Dawno już nie uzupełniałam postów z nowościami, ale szkoda mi czasu, żeby wszystko to, co przybyło mi od października rozbijać na mniejsze posty. Postanowiłam więc w skrócie pokazać najciekawsze nowości ostatnich miesięcy. Oczywiście nie wszystko to zakupy, bo są tu również prezenty urodzinowe, a także prezenty, które znalazłam pod choinką. Jest też kilka produktów, otrzymanych w ramach współprac. W sumie mogłabym sobie odpuścić ten post, ale wiem, że lubicie je oglądać, a i ja sama chętnie zerkam na zakupy innych blogerek :)
W październiku odwiedziłam Wiedeń, dzięki czemu miałam okazję do zrobienia kolejnych zakupów w LUSH i DM. W tym drugim sklepie nie szalałam, bo nic szczególnego nie było mi potrzebne, ale w LUSH skusiłam się na kolejne opakowanie mojej ulubionej maseczki - Catastrophe Cosmetics (recenzja TUTAJ). Do tego przygarnęłam jeszcze czyścik Herbalism oraz czyścik/peeling Dark Angels. Każdy z tych produktów okazał się wyjątkowo udany i z pewnością w miarę możliwości będę do nich wracać! :)
Przy okazji któregoś weekendu typu "Szaleństwo Zakupów" postanowiłam w końcu zapoznać się bliżej z bardzo chwaloną marką Organique. Przygarnęłam słynne czarne mydło (Savon Noir Classic) oraz trzy produkty do pielęgnacji ciała - czekoladowy scrub cukrowy (Chocolate Sugar Peeling), pomarańczową piankę myjącą (Creamy Whip) oraz piankę peelingującą o zapachu Ice Tea (Sugar Whip Peeling). Jestem całkiem zadowolona z zakupów, chętnie korzystam z każdego z produktów, ale mój apetyt na tę markę jest póki co niemal całkowicie zaspokojony. Na ten moment ciekawi mnie jeszcze tylko maska do włosów Argan Shine.
W międzyczasie zdarzyły mi się również większe zakupy "twarzowe". Na pewno znacie tę sytuację, kiedy okazuje się, że wszystkie codziennie używane kosmetyki kończą się w jednym czasie i albo nie macie zapasów, albo to co w nich jest nie odpowiada funkcją temu, czego chciałybyście używać. Mi taka sytuacja przytrafiła się w październiku, czego efektem był zakup matującego kremu nawilżającego Tołpa Strefa T (nie ma szału, oceniam go raczej jako przeciętny kosmetyk), sprawdzonego płynu dwufazowego z Lirene (nie zliczę która to już buteleczka - recenzja TUTAJ) oraz płynu bakteriostatycznego z serii Pharmaceris T. Oprócz tego, w mojej pielęgnacji rozgościły się również szczoteczka soniczna Foreo Luna Mini (recenzja TUTAJ) oraz olejek do twarzy Magic Rose od Evree. O tym ostatnim z pewnością jeszcze przeczytacie, bo okazał się być naprawdę pomocny w pielęgnacji mojej skóry, mimo, że bardzo sceptycznie podchodziłam do stosowania olejku na cerę na pograniczu tłustej. Nic bardziej mylnego! :)
Produkty z serii FitoCell od Seboradin to kolejne kosmetyki, o których za chwilę przeczytacie. Seria przeznaczona jest do włosów potrzebujących odżywienia i wzmocnienia, a oparta jest na roślinnych komórkach macierzystych. Brzmi interesująco, a jak wyszło w praktyce? Do końca tygodnia na pewno o tym przeczytacie! :)
Od pewnego czasu, pomimo dalszej sympatii do marki Essie, coraz rzadziej sięgam po nowe kolory. Choć nowe kolekcje zazwyczaj mi się podobają, to jednak przy takiej ilości lakierów, jaką obecnie posiadam, mało który budzi we mnie chęć posiadania. Mimo wszystko, kostka z czterema kolorami z jesiennej kolekcji Essie Dress To Kilt trafiła w mój gust. Każdy z kolorów jest mocno trafiony, a czerwień nosi mi się tak dobrze, jak żadna inna! :)
