Witajcie Dziewczyny!
Po dość obszernym podsumowaniu kolorowych ulubieńców roku 2012 dałam sobie kilka dni na mały oddech od pisania, ale dziś już wracam z zapowiadaną recenzją jednej ze słynnych świeżych maseczek LUSH - Catastrophe Cosmetic.
Po raz pierwszy przeczytałam o tej masce na blogu Marti, zdaje się, że przy okazji jej lushowego poradnika, w którym odnalazłam link do szerszej recenzji. Od razu pomyślałam, że to coś dla mnie i podczas ubiegłorocznego pobytu we Włoszech chciałam dorwać ją w swoje ręce. Pech chciał jednak, że w każdym ze sklepów była ona już niestety wyprzedana. Powoli już się godziłam z tym, że przyjdzie mi jeszcze na nią poczekać, ale wtedy odezwała się jedna z dziewczyn z hasłem, że na wizażu właśnie organizowane są wspólne lushowe zakupy! No takiej okazji (jak już się w końcu zorientowałam, że tak też można ;)), to ja nie mogłam przepuścić i skusiłam się na moją upragnioną maskę i nie mniej słynny (a nawet bardziej :D) czyścik Angels on Bare Skin. Właśnie dobijam dna, więc to najwyższa pora na moją recenzję!
CHARAKTERYSTYKA CERY: Mieszana w kierunku tłustej; rozszerzone pory w okolicach nosa i oczu; skłonności do błyszczenia; obecnie miejscami przesuszona z uwagi na niedawne przeziębienie, sezon grzewczy i krem z kwasem migdałowym ;)
DZIAŁANIE: Zacznijmy od razu od najważniejszego - maska działa! Działa i to jak! Nigdy dotąd nie używałam jeszcze maski, której efekty byłyby tak natychmiastowo zauważalne. I to gołym okiem! Maska spełnia wszystkie obietnice producenta, dotyczące oczyszczającego i wyciszającego działania na skórę.
Po pierwszym użyciu maski byłam zaskoczona tym, jak pięknie moja buzia się rozjaśniła. Zniknęły wszystkie zaczerwienienia i nawet zmywanie maski z twarzy, co przecież wiąże się z pocieraniem dłońmi o skórę, nie wywarło na niej najmniejszego wrażenia. Cera była ukojona, wyciszona, a jednocześnie czysta, świeża i sprawiająca wrażenie bardzo wypoczętej. Jestem w stanie uwierzyć, że ta maska naprawdę mogłaby uratować niejedną zmęczoną buzię przed ważną randką ;)
To, co również bardzo dla mnie ważne, to to, że maska nie ściąga twarzy, tak jak robią to czasem glinkowe maski. Uczucie to jest bardzo zminimalizowane, a sama maska zastyga dużo wolniej, niż te glinkowe (gdzieś wcześniej napisałam, że ta maska ma glinkę, ale chyba zmiksowałam skład maski i czyścika, więc niechcący skłamałam, sorry! ;)). Ponadto, po zmyciu, buzia jest szalenie gładka i delikatna w dotyku. Mogłabym jej tak dotykać cały czas, gdyby to tylko nie wpływało na jej niekorzyść ;)
Skóra, po użyciu maski jest również dobrze nawilżona, nie jest spięta, nawet po zmyciu produktu. Ponadto pory są ładnie zwężona. Oczywiście działanie na rozszerzone pory jest raczej doraźne, ale niewątpliwie efekt robi wrażenie.
KONSYSTENCJA: Catastrophe Cosmetic, to bardzo gęsta pasta, którą należy potraktować - nomen omen - jak prawdziwą glinę. Dosłownie wydłubujemy palcami pożądaną porcję maski i aplikujemy ją na zwilżoną twarz. Maska początkowo stawia lekki opór, ale dość szybko się rozgrzewa w kontakcie ze skórą, a woda delikatnie ją rozpuszcza, tworząc musowatą papkę, która pozwala na dość dokładne pokrycie twarzy.
