Cześć Dziewczyny!
Wczoraj mogłyście przeczytać recenzję pierwszej połówki z mojego aktualnego duetu ratunkowego dla cery, czyli kremu normalizującego Sebostatic Dzień KLIK, a dzisiaj pora na recenzję drugiej połówki pomarańczy, czyli kremu peelingującego z 5% zawartością kwasu migdałowego. Pozwolę sobie ponownie przytoczyć krótką charakterystykę mojej cery, osoby, które czytały wczorajszy post, zapraszam kilka linijek niżej... ;)
Moja cera jest cerą mieszaną w kierunku tłustej. Mam dość spore problemy z niespodziankami na brodzie, a sporadycznie również i czole, ale podczas wakacji zaobserwowałam znaczne pogorszenie. Nie dość, że bardzo często zdarzały mi się bolesne podskórne gule, to jeszcze obejmowały one zupełnie przypadkowe obszary twarzy, niezgodne z dotychczasowymi tendencjami mojej cery.
Słowo od producenta:
DZIAŁANIE: Powyżej mogłyście przeczytać, że w trakcie wakacji borykałam się z problemem bolesnych podskórnych grudek, które atakowały różne niecodzienne dotąd miejsca. I tak dorobiłam się ich np. na łuku brwiowym, na linii żuchwy, czy na skroniach, z którymi nie miałam żadnych problemów od czasów gimnazjum (a było to dobre 8-9 lat temu). Dzięki zastosowaniu recenzowanego duetu Sebostatic Dzień i Sebo-Almond Peel, ze szczególnym uwzględnieniem tego drugiego, stopniowo udało mi się opanować tę dziką inwazję nieprzyjaciół.
Pierwszym działaniem, jakie zauważyłam, było zredukowanie wyskakiwania krostek do typowych, jak dotąd miejsc, czyli brody i czoła. Już za to tej serii należy się przeogromny plus, bo zaczęłam wątpić, że cokolwiek uda mi się z tym zrobić. Teraz, w miarę dalszego stostowania produktu wydaje mi się, że wszelkie krostki pojawiają się na mojej skórze dużo rzadziej. Na pewno niemal całkowicie uwolniłam się od tych nieszczęsnych grudek, teraz zdarzają mi się bardzo sporadycznie. Po drugie, nawet jeśli już coś mi wyskakuje, to jedna lub dwie noce z zastosowaniem tego kremu niwelują nawet najbardziej bolesne i nieprzyjemne krostki, redukując je do ledwie zauważalnych nierówności, które po kilku dniach całkiem znikają. Co dla mnie najważniejsze - takie krostki jestem już w stanie pokryć korektorem, a często nawet samym podkładem, dzięki czemu nie muszę się nimi przejmować w ciągu dnia. Owszem, nie jest to krem idealny, ponieważ nie zastopował pojawiania się nieprzyjaciół na mojej twarzy, jednak w ogromnym stopniu pomógł mi ten proces ujarzmić, a wszelkie drobne krostki, które mi wyskakują, znikają równie szybko, jak się pojawiły.
W kwestii zaskórników - tutaj tak samo nie zaobserwowałam żadnych zmian, ani na lepsze, ani na gorsze. Po prostu jest jak było. Podczas stosowania kremu nie zauważyłam szczególnych zmian w kwestii ewentualnego łuszczenia się skóry. Myślę, że Sebostatic Dzień skutecznie zapobiegał przesuszeniom tych części twarzy, które nie potrzebowały tak intensywnego działania, jak te "zainfekowane". Jedynymi miejsca, w których skóra delikatnie obsychała były te na większych grudkach. Po mniej więcej dwóch nocach skórki same złuszczały się z tych miejsc, pozostawiając jedynie małą krostkę, która po pewnym czasie znikała. Nie zauważyłam żadnych podrażnień, związanych ze stosowaniem tego kremu, moja cera nie stała się przez niego bardziej wrażliwa.
Warto dodać, że w początkowym etapie stosowania tego kremu możecie się spodziewać nasilenia dotychczasowych problemów skórnych, ale jest to efekt oczyszczania się cery. U mnie odbyło się to w sposób raczej zauważalny, ale i tak mniej uciążliwy, niż się początkowo spodziewałam. Trwało to około tygodnia, po czym stan mojej cery zaczął się coraz bardziej poprawiać.
KONSYSTENCJA: Raczej rzadki krem, właściwie konsystencją przypominający serum. Bardzo szybko się wchłania, jednak zostawia twarz bardzo intensywnie błyszczącą. Na szczęście jest on zalecany do stosowania na noc, więc tym akurat nie powinnyśmy się zbytnio przejmować. A facet? Jeśli kocha nas z krostkami, to pokocha też z błyszczącą buzią ;)
KOLOR/ZAPACH: Krem jest półprzezroczysty o białawym zabarwieniu. Niestety, podobnie jak krem na dzień, pachnie raczej średnio przyjemnie. No ale co z tego, skoro działa jak mało który?! :)
OPAKOWANIE: Ponownie mamy do czynienia z wygodnym opakowaniem, które zawiera 50ml kremu, ukrytego w higienicznej buteleczce typu air-less. Dzieki temu rozwiązaniu bez wątpienia nie zmarnuje nam się ani kropelka tego kosmetyku!