Po obfitych październikowych zakupach zaczęłam się mocno ograniczać z kolejnymi zakupami, szczególnie tymi zachciankowymi. Listopad był więc u mnie miesiącem odwyku zakupowego. Jak widać powyżej, może nie był to całkowicie skuteczny zabieg, ale bądź co bądź, z efektów jestem bardzo zadowolona. Kupiłam tylko cztery rzeczy - mikrozłuszczający krem na noc z serii Ziaja Liście Manuka (poprzedni mi się skończył), dwa produkty z Organic Shop - peeling z kawą oraz maseczkę błotną, którą miałam już wcześniej i byłam z niej bardzo, bardzo zadowolona. Dodatkowo skusiłam się również na tzw. skunksa z Real Techniques, czyli typowy pędzel duo-fibre do podkładu. Nie lubię stosować tego typu pędzli zgodnie z przeznaczeniem, ale za to rewelacyjnie sprawdzają się przy aplikacji mocno napigmentowanych różów. Kiedyś miałam taki z Maestro, ale podprowadziła mi go mama ;)
Listopad, to miesiąc moich urodzin, więc wstrzemięźliwość w zakupach osłodziły mi kosmetyczne prezenty. Od Sylwii dostałam przepiękny zestaw z nowo otwartego w Polsce salonu KIKO Milano. Sylwia dobrze mnie zna, bo idealnie trafiła z kolorem zestawu, na który składają się szminka i konturówka z limitowanej serii Luscious Punk w kolorze Fucsia, czyli - nieco wbrew nazwie - amarantowym odcieniu różu.
Prezent od mojej ukochanej Stefci, to kolejne spełnione kosmetyczne marzenie. Pomadka Girl About Town (wykończenie Amplified) z MACa chodziła mi po głowie już od dawna, a Stefcia nie dość, że mi ją sprezentowała, to jeszcze do kompletu dobrała mi idealny odcień konturówki - More To Love. Uroczyście oświadczam, że jest to duet idealny! Kolory są świetnie dobrane, a jakościowo zdecydowanie stoją na najwyższym poziomie! :)
Jeśli chodzi o nowości grudniowe, to również starałam się zbytnio nie szaleć. W Minti Shop kupiłam dawno planowane składane pędzle, które planowałam nosić w kosmetyczce - Real Techniques Retracktable Kabuki Brush oraz Retracktable Bronzer Brush, a także kolejną sztukę mojego ulubionego pędzla do rózu, czyli H24 z Hakuro (recenzja TUTAJ). Stara sztuka nadal ma się świetnie, ale zachciało mi się zgrabnego pędzla, który sprawdzi się do konturowania, H24 po raz kolejny okazał się być ideałem, tym razem nie tylko do różu! :)
W tym miejscu muszę pochwalić Minti Shop oraz dystrybutora pędzli Real Techniques - Sense&Body. Okazało się, że moje pędzle RT przyszły do mnie całkowicie rozklejone, tzn. widać było resztki kleju w miejscach łączenia części, ale najwyraźniej był on bardzo złej jakości. Napisałam reklamację do sklepu, po czym następnego dnia maila z zapewnieniem, że zajmą się tą sprawą, natomiast tuż po weekendzie wysłano do mnie nowe sztuki z prośbą o odesłanie tych wadliwych do dystrybutora z opisem sytuacji. Okazało się, że nowe pędzle otrzymałam później zarówno od sklepu (z miniaturką cienia z palety TheBalm Meet Matt(e)!), jak i dystrybutora. Jestem jednak uczciwa, więc ponownie skontaktowałam się z dystrybutorem (bo w końcu interesy robiłam ze sklepem ;)) w celu odesłania nadprogramowej paczki :) Wielkie brawa zarówno dla Minti Shop, jak i dla Sense&Body za szybką reakcję i sprawne załatwienie sprawy! :)