W maseczce znajdziecie kawałki borówek i to razem ze skórką! Szalenie podoba mi się ten pomysł, nawet widać, jak nabierając porcję maseczki rozgniatamy palcami resztki owoców, które oddają soki do maski :)
KOLOR/ZAPACH: Pasta ma szarawy kolor, może niezbyt zachęcający, ale kto by się tam przejmował. W końcu sięgamy po kosmetyk bez zbędnej chemii. Zapach maski zupełnie z niczym mi się nie kojarzy, może jest delikatnie ziemisty, ale dla mnie jest to raczej neutralny, niż przykry zapach. W każdym razie nie przeszkadza mi podczas noszenia maski na twarzy.
SPOSÓB UŻYCIA: Producent zaleca pozostawienie maski na twarzy od 5 do 10 minut i myślę, że jest to dla niej optymalny czas na działanie. Któregoś razu zasiedziałam się przed komputerem, mając ją na twarzy i cóż... Maska zaczęła się osypywać! Innych negatywnych konsekwencji nie było, ale w końcu liczy się też komfort użycia, a ten zapewnia nam przede wszystkim trzymanie się w ryzach czasowych. Warto dodać, że zarówno aplikowanie maseczki, jak i jej zmywanie, zalecam wykonywać nad umywalką, ponieważ czasami zdarza się, że zgubimy jakiś kawałek owocu :)
Po użyciu trzeba trzymać ją w lodówce dla zachowania jej właściwości! Jest to produkt, który nie zawiera konserwantów i wykonany jest głównie ze składników naturalnych, wobec tego producent rekomenduje zużycie maski w ciągu czterech tygodni od dnia produkcji (naklejka na opakowaniu). Moja maska niestety przyszła do mnie już na granicy terminu i na dobrą sprawę powinnam zużyć ją już miesiąc temu, ale używałam jej również po terminie i nadal świetnie się sprawdzała, choć robiłam to na własną odpowiedzialność, więc nie polecam tego patentu. Tym samym nie polecam też zamiawiania masek przez wizaż, bo niestety wszystko się niemiłosiernie wydłuża. Lepiej przywieźć maskę, jako pamiątkę w wakacji albo poprosić o nią kogoś znajomego. Albo poczekać na LUSH w Polsce (oby już w tym roku!).
OPAKOWANIE: Maska schowana jest w czarnym, plastikowym pudełeczku o zakręcanej klapce, w którym znajduje się 75g produktu. Muszę przyznać, że takie szerokie pudełeczko, to wygodne rozwiązanie i nie wyobrażam sobie innego. Opakowanie pochodzi z recyklingu, a zużyte pięć pudełek można wymienić na świeżą maskę gratis.
CENA/DOSTĘPNOŚĆ: ok.6 funtów/8-9 euro, dostępna tylko w salonach Lush oraz poprzez zamówienia online z oficjalnego sklepu
WYDAJNOŚĆ: Maska bardzo zaskoczyła mnie tym, że tak długo mogłam z niej korzystać. Myślę, że wystarczyła mi na ponad 10 zastosowań, a ja nie mam w zwyczaju oszczędzać maseczek i nawet saszetkowe aplikuję w sposób "ile fabryka dała" ;) Szczerze przyznam, że moim zdaniem 4 tygodnie na jej zużycie, to trochę mało, ale skoro maska nie wyrządziła mi krzywdy przez kolejny miesiąc, to sądzę, że (ponownie powtarzam) na własne ryzyko można używać jej dłużej.
CZY KUPIĘ PONOWNIE: Zdecydowanie tak! Jestem zachwycona efektami i jednocześnie ubolewam nad jej koszmarną dostępnością! Nawet nie jestem w stanie zrobić sobie zapasów ze względu na krótki termin ważności i to już jest nie fair ;) Ja chcę Lush w Polsce!
SKŁAD:
PRZEMEK pozdrawiam Cię :D |
Podsumowanie:
+ dobre działanie oczyszczające;
+ mocne działanie kojące i wyciszające;
+ zwężenie porów;
+ zdejmowanie zaczerwienień;
+ neutralny zapach;
+ mnóstwo składników naturalnych w składzie;
+ cena bardzo adekwatna do jakości;
- dostępność, w Polsce prawie zerowa
Jestem szczerze zachwycona tą maseczką i poza jej koszmarną dostępnością nie widzę żadnych wad, stąd ta pieść pochwalna. Mimo, że produkt otrzymałam dopiero w grudniu, myślę, że spokojnie mogę okrzynąć tę maskę pielęgnacyjnym odkryciem roku! :)
A Wy jakie miałyście przygody z LUSH? Używałyście już kiedyś ich produktów? A może znacie łatwiej dostępne maski, które wywarły na Was aż tak piorunujące wrażenie? :)
K.
