sobota, 6 października 2012

Essie - Watermelon [swatche]

Surprise, surprise!

"Dawno" nie było tu już Essie, prawda?! ;) Pod ostatnim postem zakupowym wyraziłyście chęć zapoznania się z bliska właściwie z każdym pokazanym lakierem, jednak najczęściej padała nazwa Virgin Orchid - i obiecuję Wam, że ten lakier będzie następnym, jaki tu zobaczycie! Tym razem jednak zaprezentuję Wam inny z nowych, promocyjnych (a jakże!) nabytków, bo po prostu mam już jego zdjęcia na dysku. Nie zmienia to jednak faktu, że numerek 27, czyli Watermelon, bo o nim mowa, jest jak najbardziej warty uwagi! Zastanawiałam się nad jego zakupem dobre dwa miesiące, aż w końcu minęły wakacje i myślałam, że już się na niego nie skuszę, ale ostatecznie, za namową Sylwii, stwierdziłam, że dam mu szansę. O losie! Po raz kolejny jestem zadowolona z każdej wydanej na Essie złotówki!

Taaadaaaam! Oto on! :)


Watermelon, to piękny róż! Ale nie taki zwykły i nie taki arbuzowy, jak mogłaby sugerować nazwa. Dla mnie, to niesamowicie soczysta i apetyczna malina! Kolor jest piękny i głęboki! Oczywiście standardowo nałożyłam dwie warstwy, ale tak naprawdę ten Essiak z powodzeniem mógłby być jednowarstwowcem. Kolor jest idealnie kremowy, bez żadnych drobinek, wyposażony w piękny połysk (który ja i tak wspomogłam wysuszaczo-topem Good To Go...), a do tego jak zwykle jest naprawdę trwały! No może nieco mniej, niż Mint Candy Apple, czy wspomniany Virgin Orchid, ale 4 dni spokojnie da się nosić i wygląda po prostu ładnie! :)


Moja wersja, to oczywiście wersja europejska, zakupiona w Super-Pharm w cenie promocyjnej ok.25zł. No i - oczywiście - jest to wersja wyposażona w szeroki pędzelek, za którym wyjątkowo przepadam, bo nareszcie maluję paznokcie, a nie paznokcie i skórki wokół, a wszystko to, ledwie dwoma pociągnięciami pędzla...


Minusy? Jest jeden, ale łatwy do przeskoczenia. Zmywając Watermelon możemy się niestety spotkać z nieprzyjemnym zjawiskiem, jakim jest jego rozmazywanie się. Na szczęście nie wpływa to na łatwość zmywania samego lakieru z płytki i nie jest to szczególnie uciążliwe. Aby pozbyć się uzyskanych maziajków, wystarczy po zakończonym zmywaniu, przejechać jeszcze raz po paznokciach i ich okolicach czystym wacikiem, nasączonym zmywaczem - i po sprawie!

Mimo, że jest to kolor, który zdecydowanie należy do soczystych i świetnie nadających się na lato, myślę, że nie zostanie on zesłany na jesienno-zimowe zapomnienie. Jest chyba idealnyk kolorem na jesienną depresję! ;)

Przed Wami dużo zdjęć, co byście na pewno dostrzegły urok tego odcienia! Mam nadzieję, że zakochacie się w malinie tak bardzo, jak ja! ;)
K.

P.S. Zwróćcie uwagę na to, jak pięknie zmienia się zależnie od światła! :)









Czytaj dalej

piątek, 5 października 2012

Matowe pomadki Rimmel by Kate Moss - mini swatche

Cześć Dziewczyny!

Zupełnie nie planowałam tego posta, ale w związku z tym, że przy okazji dzisiejszej wizyty z Rossmanie zauważyłam, że dostępna jest już nowa kolekcja pomadek Rimmel, sygnowanej przez Kate Moss, postanowiłam przybliżyć Wam na szybko kolory tych szminek. Wiem, że w niektórych drogeriach jest problem z brakiem testerów, więc korzystając z ich obecności w moim Rossmanie, wymazałam sobie rękę i pobiegłam do domu robić zdjęcia! ;))

Oto kolory, które zostały zaoferowane Polkom. Zarówno na zdjęciach, jak i na żywo, kolory są do siebie dość zbliżone, zwłaszcza trzy ostatnie. Jedynymi wyróżniającymi się są kolory 101 i 102. Wydaje mi się, że na zdjęciu poniżej, kolejność pomadek jest taka sama, jak na moich swatchach, czyli od lewej - 101 jako pierwsza, do prawej do numerka 105 na końcu.