Jak już wspomniałam, w listopadzie w warszawskiej Arkadii otwarto pierwszy w Polsce salon KIKO Milano. Nie miałam zamiaru robić tam wielkich zakupów, ale był jeden produkt, którego nie mogłam sobie odpuścić, a mianowicie zachwalane cienie z serii Water Eye Shadow! Skusiłam się na przepiękne dwa dzienne odcienie - 227 i 228. I tu nie obyło się bez przygód, ponieważ biorąc cienie z półki pomyliłam jeden numerek i zamiast 227, wzięłam 229. Następnego dnia wróciłam do sklepu w celu wymiany pomylonego koloru, nastawiona, że pewnie nic z tego nie będzie, jednak okazało się, że produkt został bez problemu wymieniony i nikt nie robił mi z tego powodu wyrzutów. Wystarczyło tylko szybkie zerknięcie, że produkt jest nienaruszony, pięć minut na zwrot i "kupno" właściwego odcienia i już było po sprawie! Brawo KIKO! :)
Grudzień i listopad stały u mnie pod znakiem kolorowych mazideł do ust. Co ciekawe, żadnego z nich nie kupiłam sama, ale najwyraźniej opatrzność nade mną czuwa i wie, co lubię najbardziej. Tym sposobem, w grudniu trafiły do mnie kolejne piekności! Tym razem w przesyłce z nowościami od Rimmel otrzymałam pomadki w kredce. Jest to nowa seria Color Rush, a kolory, które otrzymałam, to od najjaśniejszego - Give Me My Cuddle, I Want Candy oraz The Redder, The Better. Każda z nich jest naprawdę udana, a czerwień okazała się być dla mnie idealna! Piękna, intensywna i seksowna, ale w żadnym razie nie wulgarna, a do tego wszystkiego sprawia, że zęby wydają się bielsze! :)
Pozostałe zakupy, to mgiełka do pościeli z serii Aromatherapy Lavender&Vanille z Bath&Body Works (seria ułatwiająca zasypianie) oraz Balmi, czyli balsam do ust w kostce. Tego drugiego miałam w sumie nie kupować, ale przełamałam się i jestem bardzo zadowolona! Słyszałam wiele opinii, że ten produkt wcale nie działa, a tymczasem okazało się, że na moje usta działa lepiej, niż słynny EOS.
Jednym z prezentów świątecznych, który wyciągnęłam spod choinki był zestaw trzech kosmetyków Soap&Glory, które marzyły mi się już od dawna! Ciocia Michała postanowiła mi sprezentować słynny żel pod prysznic Clean On Me, peeling do ciała Sugar Crush oraz masło do ciała The Righteous Butter! Każdy z kosmetyków pachnie cudownie! Cieszę się, że w końcu będę miała możliwość zapoznać się bliżej z kosmetykami tej marki! :)
Mój ukochany świetnie zinterpretował mój "list do Św. Mikołaja", bo z całej długiej listy podpowiedzi wybrał to, o czym najbardziej marzyłam, czyli palety TheBalm Balmsai oraz Nude 'Tude. Ta druga widniała na mojej chciejliście aż od 2012 roku! Michał śmiał się później, że nie był ani trochę przekonany do tego pomysłu, ale postanowił się przełamać, kiedy zobaczył moją reakcję na stand z kosmetykami TheBalm w Douglasie! ;) Zakupy świąteczne zrobił jednak w Minti Shop (jak dobrze, że wskazałam ich w "liście" jako przykładowy sklep internetowy, w którym dostanie TheBalm) i tak się złożyło, że dzięki temu, dostałam kolejną miniaturkę - tym razem cudnego różu w kremie w odcieniu Pie z palety How 'Bout Them Apples.
Co tu dużo gadać, z teściową też nie będę miała źle, bo dostałam od niej kolejną buteleczkę mojego ukochanego zapachu - Roses de Chloé. Uwielbiam ten zapach! W pierwszym flakoniku miałam już tylko kilka kropelek, które oszczędzałam, jak mogłam, więc moment był idealny! :)
Kuzynka Michała również postawiła na prezent kosmetyczny - w związku z czym dostałam od niej zestaw kosmetyków J.S. Douglas Söhne z linii masło shea i witaminy. W środku znalazłam nabłyszczający puder do ciała w przepięknej szklanej buteleczce, która ślicznie prezentuje się na toaletce! Oprócz tego w zestawie znalazły się również perfumy w kremie oraz miniaturka żelu pod prysznic z tej samej linii. Muszę przyznać, że ta seria pachnie absolutnie cudownie! Kobieco, ciepło, nieco otulająco, a jednocześnie świeżo i kwiatowo! Na pewno skuszę się kiedyś na coś jeszcze i pewnie postawię na pełnowymiarowy żel pod prysznic i masło do ciała do kompletu. Mocno ciekawi mnie również wersja lawenda i tymianek! :)
Te lakiery z pewnością widziałyście już na kilku blogach! Wkrótce i ja zaprezentuję serię Miracle Gel od Sally Hansen bliżej. Od stycznia nosiłam już trzy kolory i jestem naprawdę miło zaskoczona ich jakością! Może nazywanie ich hybrydami bez użycia lamp jest trochę na wyrost, ale ponad tydzień na paznokciach, niemal całkowicie bez uszczerbku, to już naprawdę coś! :)
W styczniu znowu mocno ograniczałam swoje zakupowe zapędy i starałam się iść raczej w jakość, niż w ilość. Efektem tego są kolejne zakupy w Minti Shop (królestwo za krówkę! :D). Tym razem przygarnęłam zestaw pędzli do oczu Classic Eye Set od Zoeva, czyli marki, która bije rekordy popularności na blogach. Do tego dorzuciłam kolejną upatrzoną paletkę z TheBalm, czyli Autobalm Hawaii. Paleta zawiera róż, cielisty rozświetlacz/cień oraz dwa ciemniejsze cienie. Taki zestaw jest wprost idealny na wyjazdy - cóż za oszczędność miejsca! :)
Wspominałam już o listopadowym odwyku kosmetycznym - tak się składa, że ta akcja była całkiem zorganizowana, ponieważ moje postanowienie było skutkiem posta u Balbiny Ogryzek, w którym Ania ogłosiła jednocześnie konkurs, w którym udało mi się wygrać bon zniżkowy na produkty Lulu&Boo do wykorzystania w sklepie Costasy. W styczniu podjęłam decyzję, że przeznaczę go na żel z echinaceą i drzewem herbacianym, przeznaczony dla cer problematycznych. To moje pierwsze spotkanie z tą marką, więc tym bardziej było mi miło, kiedy okazało się, że w paczuszce znalazłam również próbki trzech innych produktów! :)
Subskrybowanie newslettera w sklepie internetowym Pat&Rub skutkuje tym przywilejem, że w każde urodziny otrzymujecie kod zniżkowy, obniżający cenę produktów o 20%. Tym razem miałam sobie odpuścić, ale w ostatnich tygodniu obowiązywania mojego kodu pojawiła się dodatkowa promocja, obniżająca ceny kilku produktów o kolejne kilkanaście, czy nawet kilkadziesiąt procent. Tak się złożyło, że a) promocja i kod zniżkowy mogły zostać połączone i b) w promocji znalazły się dwa produkty z linii, którą od dawna chciałam wybróbować. W ten sposób skończyłam z żelem pod prysznic i balsamem do ciała z linii Relaksującej o zapachy trawy cytrynowej i kokosa :)