Przyznam, że opis maski i działanie bardzo mi się podobają. Chętnie bym się skusiła, ale kurczę z tą dostępnością trochę ciężko :/
OdpowiedzUsuńNiestety wizażowe zamówienia są o tyle ryzykowne, że niestety termin do zużycia maski skraca się o czas przesyłki z UK, a późnie na terenie Polski. Warto korzystać z zagranicznych wyjazdów albo z pomocy znajomych :)
UsuńI tu się zaczyna problem :) Moi znajomi jak mrówki lgną do Warszawy zamiast pojechać gdzieś w stronę UK i przywieźć mi worek smakowitości :)
UsuńBrzmi zachęcająco ;)
OdpowiedzUsuńNie tylko brzmi :)
UsuńUżywałam Oatifix - była rewelacyjna! Kojąco-nawilżająca. Miała jeszcze krótszy termin ważności, 3 tygodnie. Jak tylko będę miała okazję przetestuję Catastrophe Cosmetic.
OdpowiedzUsuńOatfix też mnie ciekawi, czytałam o niej dużo dobrego, ale ta po prostu musiała być pierwsza :)
UsuńNarobiłaś mi wielkiej ochoty na tę maskę ;] Lush miał być już w zeszłym roku w PL, a tu ciągle cicho, mam nadzieję że jednak jego otwarcie dojdzie do skutku :)
OdpowiedzUsuńPamiętam! Dlatego tym bardziej liczę na otwarcie w tym roku :)
Usuńuwielbiam ta maseczkę:) A zapach dla mnie the best wcale nie neutralny hihi:P
OdpowiedzUsuńMoże i nie, ale tak szczerze to z niczym mi się nie kojarzy zbyt mocno, stąd takie określenie ;)
UsuńOstatnio przeżywam fascynację kosmetykami Lusha i ta maseczka jest na mojej "chciej liście". Również ubolewam nad brakiem Lusha w Polsce, ale gdy w końcu przyjdzie ten dzień, ach jakie ja zrobię zakupy :P
OdpowiedzUsuńOj ja też chyba poszaleję jak tylko się u nas pojawią! :)
UsuńŚwietne są te maseczki z lush;)
OdpowiedzUsuńMiałam tylko tę, ale nabrałam ochoty również na inne :)
Usuńpewnie jakbym miała do niej dostęp to bym się skusiła :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie warto! Jeśli tylko będziesz miała okazję, to nie wahaj się :)
Usuńnie mam dostępu, a baaardzo szkoda :(
OdpowiedzUsuńJa również żałuję, że trzeba się aż tak nagimnastykować :(
UsuńZrobię sobie podobną w sezonie na borówki :)
OdpowiedzUsuńJak Ci wyjdzie jak trzeba, to koniecznie podziel się przepisem :)
UsuńUwielbiam tę maskę, to jedyna do której podchodzę regularnie, choć teraz zdeklasowały ją maski algowe z Organique :)
OdpowiedzUsuńW każdym razie moje naczynka i skóra doceniają jej działanie i to bardzo :)
Cóż mogę powiedzieć, ja uwielbiam Lush'a. Może nie wszystko, ale zdecydowaną większość i cieszę się, że już nie mam takiego problemu z dostępem. Aczkolwiek Lush wysyła do PL i zawsze można zrobić zamówienie z kimś do spółki, bo przesyłka to chyba koszt ok. 10 funtów jeżeli nic się nie zmieniło. Zamówienia realizowane są bardzo szybko :)
Asiu, wiem, że wysyłają, ale w przypadku masek niestety czas wysyłki wpływa na naszą niekorzyść. Albo trzeba by zebrać osoby z tej samej okolicy ;)
UsuńA jakie maski z Organique najbardziej polecasz? :)
Czuję się skuszona :) Następnym razem jak będę w pobliżu Lush'a wejdę i kupię :)
OdpowiedzUsuńPolecam! :)
UsuńWielka szkoda, że nie mam dostępu do Lusha, bo tyle się już fantastycznych recenzji o ich kosmetykach naczytałam ^^
OdpowiedzUsuńMam to samo zawsze kiedy czytam kolejną pozytywną recenzję :)
Usuńkocham ją uwielbiam! właśnie w swojej dobiłam do dna, mam na twarzy akurat ostatnią porcję i mi smutno i źle, bo do Lusha mam ponad 200 km :(
OdpowiedzUsuńJa też właśnie wykończyłam moją, więc łączę się z Tobą w cierpieniu ;)
UsuńTak bardzo chciałabym ją dorwać, a w najbliższym czasie nie mam żadnych planów wyjazdowych :(
OdpowiedzUsuńJa niestety też nie planuję żadnych podróży w najbliższym czasie. Chyba żeby faktycznie zrobić wspólne zamówienie dla osób z Warszawy ;)
UsuńMoim zdaniem to jeden z lepszych kosmetyków tej marki.
