Cześć Dziewczyny!
Zgodnie z utartym schematem, dziś na blogu powinien pojawić się post denkowy lub ulubieńcy, niestety nie zdążyłam jeszcze zrobić zdjęć do tych postów. W związku z tym korzystam ze zrobionych wcześniej zdjęć produktów, które czekają na recenzję. Tym razem stawiam znów na pielęgnację ciała i przygotujcie się na to, że w tym miesiącu, prawdopodobnie nie będzie to jedyny post o balsamie, maśle, kremie, mleczku etc. W ostatnich tygodniach kilka z tego typu produktów dobiło lub właśnie dobija dna, dlatego chciałabym je zrecenzować, póki jeszcze mam świeżo w głowie swoje przemyślenia na ich temat. Dziś jeden z takich produktów, czyli mleczko do ciała z serii Głębokie Nawilżanie od Lirene.
Ten produkt kojarzy mi się szczególnie przyjemnie, ponieważ zabrałam go ze sobą na kilka wakacyjnych wyjazdów, głównie ze względu na jego uniwersalne zastosowanie (czytaj: ja + facet). Bez sensu byłoby brać osobny balsam dla mnie i osobny dla mojego mężczyzny, więc zdecydowałam się na to mleczko. Dlaczego uważam, że jest to produkt uniwersalny? Zapraszam na recenzję! :)
Słowo od producenta:
DZIAŁANIE: Moja skóra, jeśli jest mniej lub bardziej regularnie traktowana różnymi nawilżaczami, jest raczej mało kapryśna i nie miewam z nią problemów w kwestii ewentualnych przesuszeń, stąd poziom nawilżenia, zapewniany przez to mleczko, uważam za odpowiedni dla niej. Myślę, że jest ono tylko i aż odpowiednie, choć wiem, że moja skóra potrafi być jednak nieco bardziej ukojona, to jednak przez cały dzień nie odczuwam żadnego dyskomfortu, ani nie miewam żadnych przesuszonych miejsc. Z założenia ma to być produkt przeznaczony dla skóry suchej i normalnej, i o ile na tej drugiej z pewnością się sprawdzi, tak mam wątpliwości, czy osoby ze skórą suchą będą zadowolone z działania tego produktu. Niestety mleczko nie jest tak skutecznym nawilżaczem, jak życzyłby sobie tego producent, choć - tak jak mówię - dla mnie jest on wystarczający. Moim zdaniem jest to produkt dobry, idealny do codziennego stosowania i utrzymania nawilżenia skóry na przyzwoitym poziomie. Wydaje mi się, że znaczący wpływ na jego działanie na bardziej wymagającej skórze ma obecność masła shea dopiero w drugiej połowie składu. Gdyby składnik ten był wyżej, mleczko z pewnością byłoby bardziej skuteczne dla "sucharków" ;)
Zarówno ja, jak i mój chłopak byliśmy z tego mleczka zadowoleni. Kosmetyk bardzo łatwo rozprowadza się na skórze i bardzo szybko wchłania, nie pozostawiając tłustej warstewki. Myślę, że właśnie tę kwestię szczególnie doceniał mój M., bo jak wiadomo, faceci raczej nie są zwolennikami długich i wonnych rytuałów namaszczania swojej skóry, tylko traktują ten zabieg, jako tak zwane zło konieczne ;)
KONSYSTENCJA: Mleczko ma bardzo lekką i rzadką konsystencję. Nie jest ona "pływająca", ale jak na produkt tego typu jest, mimo wszystko, dość rzadka. Nie przeszkadza to jednak w aplikacji, produkt nie spływa z rąk, za to bardzo łatwo rozsmarowuje się na ciele.