WYDAJNOŚĆ: Sebo-Almond Peel ma nieco gorszą wydajność, niż Sebostatic Dzień. Po ponad półtoramiesięcznej kuracji zostało mi go jeszcze około 1/3 buteleczki, co i tak uważam za bardzo dobry wynik.
CENA/DOSTĘPNOŚĆ: 30-40zł, dostępny tylko w aptekach;
CZY KUPIĘ PONOWNIE: Raczej na pewno tak! O ile z kremu na dzień jestem zadowolona, tak tym kremem jestem szczerze zachwycona. Codziennie obserwuję na swojej skórze realne efekty jego działania! Wszelkie zmiany skórne potraktowane tym kremem, rano wyglądają na o wiele mniejsze i przede wszystkim są o wiele mniej uciążliwe. Zdecydowanie jest to produkt godny pochwały!
SKŁAD:
Podsumowanie:
+ bardzo dobre działanie zwalczające niedoskonałości;
+ brak podrażnień;
+ wygodne opakowanie;
+ cena adekwatna do jakości;
- nieprzyjemny zapach
Te z Was, które liczyła na zwięzłe podsumowanie w plusach i minusach zachęcam do przeczytania całej recenzji, ponieważ akurat w tym wypadku szczegółowy opis efektów uważam za szczególnie warty uwagi. Mimo całej tej pieśni pochwalnej nie chcę, żebyście uważały, że moja cera jest teraz w stanie idealnym, bo nie jest. Ale czuję i widzę, że wygląda znaaacznie lepiej, niż jeszcze 1,5 miesiąca temu!
Czytałam sporo skrajnych opinii na temat tego kremu, dlatego ciekawi mnie czy miałyście z nim styczność i jakie jest Wasze zdanie na jego temat?
K.
Produkt otrzymałam w ramach współpracy z Laboratorium Kosmetycznym Dr Irena Eris. Dziękuję Pani Magdzie za udostępnienie produktów do testów.
Po przeczytaniu tego posta nasunęło mi się kilka myśli.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze w tak małym stężeniu kwas migdałowy nie działa złuszczająco. Przynajmniej nie na tyle żeby znacząco woynąć na wyleczenie trądziku. Działa natomiast jak naturalny antybiotyk. Widoczna poprawa natomiast najpewniej jest krótkotrwałym efektem, ponieważ:
Po drugie, nie widziałam twojej twarzy i nie jestem lekarzem, ale biorąc moją 15 letnią walkę z trądzikiem ( i stosowanie przeróżnych kuracji - antybiotyki, zluszczanie kwasem migd. itp.) Ale owe grudki a wszczególności te na żuchwie świadczą o problemach hormonalnych a poza tym jak piszesz to wnioskuję, że to grudki tworzące się w głębszej warstwie skóry (takie nie od razu z widoczną białą ropą tylko czerwone i bolące). Ten typ zmian wyleczy tylko antybiotyk. A i tak po nim zmiany są widoczne dopiero po ok 3 miesięcznym codziennym stosowaniu. Takich zmian nie wyleczy kwas migdałowy (nawet seria zabiegów 50%) ponieważ nie dociera on w tak głębokie warstwy skóry. Nie przyniesie takich efektów jakich byś się spodziewała. Pielęgnacja skóry trądzikowej oczywiście jak najbardziej wskazana ale po zastosowaniu się przede wszystkim do wskazań doświadczonego dermatologa. Gdzyby te wszystkie kremy tak cudownie na trądzik działały to nie byłoby nas - kobiet codziennie zmagających się z wieloletnim problemem.
Pozdrawiam
Czytelniczka
Dziękuję za bardzo wyczerpujący komentarz!
UsuńPo pierwsze, nie uważam, żebym miała cerę trądzikową, jest mieszana, czasem bliska tłustej i z tendencjami do niespodzianek, ale nie uważam tego za trądzik. Wszystko trzyma się tylko strefy T, nie występuje w ilościach masowych (poza wspomnianym okresem wakacyjnym), a grudki zdarzały mi się wcześniej baaaaaaardzo rzadko. Te, które pojawiły się w wakacje zbiegły się ze zmianą stosowanych kremów i wiem od koleżanki, że jeden ze stosowanych kremów sprawił problemy również jej cerze. Niemniej jednak będę obserwować sytuację i w razie czego udam się do lekarza.