źródło: https://www.facebook.com/RimmelPolska
Kolory nie są oddane w 100%, ponieważ światło było już dość marne, ale po delikatnych poprawkach kolory można uznać za mniej więcej odpowiadające tym, jakie są w rzeczywistości, potraktujcie je więc orientacyjnie. Ja tym razem nie skusiłam się na żaden z kolorów i chyba przy tym zostanę... Uważam, że ta kolekcja jest owszem ładna, ale chyba zbyt do siebie zbliżona i tak naprawdę żaden kolor nie krzyczy do mnie "mamo"! ;))

Kolory 103-105 są raczej dobrze oddane, największy problem miałam z uchwyceniem 101 i 102. 101, to jasny różofiolet (najlepiej oddany na pierwszym zdjęciu), natomiast 102 (najlepiej oddany na trzecim zdjęciu), to lekko neonowy różokoral, wydaje mi się, że może być zbliżona do numerka 16 z wiosennej kolekcji. Wszystkie kolory są na zdjęciach trochę mniej intensywne niż na żywo.




I jak Wam się podobają? Znalazłyście coś dla siebie? :)
K.

Czytaj dalej

Lirene - Głębokie Nawilżanie - mleczko do ciała

Cześć Dziewczyny!

Zgodnie z utartym schematem, dziś na blogu powinien pojawić się post denkowy lub ulubieńcy, niestety nie zdążyłam jeszcze zrobić zdjęć do tych postów. W związku z tym korzystam ze zrobionych wcześniej zdjęć produktów, które czekają na recenzję. Tym razem stawiam znów na pielęgnację ciała i przygotujcie się na to, że w tym miesiącu, prawdopodobnie nie będzie to jedyny post o balsamie, maśle, kremie, mleczku etc. W ostatnich tygodniach kilka z tego typu produktów dobiło lub właśnie dobija dna, dlatego chciałabym je zrecenzować, póki jeszcze mam świeżo w głowie swoje przemyślenia na ich temat. Dziś jeden z takich produktów, czyli mleczko do ciała z serii Głębokie Nawilżanie od Lirene.


Ten produkt kojarzy mi się szczególnie przyjemnie, ponieważ zabrałam go ze sobą na kilka wakacyjnych wyjazdów, głównie ze względu na jego uniwersalne zastosowanie (czytaj: ja + facet). Bez sensu byłoby brać osobny balsam dla mnie i osobny dla mojego mężczyzny, więc zdecydowałam się na to mleczko. Dlaczego uważam, że jest to produkt uniwersalny? Zapraszam na recenzję! :)

Słowo od producenta:

DZIAŁANIE: Moja skóra, jeśli jest mniej lub bardziej regularnie traktowana różnymi nawilżaczami, jest raczej mało kapryśna i nie miewam z nią problemów w kwestii ewentualnych przesuszeń, stąd poziom nawilżenia, zapewniany przez to mleczko, uważam za odpowiedni dla niej. Myślę, że jest ono tylko i aż odpowiednie, choć wiem, że moja skóra potrafi być jednak nieco bardziej ukojona, to jednak przez cały dzień nie odczuwam żadnego dyskomfortu, ani nie miewam żadnych przesuszonych miejsc. Z założenia ma to być produkt przeznaczony dla skóry suchej i normalnej, i o ile na tej drugiej z pewnością się sprawdzi, tak mam wątpliwości, czy osoby ze skórą suchą będą zadowolone z działania tego produktu. Niestety mleczko nie jest tak skutecznym nawilżaczem, jak życzyłby sobie tego producent, choć - tak jak mówię - dla mnie jest on wystarczający. Moim zdaniem jest to produkt dobry, idealny do codziennego stosowania i utrzymania nawilżenia skóry na przyzwoitym poziomie. Wydaje mi się, że znaczący wpływ na jego działanie na bardziej wymagającej skórze ma obecność masła shea dopiero w drugiej połowie składu. Gdyby składnik ten był wyżej, mleczko z pewnością byłoby bardziej skuteczne dla "sucharków" ;)

Zarówno ja, jak i mój chłopak byliśmy z tego mleczka zadowoleni. Kosmetyk bardzo łatwo rozprowadza się na skórze i bardzo szybko wchłania, nie pozostawiając tłustej warstewki. Myślę, że właśnie tę kwestię szczególnie doceniał mój M., bo jak wiadomo, faceci raczej nie są zwolennikami długich i wonnych rytuałów namaszczania swojej skóry, tylko traktują ten zabieg, jako tak zwane zło konieczne ;)



KONSYSTENCJA: Mleczko ma bardzo lekką i rzadką konsystencję. Nie jest ona "pływająca", ale jak na produkt tego typu jest, mimo wszystko, dość rzadka. Nie przeszkadza to jednak w aplikacji, produkt nie spływa z rąk, za to bardzo łatwo rozsmarowuje się na ciele.


KOLOR/ZAPACH: Mleczko ma typowy biały kolor i, moim zdaniem, pachnie jak mieszanka męskiego zapachu z zapachem wody z naturalnego zbiornika, np. jeziora. Naprawdę nie potrafię inaczej tego określić! ;) Jest to jednak bardzo delikatny zapach, który na skórze pachnie bardzo naturalnie i nie kłóci się z używanymi później perfumami. Ja jestem zdecydowaną fanką tego typu zapachów, choć nie byłby to raczej mój pierwszy wybór, dlatego teraz chętnie sięgnę po coś bardziej wonnego ;)

Dość neutralny zapach, to również czynnik decydujący o tym, że mój facet sięgał po ten balsam równie chętnie, co ja. Wiadomo, jeśli postawię mu pod nosem kosmetyk o różanym zapachu, to z braku laku pewnie by go użył, ale co bym się przy tym nasłuchała, że on - facet - musi się smarować kwiatkami... Zapach "unisex" rządzi! ;)

WYDAJNOŚĆ: Kosmetyk ma raczej przyzwoitą wydajność... Używaliśmy go we dwoje najpierw przez około dwa tygodnie wakacji i teraz przez jakieś dwa tygodnie września. W tej chwili zostało go już dosłownie na 2-3 aplikacje i to raczej dla mojego mężczyzny, który potrafi nasmarować się cały porcją, którą ja zużywam na same dłonie... :P

OPAKOWANIE: Mleczko zamknięte jest w białej, nieprzezroczystej butelce o pojemności 250ml. To, co najbardziej lubię w tych opakowaniach, to, typowe dla Lirene i Pharmaceris, wgłębienie pod wieczkiem, dzięki któremu balsam bardzo łatwo otworzyć nawet mokrymi rękami. Ponadto, pod koniec używania, produkt można z łatwością postawić "na głowie", ze względu na płaskie zamknięcie, co z pewnością umożliwi nam zużycie produktu do końca.


CENA/DOSTĘPNOŚĆ: ok.12zl; dostępny w Rossmanie (choć ostatnio widziałam go w CND), Super-Pharm i zapewne w innych drogeriach, które mają w ofercie kosmetyki Lirene;

CZY KUPIĘ PONOWNIE: Choć to dobry produkt, to w tej chwili nie planuję ponownego zakupu. W tej chwili mam spore zapasy balsamów i maseł do zużycia, więc nie potrzebuję więcej, ale jeśli miałabym wrócić do tej serii, to tym razem chciałabym wypróbować serum Głębokie Nawilżanie :)

SKŁAD:


Podsumowanie:
+ przyzwoite nawilżanie skóry normalnej;
+ wygodne opakowanie;
+ przyjemny, neutralny zapach;
+ dobra cena i łatwa dostępność;
- zbyt małe nawilżenia dla skóry suchej

W serii Głębokie Nawilżanie znajdują się jeszcze serum i balsam do ciała, które również mnie ciekawią. Mleczko uważam za produkt przyzwoity i warty wypróbowania, choć z pewnością nie jest to kosmetyk, który sprawdzi się u każdego. A Wy używałyście któregoś produktu z tej linii? Jakie macie wrażenia? Głębokie Nawilżanie, czy głęboka przesada? ;)
K.

Produkt otrzymałam w ramach współpracy z Laboratorium Kosmetycznym Dr Irena Eris. Dziękuję Pani Ani za udostępnienie produktów do testów.
Czytaj dalej

środa, 3 października 2012

Wrześniowe zdobycze - a przynajmniej te najciekawsze... ;)

Cześć Dziewczyny!