KOLOR/ZAPACH: Mleczko ma typowy biały kolor i, moim zdaniem, pachnie jak mieszanka męskiego zapachu z zapachem wody z naturalnego zbiornika, np. jeziora. Naprawdę nie potrafię inaczej tego określić! ;) Jest to jednak bardzo delikatny zapach, który na skórze pachnie bardzo naturalnie i nie kłóci się z używanymi później perfumami. Ja jestem zdecydowaną fanką tego typu zapachów, choć nie byłby to raczej mój pierwszy wybór, dlatego teraz chętnie sięgnę po coś bardziej wonnego ;)
Dość neutralny zapach, to również czynnik decydujący o tym, że mój facet sięgał po ten balsam równie chętnie, co ja. Wiadomo, jeśli postawię mu pod nosem kosmetyk o różanym zapachu, to z braku laku pewnie by go użył, ale co bym się przy tym nasłuchała, że on - facet - musi się smarować kwiatkami... Zapach "unisex" rządzi! ;)
WYDAJNOŚĆ: Kosmetyk ma raczej przyzwoitą wydajność... Używaliśmy go we dwoje najpierw przez około dwa tygodnie wakacji i teraz przez jakieś dwa tygodnie września. W tej chwili zostało go już dosłownie na 2-3 aplikacje i to raczej dla mojego mężczyzny, który potrafi nasmarować się cały porcją, którą ja zużywam na same dłonie... :P
OPAKOWANIE: Mleczko zamknięte jest w białej, nieprzezroczystej butelce o pojemności 250ml. To, co najbardziej lubię w tych opakowaniach, to, typowe dla Lirene i Pharmaceris, wgłębienie pod wieczkiem, dzięki któremu balsam bardzo łatwo otworzyć nawet mokrymi rękami. Ponadto, pod koniec używania, produkt można z łatwością postawić "na głowie", ze względu na płaskie zamknięcie, co z pewnością umożliwi nam zużycie produktu do końca.
CENA/DOSTĘPNOŚĆ: ok.12zl; dostępny w Rossmanie (choć ostatnio widziałam go w CND), Super-Pharm i zapewne w innych drogeriach, które mają w ofercie kosmetyki Lirene;
CZY KUPIĘ PONOWNIE: Choć to dobry produkt, to w tej chwili nie planuję ponownego zakupu. W tej chwili mam spore zapasy balsamów i maseł do zużycia, więc nie potrzebuję więcej, ale jeśli miałabym wrócić do tej serii, to tym razem chciałabym wypróbować serum Głębokie Nawilżanie :)
SKŁAD:
Podsumowanie:
+ przyzwoite nawilżanie skóry normalnej;
+ wygodne opakowanie;
+ przyjemny, neutralny zapach;
+ dobra cena i łatwa dostępność;
- zbyt małe nawilżenia dla skóry suchej
W serii Głębokie Nawilżanie znajdują się jeszcze serum i balsam do ciała, które również mnie ciekawią. Mleczko uważam za produkt przyzwoity i warty wypróbowania, choć z pewnością nie jest to kosmetyk, który sprawdzi się u każdego. A Wy używałyście któregoś produktu z tej linii? Jakie macie wrażenia? Głębokie Nawilżanie, czy głęboka przesada? ;)
K.
Produkt otrzymałam w ramach współpracy z Laboratorium Kosmetycznym Dr Irena Eris. Dziękuję Pani Ani za udostępnienie produktów do testów.
Mi mleczka i balsamy Lirene kojarzą się tak strasznie....nijako i bezpłciowo, nie wiem, dlaczego, może ze względu na opakowania i zapachy. Chyba jednak wolę nawilżacze o jakimś bardziej zdecydowanym zapachu, w przypadku pozostałych kosmetyków działanie stawiam na pierwszym miejscu, ale że moja skóra na ciele jest raczej bezproblemowa, to często wybieram balsam właśnie pod względem zapachu...
OdpowiedzUsuńLirene chyba faktycznie stawia głównie na neutralne zapachy, ale mi to nie przeszkadza, po prostu raz sięgam po balsam, a innym razem po jakieś pachnące masło :) Wiadomo jednak, że gusta są różne i coś, co mi pasuje, nie musi pasować każdemu :) A kwestia zapachów, to chyba najbardziej subiektywna cecha kosmetyków :D
Usuńuwielbiam firmę Lirene mam do niej pełne zaufanie
OdpowiedzUsuńJa bardzo polubiłam produkty do pielęgnacji ciała tej marki :)
UsuńMleczko sobie odpuszczę, ale może serum wypróbuję... Chociaż na razie mam spore zapasy i innego produkty dużo bardziej mnie ciekawią :)
OdpowiedzUsuńJak zaglądam do moich zapasów, to każdy balsam i każde masło krzyczy do mnie "weź mnie! to moja kolej"... A jest ich tam niemało... :P
UsuńA właśnie widziałam to mleczko w CND i zastanawiałam się czy brać... Mogłam jednak kupić!
OdpowiedzUsuńA mogłaś ;)
UsuńTakie fajne rzeczy macie w CND? U mnie to pustki!
