To już chyba moja setna butelka! ;) Na początku moje włosy bardzo dobrze na niego reagowały, były lekkie i sypkie jak po wyjściu od fryzjera, teraz już się do niego przyzwyczaiły, dlatego sięgnęłam po szampony z Alterry. Zobaczymy jak się sprawdzą, a póki co w szafce mam jeszcze dwa szampony z innych serii Hair X, których używam wspólnie z mamą.
9. Oriflame Beauty, puder pyłkowy; Oriflame - Tego pudru również używałam przez długi czas, ale nie sprawdzał się w kwestii matowienia skóry i wymagał kilkukrotnych poprawek w ciągu dnia. Ponadto był bardzo kapryśny w kwestii utrwalania makijażu. Raczej już do niego nie wrócę - aktualnie w domu używam pudru bambusowego z Biochemii Urody (w opakowaniu po właśnie wykończonym pudrze z Oriflame), a u M. pudru Fix & Matte z Essence.
10. Gliss Kur Liquid Silk Gloss, ekspresowa odżywka regeneracyjna; Schwarzkopf - Bardzo fajna ekspresowa odżywka! Używam jej zawsze przed rozczesywaniem włosów po myciu, dzięki czemu ta czynność jest dużo mniej bolesna, ponieważ ostatnio moje zniszczone włosy zaczęły się koszmarnie plątać. Aktualnie włosy skróciłam o jakieś 10cm i po raz pierwszy użyłam na nie oleju, ale o tym innym razem. Póki co wspomagam się tą odżywką, do której powróciłam po kilku latach przerwy. I ja, i mama bardzo ją lubimy i na pewno na dniach wybiorę się po następną buteleczkę!
11. Oriflame Beauty, ochronna emalia do paznokci; Oriflame - Uwielbiam tą odżywkę! Przez jakiś czas próbowałam ją zdradzać z innymi specyfikami, ale ona po prostu sprawdza się u mnie najlepiej. W dodatku po delikatnym rozczarowaniu Nail Tekiem z ogromną pokorą do niej wróciłam. Nail Tek pewnie dostanie jeszcze jedną szansę, ale póki co nabyłam nową buteleczkę tej emalii. Używam jej zarówno jako odżywkę, jak i jako bazę pod lakier. Może nie zawsze przedłuża jego trwałość, ale nigdy nie zawiodła mnie, jeśli chodzi o zapobieganie farbowaniu płytki paznokcia! Ponadto świetnie utwardza i pomaga radzić sobie z rozdwajaniem się paznokci. Zdecydowanie zasługuje na osobną recenzję!
Z tą buteleczką pożegnałam się nieco przed czasem, ponieważ końcówka paskudnie zgęstniała i zgluciała tak, że ciężko ją było wydobyć z buteleczki, a jak już to się udało, to okropnie smużyła.
12. Optimals, krem do kompleksowej pięlęgnacji oczu Seeing Is Believing; Oriflame - Krem, który miał robić wszystko u mnie robił niewiele. Jedno muszę mu przyznać - bardzo dobrze nawilżał skórę w okolicach oczu, miał dosyć gęstą konsystencję i przyjemnie się aplikował. Mimo to zupełnie nic nie robił z ewentualnymi zasinieniami pod oczami, niespecjalnie odświeżał zmęczone oczy, nawet jeśli zmęczenie, czy zasinienia wynikały ze zwykłego niewyspania. Pożegnałam się z nim przed końcem opakowania, ponieważ w pewnym momencie zmienił zapach, generalnie zaczął śmierdzieć, więc bałam się go nakładać dalej na tak wrażliwe miejsce, jakim są okolice oczu. Do tego kremu na pewno nie wrócę! Dużo bardziej odpowiadał mi jego brat z serii Oxygen Boost! Aktualnie w domu mam żel ze świetlikiem i bławatkiem z Flos-Lek, a u M. krem pod oczy z orchideą z Alterry.
To by było na tyle! Wydaje mi się, że w styczniu nie pojawi się już tyle zużyć, mimo, że już widzę jakieś 3-4 kosmetyki, których wystarczy na niewiele ponad jakieś 2-3 zastosowania. Myślę, że powinnam zastanowić się nad objęciem projektem denko w szerszym stopniu kolorówki, tym bardziej, że tej przybywa mi w dosyć szybkim tempie - w ostatnim czasie oczywiście sprawa dotyczy przede wszystkim lakierów... :P Natomiast jeśli chodzi o denko w pielęgnacji, to uważam, że idzie mi bardzo dobrze - w dodatku nie chomikuję znacznych zapasów z tej kategorii, poza tymi produktami, które zużywają się z szybkością światła, do których zazwyczaj mam wspólników - głównie szampony, odżywki i żele pod prysznic.