Tym razem post o najciekawszych kosmetykach, które wpadły mi do "kosmetyczki" we wrześniu. Tym razem nie pokazuję wszystkiego, bo wydaje mi się, że mogłoby to być po prostu nudne... Pojawiło się kilka kosmetyków z serii uzupełnianie zapasów, takich jak płyn micelarny Bourjois, żel micelarny z Biedronki czy szampon bez silikonów Syoss (mój chłopak również się z nim polubił! ;)) - wszystko znane i lubiane, więc nie ma sensu pokazywać tych rzeczy na zdjęciach. Skupmy się więc na najciekawszych aspektach wrześniowych zdobyczy! :) Tym razem moje zakupy zdominowała promocja na lakiery Essie w Super-Pharm... ;)

od góry od lewej: Sexy Divide, Peach Daiquiri, Virgin Orchid,
Watermelon, Sand Tropez, Island Hopping,
Bangle Jangle, Mademoiselle
Essie, Essie, Essie... Już wiecie, dlaczego we wrześniu lakiery zdominowały moje posty... Tak też będzie z pewnością w październiku, choć w planach mam również więcej recenzji pielęgnacji. Ale do rzeczy... Dwa z lakierów z powyższego zdjęcia kupiłam w sklepie PaaTal za niecałe 15zł/szt. - są to kolory Mademoiselle (swatche TUTAJ) oraz Bangle Jangle. Pozostałe piękności kupiłam w Super-Pharm w promocyjnej cenie ok.25zł/szt. Oczywiście na początku skusił mnie tylko Sand Tropez (swatche TUTAJ). Później jednak skusiłam się kolejno na Watermelon i Sexy Divide, a przy kolejnej wizycie również na Virgin Orchid, Island Hopping oraz Peach Daiquiri. Chyba nigdy jeszcze nie przestudiowałam w necie tylu swatchy lakierów, co we wrześniu... I nadal mam jeszcze kilka sztuk na wishliście... ;)

Czy są wśród nich jakieś kolory, które szczególnie Was interesują?

Rare 021 Cotton Candy, Golden Rose Paris 242 i 32

Pierwszy lakier od lewej, czyli Rare w kolorze Cotton Candy, to prezent od Sylwii, przywieziony z Gran Canarii, a kolejne dwa, to zdobyte przy jej pomocy lakiery Golden Rose Paris w kolorach - 242 oraz 32. Cena lakierów GR, to około 5zł/szt.


The Balm - bronzer Bahama Mama i róż Frat Boy... No cóż za niespodzianka, prawda? ;) Biłam się z myślami odkąd tylko dostałam sms z informacją o weekendowej promocji w Marionnaud. W końcu za namową (niezbyt intensywną) Gray i Agu, ostatecznie zdecydowałam się skusić na kolejną kolorówkę tej marki. Tym razem ceny były obniżone o 30%, więc oba produkty wyniosły mnie około 35zł/szt.

Powyższe swatche potraktujcie raczej orientacyjnie ;) Niedługo post przybliżający te dobroci :)


Max Factor False Lash Effect Fusion, to moja kolejna sztuka tego tuszu! Bardzo go polubiłam, a moja pierwsza buteleczka dość mocno podeschła, więc spodziewam się, że lada dzień odmówi mi posłuszeństwa... W dodatku zdałam sobie sprawę, że zapomniałam o jego recenzji, a efekt już jednak nie jest ten sam, co na początku... Z pomocą przyszedł mi Super-Pharm, gdzie tusz kupiłam w promocji za ok.35zł. Chcecie porównanie jak wyglądają rzęsy pomalowane podeschniętym już FLE, a jak tym świeżo otwartym?

Dalej jest coraz lepiej - nareszcie zamówiłam upragnioną paletkę Sleek, czyli Storm. To prawdopodobnie najbardziej popularna paletka tej marki, a ja - Sleekomaniaczka - tak długo się przed nią opierałam. Nareszcie jednak ją mam i chętnie z niej korzystam! :) Pamiętam, że korzystałam z jakiejś zniżki na kosmetykomanii, ale nie pamiętam ile dokładnie zapłaciłam za tę paletkę, w każdym razie jej cena regularna wynosi ok.35zł.

Pędzle Hakuro do twarzy szczerze uwielbiam i chętnie po nie sięgam, dlatego chciałam również sprawdzić jak miewają się te do oczu. Wybrałam jeden, chyba najpopularniejszy model do rozcierania, czyli Hakuro H79, który uznawany jest za odpowiednik MACa 217. Cena Hakuro, to 16,40zł, czyli bardzo korzystnie! :)


Wczoraj, przy okazji relacji z otwarcia Bath & Body Works (KLIK), pisałam już o prezentach od marki. Ja zdecydowałam się na mgiełkę i balsam z linii Dark Kiss oraz na mydło w piance z linii Sweet Pea.