OdpowiedzUsuńZ ich maseczek wypróbowałam już chyba wszystkie i tak jest najlepsza i po jej zastosowaniu faktycznie widać jakiekolwiek rezultaty.
Z jej dostępnością wcalę się nie dziwie że miałaś problem bo w lushu obok mnie ona rozchodzi się jak ciepłe bułeczki.
Produkt naprawdę godny uwagi.
No proszę, to znaczy, że trzeba się nieźle napolować :)
UsuńOprócz tej maski używałam dwóch innych produktów, ale faktycznie to na razie mój hit :)
Od jakiegoś czasu mam ochotę na Angels on Bare Skin i Oatifix. Teraz do listy dopiszę chyba Catastrophe Cosmetic. Nie mam wyjścia i jak będę koło Lusha następnym razem to już muszę coś kupić:P
OdpowiedzUsuńOatfix również i mnie ciekawi, a AOBS jest fajne, chociaż po tych wszystkich zachwytach spodziewałam się większego WOW ;)
Usuńna większości produktów Lush, których używałam były naklejki z typowo polskimi imionami. tutaj też widzę Przemka. nasi odwalają kawał dobrej roboty na Wyspach :D
OdpowiedzUsuńczekam z niecierpliwością na Lusha w Polsce :)
Na AOBS mam Wiolę :) Coś w tym musi być! :)
UsuńJa też już nie mogę się doczekać! Chciałabym wypróbować ich kule kąpielowe dopóki mam możliwość korzystania z wanny u mamy :P
brzmi świetnie :) kiedyś sobie sprawię :)
OdpowiedzUsuńZachęcam, myślę, że Twojej cerze ta maska również mogłaby przypaść do gustu :)
UsuńJedna z moich ulubionych maseczek :)
OdpowiedzUsuńZupełnie mnie to nie dziwi :)
UsuńMam przeczucie, że byłby to idealny produkt dla mnie.
OdpowiedzUsuńBardzo możliwe :)
UsuńWygląda naprawdę ciekawie :)
OdpowiedzUsuńJest więcej niż ciekawa :)
Usuńczuję się mega skuszona! szkoda, że nie ma ich w Polsce :/
OdpowiedzUsuńPodobno mają się pojawić w tym roku, oby to była prawda! :)
UsuńChciałabym coś w końcu z LUSHa wypróbować. Chyba się na coś zdecyduję będąc w Pradze
OdpowiedzUsuńZazdroszczę okazji do zakupów :)
Usuństrasznie zazdroszczę ci tej maseczki- musi być genialna :)
OdpowiedzUsuńOj tak! To dobre określenie! :)
UsuńWygląda bardzo zachęcająco :)
OdpowiedzUsuńPrawda? Te borówki wyglądają super! :)
UsuńZa to ja testuję maskę Cupcake i chcę na tą też mam chęć :)
OdpowiedzUsuńO Cupcake w sumie nic nie słyszałam, zerknę sobie na stronie :)
UsuńUwielbiam Lushową Mask of Magnaminty :) Bardzo lubię też maseczki do twarzy Himala Herbals - błotną i z miodlą indyjską, które zamawiam na doz.pl (stacjonarnie ich nie widziałam) :)
OdpowiedzUsuńO, dziękuję za polecenie! Chętnie zerknę na te maski, aptekę doz mam blisko, więc zawsze łatwiej o odbiór :)
UsuńJa jeszcze nie używałam żadnego kosmetyku Lusha... Niestety, trudno obejść problem z dostępnością, ponieważ kosmetyki mają krótki termin ważności i istnieje spore ryzyko, że trafią do nas na dwa tygodnie przed jego upływem...