***
Z nowości, to na razie u mnie tyle! Chyba nie ma tragedii, jak na podsumowanie czterech miesięcy. Jestem bardzo zadowolona z ilości i jakości produktów, które kupuję. Pielęgnację uzupełniam już tylko niemal według potrzeby, a zachcianki staram się po pierwsze - ograniczać, po drugie - dokładnie przemyśleć i po trzecie - nie kupować spontanicznie. Staram się dokonywać zakupu tylko w sytuacji, jeśli nie mogę się pozbyć danego produktu z głowy :)
Oczywiście standardowo czekam na Wasze komentarze - co znacie i lubicie, nad czym się zastanawiacie, a co się u Was nie sprawdziło? :)
Karolina
Ale super produkty! kusi mnie krem Ziaja na noc ale jeszcze go nie mam:)
OdpowiedzUsuńU mnie świetnie się sprawdził, jeśli masz problematyczną cerę, to warto dać mu szansę :)
UsuńSporo cudowności, uwielbiam Chloe Roses:)
OdpowiedzUsuńJa również :)
UsuńAle cuda:d chce wszystko :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńIle nowości i to same cuda! Zazdroszczę! Uwielbiam ten zapach Chloe! No i The Balm kusi jak nic innego. Sama nie wiem od czego miałabym zacząć;)
OdpowiedzUsuńMnie również TheBalm długo kusiło, róże mam już od dłuższego czasu i uwielbiam je, natomiast palety nadal mnie ciekawiły :)
UsuńMega! Mi jest lżej o tyle że zawsze jak oglądam nowości innych jest łatwiej wybaczyć sobie swoje przewinienia ;)
OdpowiedzUsuńHaha ja też tak mam :)
UsuńIle świetnych rzeczy! :) Jeżeli chodzi o Lush,to szczerze polecam,jeśli jeszcze nie znasz maseczkę Cupcake,rewelacja! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Akurat znam ją, była ok, ale nie zrobiła na mnie aż takiego wrażenia jak CC :)
UsuńOczywiście ciekawa jestem, jak Ci przypadną do gustu pędzle ZOEVA ;))
OdpowiedzUsuńSama nie wiem, po pierwszych kilku użyciach miłości jeszcze nie ma, ale zobaczymy jak będzie dalej :D
UsuńWspaniałe zdobycze <3 Jest czego zazdrościć 8-)
OdpowiedzUsuńEee tam :)
UsuńSame wspaniałości:) Niestety nic nie znam, ale marzy mi się coś z Soap and Glory;)
OdpowiedzUsuńSkładowo nie powalają, cenowo też nie, ale mają cudowne zapachy, to na pewno! :)
Usuńrewelacyjne kosmetyki, zwłaszcza ta mgiełka do pościeli ;)
OdpowiedzUsuńA jak pięknie pachnie! :)
UsuńMarzę o tych piankach z Organique jednak zapasy kosmetyczne ciągle nie maleją, nie tak szybko jakbym chciała. Uwielbiam ten różany olejek z Evree. Dziś pisałam o jego bracie pomarańczowym ale do ciała.
OdpowiedzUsuńOj tak, ten olejek jest rewelacyjny! Uwielbiam chyba tak samo za działanie, jak i za zapach :)
Usuńoj swietne nowości, musze koniecznie powąchać Twoich ukochanych perfum ;)
OdpowiedzUsuńZachęcam :)
UsuńTaka to pożyje :D:D. Mnie też do gustu przypadł olejek z Evree. I jestem zakochana w czerwonej kredce z Rimmel :)
OdpowiedzUsuńPięknie wygląda na ustach! A zęby jakie są dzięki niej białe! Tzn. wydają się... :D
UsuńAleż tego było :)
OdpowiedzUsuńNie aż tak dużo, jak bywało ;)
UsuńNie pomagasz mojemu chciejstwu. Foreo Luna śni mi się już dawno po nocach. Tonik pharmaceris muszę w końcu wypróbować, nie mówiąc już o Magic Rose. Kolekcje pędzli też muszę trochę powiększyć. Maska Fitocell była moim ulubieńcem jeśli chodzi o to trio :) O Lushu nawet nie wspominam, bo moja wakacyjna lista jest taka długa, że nie wiem jak dam radę to wszystko przetransportować do Polski :)
OdpowiedzUsuńHaha w Lushu akurat warto zaszaleć z tymi twarzowymi specyfikami :)