Wyżej wymienione produkty są prezentami, ale ponieważ marka jest nowa, poniżej podaję standardowe ceny tych kosmetyków:
mgiełka (236ml): 49zł; 
balsam do ciała (236ml): 35zł; 
mydło w piance (259ml): 29zł


W związku z ciężkim wyborem i ograniczeniem do maksymalnie trzech różnych zapachów, postanowiłam skorzystać również z promocji i wybrałam dwa dodatkowe balsamy z linii Pink Chiffon oraz Carried Away. W skrócie - kupiłam jeden balsam, drugi wybrany dostałam gratis, czyli wydałam tylko 35zł.


To zdjęcie z pewnością znają już dziewczyny, które zaglądają na blogowego facebooka. Są to zakupy, które poczynił dla mnie w Wiedniu mój "szwagier" :) Skubaniec kupił wszyściutko, o co go poprosiłam! Nareszcie i ja będę mogła przetestować hity z DM! Całość wyniosła mnie jakieś 10-15 euro.

Alverde - olejek do ciała z wyciągiem z dzikiej róży i rokitnika;
Alverde - olejek do ciała z paczulą i czarną porzeczką;
Alverde - maska do włosów z aloesem i hibiskusem;
Alverde - odżywka do włosów z aloesem i hibiskusem;
Balea - melonowy żel pod prysznic;
Balea - żel pod prysznic z guavą;


Powyższa paczuszka, to dobra wola Agu, która postanowiła umożliwić mi przetestowanie podkładu mineralnego Lily Lolo w kolorze, którego Agata sama używa, czyli Warm Peach. Zresztą zawartość całej paczuszki była niespodzianką i sprawiła mi ogromną przyjemność! Agu wysłała mi również odsypkę różu  Lily Lolo Ooh La La, odlewkę maski i peelingu 2w1 z ogórkiem i ryżem od Ava, podzieliła się cytrynkowym Rimmelem, dorzuciła próbki kremu rozświetlającego z Corine de Farme, który chciałam kiedyś wypróbować a do tego dorzuciła jeszcze maskę nawilżającą z AA... Ta paczuszka już poskutkowała odebranym wczoraj zamówieniem, zawierającym kosmetyki LL! :)

Dziękuję Agu! :*


No i na koniec piękna trójca błyszczyków, które otrzymałam o testów od przedstawicielki perfumerii Douglas Polska. Są to błyszczyki z serii Absolute Lips w kolorach 06 Hanna, 08 Giulia oraz 07 Mira. O ile nie jestem szczególną fanką błyszczyków i rzadko sięgam po taką formę produktów do ust, tak te naprawdę nieźle się sprawdzają. Więcej o nich już wkrótce! :)

Czy jest wśród tych produktów coś, co wzbudziło Waszą szczególną ciekawość? I czy Wy we wrześniu upolowałyście coś, z czego jesteście szczególnie zadowolone? :)
K.

Czytaj dalej

wtorek, 2 października 2012

Bath & Body Works w Warszawie - relacja z otwarcia!

Cześć Dziewczyny!

W ubiegły czwartek, wraz z kilkunastoma innymi koleżankami-blogerkami, uczestniczyłam w otwarciu pierwszego warszawskiego salonu Bath & Body Works w Złotych Tarasach. Dziewczyny w większości już napisały swoje relacje, ale ja też dorzucę swoje trzy grosze :)


Bath & Body Works to amerykańska marka, która proponuje nam zarówno produkty pielęgnacyjne, kosmetyki antybakteryjne, domowe spa a także zapachy dla domu. W ich ofercie znajdziecie prawie 30 różnych linii zapachowych, wchodzących w skład podstawowej oferty (kolekcja Signature). Gwarantuję Wam, że nawet najbardziej wymagający nos znajdzie wśród tych zapachów coś dla siebie!