Usuńpowinnaś swojego faceta pochwalić za oszczędność - minimalizm jak się patrzy. Lubię gdy produkt jest mało natrętny zapachowo zwłaszcza w okresie letnim i chyba tylko to do mnie przemawia - bo jestem fanką bardziej zwartej konsystencji więc mleczko nie dla mnie :) bardziej serum zapewne by mi się spodobało
OdpowiedzUsuńTo prawda! Chociaż żele pod prysznic to zużywa niemalże litrami, więc w sumie bilans wychodzi na zero... ;)
UsuńMoja skóra nie jest zbyt wymagająca (oczywiście poza skórą twarzy, ale to osobna kategoria :P), więc chętnie skusiłabym się na to mleczko. Mam jedno lirenkowe mazidło w zapasach, ale jest to wersja w czerwonym opakowaniu. Niebawem ją wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńPodziwiam, że Twój chłopak dał się namówić na mazianie balsamem. Mój luby stosuje mydło z Ziai (oczywiście pełne detergentów), nie mazia się niczym, nigdy nie robił peelingu, a ma skórę gładszą od mojej. I gdzie tu sprawiedliwość?! Podczas wakacji cudem udawało mi się go zmuszać do używania kremu z filtrem i potem balsamu po opalaniu... Ale minę miał jak męczennik :P
O tej czerwonej wersji też czytałam sporo dobrego, może kiedyś się na nie skuszę, ale wcześniej pewnie zdążysz je przetestować i zrecenzować ;)
UsuńJa nie musiałam go nawet namawiać, on ma od zawsze takie przyzwyczajenie ;) Za to kremu do rąk nie tyka, twierdzi, że ma po tym później tłuste ręce, a jak dotknie moich nakremowanych dłoni, to się śmieje, że on by się tym nasmarował cały i starczyłoby mu to na tydzień :D:D:D
Swoją drogę mój chłopak też ma megagładką skórę, a wcale nie dba o siebie bardziej niż zażywając regularnych kąpieli i smarując się dosłownie kropelką balsamu... Co z nami jest nie tak, że musimy się aż tak mumifikować, a oni mają to za free?! :D
Teraz żałuję, że go ostatnio nie kupiłam :)
OdpowiedzUsuńJeszcze będzie okazja :)
UsuńNie miałam ale brzmi ciekawie ja lubię jak mleczko jest lekkie i dość rzadkie i właśnie szukam takiego:)
OdpowiedzUsuńNo widzisz? To może właśnie to się u Ciebie sprawdzi :)
Usuńehh gdzie by mój się jakimś mazidłem smarował, on tylko uważa krem do rąk w zimie :P
OdpowiedzUsuńMój za to kremu do rąk szczerze nie znosi :D
UsuńTego jeszcze nie miałam, ale kosmetyki Lirene w większości odpowiadają moim potrzebom
OdpowiedzUsuńW takim razie wszystko przed Tobą! ;)
UsuńJa bardzo go lubię, jakoś szczególnie przypadł mi do gustu :)
OdpowiedzUsuńU mnie jest przyzwoity i polubiłam go, ale miłości z tego nie będzie ;)
Usuńja tez obecnie plywam w zapasach balsamow/mleczek/masel etc do ciala.
OdpowiedzUsuńczasem mnie len lapie jesli chodzi o balsamowanie;/
Pływam to dobre określenie ;) Ja też miewam lenia, ale generalnie lubię to całe smarowanie ;)
Usuńja przerzucam się na naturalniejszą pielęgnację :) oliwki rządzą :]
OdpowiedzUsuńJa nie przepadam zbytnio za smarowaniem oliwką, nie wiem w sumie czemu... Ja oliwkę nakładam na włosy, czasem na skórki... :P
UsuńChociaż olejek z Alverde nawet przypadł mi do gustu, bo nie tłuści skóry :)
ja jestem ostatnio zakochana w maśle Phenome i jak nasza miłość tak dalej się będzie rozwijać, to zostanie ze mną na dłuuuugo :D
OdpowiedzUsuńNo to super, że się sprawdza, w przeciwieństwie do tamtego bubla z L'Occitane ;)
UsuńJeśli udało Ci się przekonać swojego mężczyznę, żeby się balsamował, to należą Ci się owacje na stojąco! Mojemu może skóra pękać, ale się nie wysmaruje niczym, a gdzie tam...
OdpowiedzUsuńNiestety (albo i stety), to nie moja zasługa ;) Przypuszczam, że to chyba dobre nawyki wpojone przez mamę mojego M. :)
Usuń