Z racji tego, że mamy już rok 2012 chciałabym Wam życzyć wszystkiego dobrego w Nowym Roku! Wielu sukcesów w dziedzinach, w których są Wam one najbardziej potrzebne oraz wyciągania wniosków z ewentualnych porażek tak, aby już więcej nie popełniać tych samych błędów. Poza tym życzę Wam wspaniałych kosmetycznych odkryć i żeby nie omijały Was rozchwytywane limitowanki z Essence! :D :D :D
Pozdrawiam w Nowym Roku,
K.
Używałam tej odżywki z Gliss Kurra. Także ją lubiłam :) hmm, w koncu zalozylam wisiorek z sową ze starego srebra, pierscionek kolczyki i bransoletke, hihi :) wczesniej nie moglam sie zdecydowac, co dobrac do takiego stroju.
OdpowiedzUsuńŚwietne zużycia- zwłaszcza, jak działasz na dwa fronty :)
OdpowiedzUsuńFajnie mieć kosmetyki w dwóch miejscach - zawsze masz pretekst by kupić nowe cudeńko:D
OdpowiedzUsuńPłynu Garniera także używałam i bardzo go lubiłam:)
Właśnie dziś biegnę do Natury w centrum, ale coś mi się zdaje, że z limitki Essence nici... Ale jakaś nadzieja się we mnie tli ;)
Życzę tego samego w Nowym Roku!
S.
kurczę a u mnie tyle produktów stoi i stoi ... zmotywowałaś mnie do zużywania :D
OdpowiedzUsuńHo ho, nieźle :)
OdpowiedzUsuń@ Katsuumi - teraz kupiłam testowo dwufazową odżywkę z Isany ;)
OdpowiedzUsuń@ zoila - dzięki :) oby tak dalej :)
@ Szalona - koniecznie! wtedy są mniejsze wyrzuty sumienia przy kolejnych zakupach :P
@ Mallene - dziękuję :)
@ lacquer-maniacs - S. mam problem z Twoim blogiem, ponieważ moja przeglądarka mi go blokuje... :(
wyskakuje mi komunikat "Witryna lacquer-maniacs.blogspot.com zawiera treści z witryny miidori-art.blogspot.com, która jest znana jako źródło złośliwego oprogramowania. Otwarcie tej witryny grozi zainfekowaniem komputera wirusem."
Oo, dzięki, że zwróciłaś nam na to uwagę! Usunęłam tę stronę z obserwowanych, może teraz będziesz mogła wejść...
OdpowiedzUsuńWłaściwie przepis nie jest skomplikowany :) 1 paczka paluszków krabowych (dostepne w kazdym markecie chyba ;p), pol puszki kukurydzy (albo troszke mniej), 2/3 ogórka świeżego i 3 jajka pokrojone w kostke, koperek i do tego majonez zmieszany ze śmietaną słodką. Doprawiamy solą i pieprzem do smaku :) i gotowe ;)
OdpowiedzUsuń@ lacquer-maniacs - już się udało! i nadrabiam zaległości :)
OdpowiedzUsuń@ Katsuumi - dziękuję - chętnie wypróbuję ten przepis :) a jakie proporcje majonezu i śmietany? I jaka śmietanka? 12%, 15%? :)
Cieszę się bardzo, że działa!:D
OdpowiedzUsuńCo do peelingu z Isany, to myślałam, że będzie pachniał bardziej intensywnie... Jeszcze go co prawda nie próbowałam, więc może zapach... "wyjdzie w prani" ;)
Niestety nie miałam okazji używać Hello Holo i Circus Confetti... Jakoś mi one zawsze umykały, tym bardziej, że kupiłam sporo lakierów z brokatem. Ale te z Sensique mnie skusiły i nie mogłam się oprzeć, właśnie przez swatche w internecie :) Zastanawiam się jeszcze nad którymś z czerwonym, a Fireworks mam teraz na paznokciach i wręcz napatrzeć się nie mogę :P A co tam zmywanie!
Dzięki za polecenie GR 208 :) jak będę w miejscu, gdzie mogę dostać lakiery z GR to może się skuszę...
Właśnie Bell jest tylko w niektórych Naturach, a szkoda... Za to ja nie słyszałam o Hebe... Przynajmniej w mojej okolicy, ani w centrum gdzie studiuję, chyba tego nie ma ;/
sporo tego... pozdrawiam:-)
OdpowiedzUsuńswietne kolory lakierów!
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie na konkurs ;)