Gray & Karotka
Jeśli nawet nie urzekną Was wonne mgiełki, wody toaletowe czy balsamy, to z pewnością oszalejecie dla produktów z serii spa, produktów z serii do aromaterapii, albo za szczególnie urokliwymi i pięknie pachnącymi malutkimi żelami antybakteryjnymi. A jeśli lubicie otaczać się pięknymi zapachami, to z pewnością ucieszy Was informacja, że w BBW znajdziecie zarówno zapachy do domu (Wallflower), masywne świece w różnych rozmiarach i wariantach zapachowych jaki i miniaturowe zapachy np. do samochodu. Warto zapoznać się bliżej! Albo nie... Jeśli nie chcecie zrujnować swojego portfela... Bynajmniej nie mam na myśli cen, bo te są jak najbardziej przystępne, tym bardziej, jeśli trafimy na jedną z licznie zapowiadanych promocji, czy zniżek. Po prostu sama wiem, jak ciężko było mi się zdecydować na ten najpiękniejszy zapach wśród tylu świetnych wariantów! ;)

Gray wcina :)
Na otwarciu miałyśmy chwilę czasu na "sesję zdjęciową" sklepu i oferty, a później zostałyśmy przywitane przez przedstawiciela marki. Pan przyleciał do nas prosto z Ameryki specjalnie po to, żeby wysmarować masłem Oleśkę i tym samym przekonać ją do jakości kosmetyków BBW ;) A tak na serio... Pan pokrótce opowiedział nam o filozofii marki, o zapachach oferowanych przez BBW oraz innych ciekawostkach, związanych z marką. 

Oleśka i pan z Ameryki ;)
Później zostałyśmy oprowadzone po sklepie oraz dokładniej poinformowano nas o sklasyfikowaniu zapachów (rześkie, ciepłe, romantyczne, seksowne... to moja interpretacja, ale "fachowa" nomenklatura brzmi podobnie ;)), a także zostałyśmy miło zaskoczone możliwością wyboru mydła antybakteryjnego w piance, mgiełki zapachowej oraz balsamu. Poniżej znajdziecie moje wybory, czyli mydło Sweet Pea oraz balsam i mgiełkę Dark Kiss.


To, co najbardziej spodobało mi się w sklepie, to fakt, że niemal każdy produkt ma swój tester, nawet jeśli seria zapachowa zawiera kilka kosmetyków, to każdy z nich posiada tester, dzięki czemu możemy dokładnie sprawdzić zarówno zapach, jak i konsystencję każdego z produktów. Ponadto, jak już zabraknie nam miejsca na ciele na maziajki, to zawsze możemy skorzystać z umywalki, która jest usytuowana w centralnym miejscu sklepu (jednocześnie testując mydła w piance;)), a potem dalej testować i testować... :) Jest to rzecz nadal niespotykana w polskich drogeriach i perfumeriach, dlatego tym bardziej zasługuje na wyróżnienie. Ponadto, na niewielkim stanowisku z kolorówką, znajdziecie również jednorazowe szpatułki, którymi możecie zaaplikować produkt na swoją skórę nie mając kontaktu z testerem :)

Gray myje łapki ;)
Produkty w sklepie są bardzo jasno pogrupowane i poukładane seriami, więc nie powinnyście mieć problemu z odnalezieniem interesujących Was produktów. A nawet, gdyby to zawsze możecie poprosić o pomoc dziewczyny z obsługi, które są naprawdę świetnie poinformowane o tym, co mają w asortymencie i co, kiedy powinno dotrzeć. Dziewczyny mają naprawdę ogromną wiedzę i chętnie się nią dzielą oraz pomagają w wyborze interesujących Was zapachów, a wszystko to w miłej i niezobowiązującej atmosferze. Wielkie brawa! :)

Beata z Ale Babki wybrała swoje mydełko ;)
Wspominałam wyżej, że nie mogłam się zdecydować na "ulubione" zapachy, dlatego skusiłam się również na promocję, która obejmowała produkty z serii Signature - i wybrałam balsam Pink Chiffon (być może znany Wam z wrześniowego GlossyBox), a w gratisie wybrałam balsam Carried Away o tej samej pojemności. Ta promocja trwała tylko do niedzieli, ale już teraz są nowe, a ponadto na fanpage'u Bath & Body Works wkrótce powinna pojawić się aplikacja, dzięki której będziecie mogły pobrać kupon z 20% zniżką na cały asortyment marki, który będziecie mogły zrealizować w sklepach BBW w Złotych Tarach oraz w Galerii Mokotów.


I jak? Zaciekawiłam Was? Poniżej fotorelacja i prezentacja wnętrza sklepu oraz jego oferty ;)
K.

P.S. Ciągle jeszcze kusi mnie seria Paris Amour! :)







Czytaj dalej
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Blog template designed by SandDBlast