OdpowiedzUsuńAle te borówki kuszą mnie. Uwielbiam te owoce w każdej postaci. Czy to w koktajlach spożywczych czy w kosmetykach;)
Jako właścicielka kraterów, cenię sobie wszystkie kosmetyki, które choć na chwilę zwężą pory;) To uczucie, kiedy twarz po zmyciu maski wygląda tak zdrowo i świeżo, jest wspaniałe;)
Najkrótszy termin mają maski, więc to z nimi jest największe ryzyko. Jeśli chodzi o inne kosmetyki, to na przykład czyścik jest ważny chyba przez trzy miesiące, więc jeśli zaczniesz używać od razu, to w sumie nie większej różnicy, czy dostaniesz go dzień po wyprodukowaniu, czy tydzień po ;) Mimo wszystko warto jednak orientacyjnie sprawdzić termin, zanim się coś zamówi :)
UsuńJa też uwielbiam borówki, dlatego tak mocno napaliłam się na tę maskę! :D
Haha ja sama byłam miło zaskoczona tym, że ta maska była w stanie jakkolwiek podziałać na te rejony :D
Uwielbiam Lusha za mydła i czyściki, tej maski jeszcze nie miałam
OdpowiedzUsuńJa mam jeszcze czyścik AOBS i kostkę Soft Coer - jestem z nich zadowolona, ale nie szaleję za nimi aż tak, jak za maską :)
UsuńChciałabym w końcu coś z Lusha,niestety,jeszcze nie było mi dane wypróbować:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w tym roku to już pojawią się w Polsce :)
Usuńwow! zamówiłam sobie u Marti Dark Angelsa, ale teraz żałuję, że nie wzięłam też maski...
OdpowiedzUsuńNiestety zanim Marti by przyjechała do PL, to mogłaby Ci się już przeterminować. Z maskami niestety trzeba uważać na terminy, bo te 4 tygodnie w przypadku wysyłki przestaje być kupą czasu :P
Usuńkurka to może i dobrze, mam informację, że Lush będzie w PL w czerwcu...
UsuńOtagowałam Cię
OdpowiedzUsuńhttp://exclusive1mln.blogspot.com/2013/01/moich-7-wspaniaych-tag.html#more
Dziękuję! Niedługo postaram się przygotować odpowiedź :)
UsuńTak w ramach informacji: we WLoszech kosztuje 8euro z kawalkiem.
OdpowiedzUsuńWczoraj kupilam kolejne opakowanie, dla mnie jest niezastapiona!
Dziękuję, już poprawiłam :)
UsuńHej Kochana, mam pytanie dotyczące paletki Sleeka. Nie mogę się zdecydować między Storm, Oh so special, a Au naturell. Porównywałam już je na wszystkie możliwe sposoby, ale po prostu nie potrafię sama wybrać :D Gdybyś mogła wybrać tylko jedną, która by to była? Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa zdecydowanie postawiłabym na Oh So Special! Uwielbiam tę paletkę! :)
UsuńDziś rano doszłam do wniosku, że chyba o niej myślę najwięcej :) no to rozwiałaś moje wątpliwości :D
UsuńZakup warty zastanowienia.
OdpowiedzUsuńAch, ach - wygląda jak chałwa :) bossse jaka jestem ciekawa tego nieosiągalnego Lusha:)
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu Twojej recenzji jestem zdecydowana wybrac sie do Lusha. Mimo że mieszkając w UK nie mam utrudnionego dostępu do tego sklepu to byłam tam tylko ... raz. Kupowałam w prezencie kule do kąpieli (które tak na marginesie okazały się rewelacyjne), a teraz jak widzę powinnam skupić się również na innych produktach :)
OdpowiedzUsuńanianawyspach.blog.pl
Super, ale Ci zazdroszczę bo u mnie w Polsce nie ma Lusha :)
OdpowiedzUsuń