UsuńNa bogata, ale wszystko takie ładne i sama bym chciała <3
OdpowiedzUsuńNo więc właśnie :D
UsuńSuper :) Przynajmniej kilka z tych produktów chętnie sama bym przygarnęła :) A krem na noc z Ziaji bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńJest naprawdę dobry :)
UsuńŚwietne nowości! Też ostatnio kupiłam Chloe Roses:)
OdpowiedzUsuńPiękny zapach :)
UsuńBardzo fajne te Twoje nowości! Organique zazdroszczę, ale póki co nadal zużywam to, co mam, a kupuję jedynie produkty, które już mi się we wszelkich możliwych wariantach skończyły ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mój prezent tak bardzo przypadł Ci do gustu, a Stefcia ma gest! :))
Jesli chodzi o cienie Kiko - wiesz, że sama się nad nimi zastanawiałam jak zobaczyłam, że w Kiko jest promocja -51%! Ale w końcu nie kupiłam... Na pędzle Zoeva też mam ochotę, ale chyba bardziej ze względów estetycznych (ach ta kosmetyczka!). Więc chyba na razie również i tę pozycję sobie daruję, bo nie wiem czy w ogóle byłaby mi przydatna. Soap & Glory zazdrościłaby Ci moja Mama, która zakochała się w ich maśle do ciała, a raczej jego zapachu. Nie wiem tylko czy w tym czy w innym :)
Staram się wychodzić z podobnego założenia, ale jeśli jest naprawdę spora okazja, a coś chodzi za mną wyjątkowo długo, to czasami się skuszę, tak jak na Organique :)
UsuńPewnie, że przypadł! :) A Stefcia to w ogóle jest złota dziewczyna :)
Ale tego masz! I same fajne rzeczy. Najbardziej zazdroszczę pędzli :)
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że jakoś nie mogę się z nimi oswoić... Do tej pory używałam EcoTools i Hakuro. Zoeva wydają mi się w porównaniu do nich jakieś takie sztywne... No ale na pewno w przypadku niektórych modeli to zaleta, bo dzięki temu będą bardziej precyzyjne. Muszę z nimi porządnie poćwiczyć.
UsuńWspaniałe nowości, od dłuższego czasu myślę o zakupie paletki Nude Tude :) Pomadka i konturówka z MAC wyglądają cudnie, mam nadzieję, że pokażesz jak tej konkretny odcień wygląda na ustach :)
OdpowiedzUsuńZ tego wszystkiego to mam jedynie kosmetyki Soap&Glory i mam jeden lakier hybrydowy z Sally Hansen, ale nie mam tej specjalnej bazy, pewnie z nią trzyma się dłużej.
Na pewno się postaram, mam tylko nadzieję, że lampa nie przekłamie koloru, bo o dobre dzienne światło niestety teraz trudno :(
UsuńA jaki masz kolor? Ja chciałabym jakiś ładny róż :)
Ta szminka z MAC od dawna mi się marzy, ale gdy już się zmobilizowałam by kupić swoją pierwszą wybrałam matową Pink pigeon :)
OdpowiedzUsuńDo zakupu pędzli od dawna się zbieram, ale mój antytalent makijażowy skutecznie mnie hamuje, choć wtedy może miałabym większą ochotę na ćwiczenie malowania..
Piankę peelingującą w innym zapachu mam i czeka wśród zapasów na użycie, podobnie jak Balmi :]
Wow, piękny odcień! Nie znałam jej wcześniej! Rewelacja :)
UsuńJa też nie mam za bardzo talentu, ale lubię się malować, więc narzędzia jak najbardziej się przydają ;)
Roses de Chloé chodzą za mną już od pewnego czasu. Zastanawiam się, czy zainwestować w te perfumy czy skusić się na różaną kompozycję od Cartiera:)
OdpowiedzUsuńMuszę w końcu sprawdzić Cartiera! Chyba wspominałaś już o nich wcześniej :)
UsuńNa Organique w koncu i ja muszę sie skusic :)
OdpowiedzUsuń:)
Usuń*.* tyle cudowności! Można się oślinić :P
OdpowiedzUsuńHaha :D
Usuń