Tak czy inaczej nie umniejsza to faktu, że jakby nie było ten krem skutecznie wspomaga mnie w walce ze wszystkimi niespodziankami i bardzo przyspiesza ich gojenie poprzez zmniejszenie ich powierzchni i w efekcie zniknięcie. Moje grudki to raczej zwykłe grudki, które normalnie zbierałyby się przez kilka dni, po to, żeby eksplodować w najmniej odpowiedniej chwili :P Dzięki temu kremowi nie muszę czekać na "wybuch" i męczyć się z bolesną i napiętą skórą w miejscu objętym zmianą.
Dziękuję za podzielenie się wiedzą, na pewno przemyślę to, co napisałaś. A Tobie życzę udanej walki z trądzikiem! :)
Pozdrawiam serdecznie! :)
Mam krem z kwasem migdałowym i stosuję go na noc jako pielęgnację jednak innej firmy. Jak go skończę skuszę się na polecany przez Ciebie.
UsuńP.S.
Czytam Twojego bloga (z cichacza) i mam go w zakładce ulubione.
Pozdro :)
Bardzo mi miło i pozdrawiam :)
UsuńAha. I jeszcze nie wiadmo jaki dokładnie został użyty kwas w kremie. Nie każdy działa tak samo ponieważ są jego różne rodzaje i jakości. Najczęściej producenci korzystają z najtańszych wersji. A duże znaczenie ma chociażby jego ph, które utrzymane zostaje w określonych warunkach a obecnośc niektórych substancji może go zmieniać.
OdpowiedzUsuńMnie przeraza zawsze w tego typy kremavh to pczyszczanie sie skory.. Dlatego nigdy chyba nie zdecyduje sie ma zaden krem z kwasami.. Chyba, ze wezme dlugi urlop i zamkne sie w domu :P haha
OdpowiedzUsuńJa uznaję to za niezbędny etap, no i cóż... Już się z tym pogodziłam... Tym bardziej, że prędzej czy później moja cera sama funduje mi zmasowany wysyp :P Lepiej mieć to pod kontrolą :P
Usuńmiałam ten krem;) tzn próbki i byłam bardzo zadowolona;)
OdpowiedzUsuńJeśli potrzebujesz takiego wspomagania, to tym bardziej polecam pełnowymiarowe opakowanie :)
UsuńSzkoda, że nie dał sobie rady z zaskórnikami :/
OdpowiedzUsuńNo niestety... Wtedy byłby chyba idealny ;)
UsuńCzytajac takie posty jestem wdzięczna temu, kto obdarzył mnie praktycznie bezproblemowa cera :)
OdpowiedzUsuńale Ci zazdroszczę!
UsuńJa też zazdroszczę! Koszmarnie zazdroszczę! :D
UsuńA ja zazdroszczę mocniej niż Wy dwie! :D
UsuńNooo, czuję się skuszona. Chyba kupię ten duet :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jeśli się zdecydujesz, to również będziesz zadowolona :)
Usuńteż walczę, ale bez efektów... :(
OdpowiedzUsuńMoże wypróbuj coś z tej serii? Albo odwiedź dermatologa?
Usuńrecenzja upływała mi pod znakiem "o matko muszę go mieć", ale podany skład ostudził mnie skutecznie i niestety, ale się nie skuszą. Triacneal czy effaclar duo, maja podobne działanie, a składy o wiele przyjemniejsze. Zostanę przy moich ulubieńcach. Poza tym to co naprawdę mi pomaga to ekologiczny olejek z drzewa herbacianego. Owszem wysusza, owszem śmierdzi itp. ale po prawie miesiącu stosowania widzę, że wykazuje przyjemne działanie.
OdpowiedzUsuńTri nigdy nie używałam, ale za to mam w kolejce Effaclar Duo :) Mam nadzieję, że będzie jeszcze lepszy skoro tak go chwalisz :)
UsuńOlejek kiedyś stosowałam, ale nie zaobserwowałam większych efektów, muszę spróbować jeszcze raz. Albo z olejkiem tamanu...
Z tego co pamiętam, nie dostałam go do testów od Eris, a szkoda! Skoro to taki killer dla krostek:)
OdpowiedzUsuńPrzecież Ty suchotnica jesteś :D Co się do kosmetyków dla tłustych pchasz?! ;)))) :*
UsuńTeż mam go u siebie - mam dosyć mieszane uczucia.
OdpowiedzUsuńJeszcze się wstrzymam z recenzją:)
Spotkałam się z różnymi recenzjami, więc początkowo się go obawiałam. Na szczęście u mnie dobrze się sprawdza, ale widziałam, że niektóre dziewczyny narzekały na niego. Chętnie porównam wrażenia :)
UsuńJa bardzo lubię czysty kwas migdałowy, którym wykonuję peeling :)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie zapach jest bardzo przyjemny,jeśli chodzi o działanie to daje radę ;)Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń