Cześć Dziewczyny!
Jakiś czas temu odezwała się do mnie Pani Aleksandra, reprezentująca sklep Costasy, będący polskim dystrybutorem kosmetyków mineralnych Lily Lolo oraz kosmetyków Lulu & Boo. Nie zdążyłam Wam jeszcze o tym napisać, ale już niemal od dwóch miesięcy cieszę się nową gromadką kosmetyków Lily Lolo, z których dzisiaj chciałabym Wam przedstawić trzy róże mineralne, z których jeden kupiłam sama prawie 1,5 roku temu, ale ciągle zapominałam Wam napisać o nim więcej, choć wielokrotnie pojawiał się już na blogu w ulubieńcach :)
Zapraszam Was na moją opinię oraz swatche róży Ooh La La, Rosebud oraz Surfer Girl!
KOLORY:
Jak już napisałam - aktualnie posiadam trzy odcienie róży. Uważam, że ich właściwości i wpływ na skórę są identyczne, dlatego na początku opiszę i pokażę Wam kolory, które mam w kosmetyczce, a następnie wspólnie opiszę ich właściwości :)
OOH LA LA - to moim zdaniem ciepły odcień różu z domieszką brzoskwini, przez co czasami przypomina nieco koralowy, pasujący najprawdopodobniej większości kobiet. Tworzy na skórze naturalny rumieniec i świetnie wygląda zarówno na bladej skórze, jak i na tej już nieco opalonej. Ma satynowe, odrobinę rozświetlające wykończenie.
ROSEBUD - to ciemniejszy odcień brudnego różu z odrobiną fioletowych tonów, w którym czasami można dostrzec złotawy refleks, przez co sprawia wrażenie, jakby zawierał trochę brązowych tonów. Dość mocno zaznacza rumieńce na bladej skórze, dlatego należy z nim wyjątkowo uważać. Ma połyskujące wykończenie, ale na twarzy błyszczy się mniej, niż na (obfitym) swatchu.
SURFER GIRL - to bardzo intensywny, dziewczęcy odcień chłodnego różu, tworzący na skórze zdrowy rumieniec, podobny do koloru policzków lekko przyszczypanych mrozem. Jego wykończenie jest całkowicie matowe.
KONSYSTENCJA:
Poza tym, co oczywiste - czyli formą sypką - róże Lily Lolo charakteryzują się stosunkowo mokrą konsystencją, która nie jest zbyt pyląca i cechuje się dobrą przyczepnością do skóry. Róż Rosebud jest w moim odczuciu najbardziej wilgotny, a tym samym cechuje się największą przyczepnością, dlatego tym bardziej warto z nim uważać, ponieważ łatwo o przesadę. Róż Surfer Girl, to dla odmiany proszek, który - porównując go do Rosebud - określiłabym raczej jako suchy, jednak jego przyczepność jest zachowana. Może z racji takiej, a nie innej konsystencji to właśnie po Surfer Girl sięgam najchętniej i najczęściej, biorąc pod uwagę fakt, że najłatwiej mi go nałożyć na policzki i jednocześnie najłatwiej przy nim skorygować ewentualne niedociągnięcia lub przesadne rumieńce. Róż Ooh La La jest według mnie mniej więcej po środku, jego konsystencja jest dużo bardziej sucha, niż w przypadku Rosebud, ale jednocześnie myślę, że jego przyczepność jest dużo lepsza, niż w przypadku Surfer Girl. Ooh La La również dosyć łatwo poddaje się poprawkom, choć czasami warto mieć w pogotowiu pędzel z odrobiną podkładu mineralnego w pogotowiu - ten trik działa u mnie jak gumka do ścierania :)
PIGMENTACJA:
Wszystkie moje róże Lily Lolo są bardzo mocno napigmentowane i uwierzcie, że wystarczy naprawdę mikroskopijna ilość produktu, żeby wyczarować piękny rumieniec na policzkach. Jeśli nigdy wcześniej nie miałyście do czynienia z minerałami, to polecam pierwszą próbę różu wykonać w domu, żebyście same mogły ocenić jaka ilość proszku odpowiada Wam do stworzenia satysfakcjonującego makijażu :)Uważam, że istotną kwestią jest w tym przypadku również dobór odpowiedniego pędzla do makijażu. U mnie świetnie sprawdza się ukośny Hakuro H24, który jest bardzo miękki, ale jego włosie bardzo łatwo kontrolować, a dzięki temu wiem, w którym miejscu aplikuję produkt. Myślę, że mocno zbite pędzle mogłyby utrudnić Wam nieco zadanie i przyczynić się do powstania tzw. matrioszki na policzkach, ale nie zrażajcie się za pierwszym razem! Sekret tkwi w dobraniu odpowiedniej ilości kolorowego proszku, a wtedy szalejcie do woli! :)
Dokładnie tyle proszku wystarcza mi do umalowania obu policzków w jednym makijażu :) |
TRWAŁOŚĆ:
Każdy z moich róży Lily Lolo charakteryzuje się wysoką trwałością! To, tuż obok pigmentacji, ich mocny punkt, ponieważ róż zaaplikowany rano, trzyma się na mojej twarzy caluteńki dzień, a czasami widzę jego resztki na policzku nawet po drzemce ;)
OPAKOWANIE:
Róże Lily Lolo umieszczono w specjalnym plastikowym słoiczku z sitkiem. Sam design opakowania jest bardzo minimalistyczny, ale podoba mi się, bo minerały kojarzą mi się trochę z takim kosmetycznym minimalizmem (co też w pewnym sensie potwierdza się, gdyby zerknąć na składy tych kosmetyków :)). Dużą zaletą tego opakowania jest możliwość regulowania tego, ile dziurek z sitka odsłonimy, dzięki czemu nie mamy problemów z nadmiernym wysypywaniem się produktu, a podczas podróży możemy je zasłonić całkowicie! Zauważyłam, że wystarczy odsłonić dosłownie 3 dziurki i potrząsnąć trochę opakowaniem, żeby wydobyć z pudełeczka ilość odpowiednią do umalowania jednego, a czasem nawet obu policzków :)
WYDAJNOŚĆ:
Pewnie już się tego domyśliłyście, czytająć o intensywnej pigmentacji moich róży, ale celem potwierdzenia napiszę tylko tyle - te róże będą z Wami do końca świata i jeszcze dłużej! Są diabelnie wydajne i nawet jeśli obdzielicie odsypkami koleżanki i pół rodziny, to bądźcie spokojne, że zostanie Wam jeszcze spora ilość produktu! :)
WPŁYW NA SKÓRĘ:
Kosmetyki mineralne słyną ze swojego korzystnego wpływu na skórę, w szczególności na cery mieszane, czy tłuste, takie jak moja. Oczywiście nie jest to regułą, ale u mnie się sprawdzają. O ile w przypadku róży nie miewam większych problemów, ponieważ policzki, to u mnie obszar, który wypryski zazwyczaj omijają, to jednak najlepsze efekty obserwuję w rejonach strefy T, stosując regularnie podkład mineralny, o którym również wkrótce przeczytacie :)
CENA/DOSTĘPNOŚĆ:
Róże Lily Lolo kosztują 42,90 zł i możecie je zamówić na stronie Costasy lub kupić osobiście na wyspie Costasy w Galerii Mokotów (pomiędzy Sephorą a salonem MAC).L-R: Ooh La La, Rosebud, Surfer Girl |
***
Z pewnością nie muszę już pisać tytułem podsumowania, że jestem zadowolona z wyboru tych właśnie produktów. Jestem zagorzałą różomaniaczką i tego typu produktów mam naprawdę sporo, ale do róży Lily Lolo lubię wracać i myślę, że nowe kolory znajdą swoje stałe miejsce w mojej kosmetyczce obok ich starszej siostry - Ooh La La :))
Miałyście już okazję korzystać z kosmetyków mineralnych? Jakie kosmetyki tego rodzaju interesują Was najbardziej lub najlepiej się u Was sprawdziły? No i oczywiście - co sądzicie o moich pięknych różach? :))
K.
Ooh La La mam i lubię bardzo :)
OdpowiedzUsuńW ogóle mi sypka forma róży psuje bardzo :)
Ja też polubiłam taką formę różu, chociaż na początku nie mogłam się z nią oswoić. Czasami nadal jeszcze sobie nie radzę, ale to tylko wtedy kiedy źle odmierzę 'dawkę' ;)
UsuńOh la la la i rosebud wyglądają przepięknie
OdpowiedzUsuńOoh la la już dawno wpadł mi w oko, dlatego to był mój pierwszy zakup :)
UsuńOoh la la i surfer girl na pewno kiedyś przygarnę :) uwielbiam podkład i korektor, fajnie się u mnie sprawdza Translucent Silk. W ogóle z chęcią bym wymieniła wszystkie kolorowe kosmetyki na mineralne :P
OdpowiedzUsuńJa ostatnio niemal całkowicie przestawiłam się na podkład i puder mineralny i rzadko sięgam po cokolwiek innego :)
UsuńUżywam teraz China Doll i Flawless Matte :)
Ooh la la wpadł mi w oko :)
OdpowiedzUsuńTo chyba najpopularniejszy kolor :)
UsuńOh la la podoba mi się najbardziej :)
OdpowiedzUsuńJest bardzo udany, chociaż ostatnio sięgam najczęściej po Surfer Girl :)
UsuńPiękne one są, ale ja pewnie nie umiałabym zrobić ładnych policzków aż tak napigmentowanym różem :(
OdpowiedzUsuńDlatego lepiej zaczynać od mikroskopijnych ilości i najwyżej dołożyć :)
UsuńNie miałam jeszcze nic z Lily Lolo, ale na pewno coś sobie kiedyś znajdę ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajne kolorki masz.
Warto wypróbować tę markę. Niedługo pojawią się kolejne recenzje, więc poczytasz i może coś Ci wpadnie w oko :)
UsuńKurczę, Rosebud jest bardzo ciemny. Ciekawa jestem jak wygląda na policzku skoro nie widać aż tak połysku. Ja o moim Oh la la i podkładzie nieco zapomniałam, ale chyba je odgrzebię :) chociaż podkład raczej wolę zostawić na wiosnę, bo w zeszłym roku w zimie niestety podkreślał mi suche skórki na nosie.
OdpowiedzUsuńTo prawda, nawet po roztarciu jest ciemny. Myślę, że będzie wyglądać rewelacyjnie na opalonej skórze, choć np Kasia używa go teraz i u niej wygląda bardzo ładnie na bladej skórze :)
Usuńo jaaa Rosebud piękny ale nie wiem czy bym sobie krzywdy nie zrobiła ;))
OdpowiedzUsuńMi zdarza się to najczęściej właśnie z tym kolorem ;)
UsuńOoh La La wygląda uroczo! Chciałam go kiedyś, dawno, dawno temu kupić, ale nie był aktualnie dostępny. Później na długo wyleciał mi z głowy, ale teraz coraz częściej widzę go na blogach i odezwało mi się wewnętrzne chciejstwo tak długo uśpione :) Też jestem różomaniaczką. Szaleństwo ;)
OdpowiedzUsuńNo pięknie! Jeszcze będzie na mnie :D
UsuńZ LL nie mam żadnych doświadczeń, ale ich podkład od dawna mnie kusi. Ooh La La wygląda przepięknie i sądzę, że pasowałby większości karnacji :)
OdpowiedzUsuńMam bardzo podobne odczucia! Chyba zresztą jest to najpopularniejszy kolor w ofercie LL :)
UsuńSurfer Girl najbardziej mi się podoba, chciałabym w końcu zaopatrzyć sie w jakiś kosmetyk mineralny :)
OdpowiedzUsuńNiby miałam jakieś próbki, ale zawsze się boję że nie trafię z kolorem...
Najtrudniej jest dobrać podkład, ale na stronie jest całkiem udana rozpiska ze wskazaniem jaki kolor do jakiego koloru skóry pasuje :)
UsuńPiękne są! Mam tylko Candy Girl, ale narobiłaś mi ochoty na więcej :D
OdpowiedzUsuńCandy Girl jest z drobinkami, prawda? Zastanawiałam się nad nim :)
UsuńOh la la jest śliczny :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńOoh La la ładnie wygląda! Ja jeszcze nigdy nie miałam różu w takiej formie, pewnie najpierw bym sobie robiła kuku zanim bym opanowała technikę nakładania ;p
OdpowiedzUsuńE tam, grunt to uważać na ilość :) Kilka prób w domowych warunkach i idzie coraz lepiej :)
Usuń"Rosebud" najbardziej przypadł mi do gustu. Ale pozostałe też świetnie wyglądają!
OdpowiedzUsuńRosebud lubię z tej trójki najmniej, ale niewątpliwie jest ładny :)
UsuńAle śliczności ;)) Rosebud uwielbiam! Ooh la la i Surfer Girl wyglądają równie pięknie, nono, odcienie tych róży są mega twarzowe. Pomijając Lily Lolo, to osobiście lubię też mocno Nude z AN. :)
OdpowiedzUsuńRosebud to taki typowo Twój kolor! Trochę kojarzy mi się z Pomergranate :)
UsuńNiestety nie mam takowych kosmetyków ale mi najbardziej by podpasował ten kolorek Oh la la
OdpowiedzUsuńWidzę, że to nadal najpopularniejszy kolor :)
UsuńZ LL mam podkład, korektor i cień, ale chciałabym jeszcze róż. Zastanawiam się pomiędzy Oh La La a Cherry Blossom ;)
OdpowiedzUsuńCherry Blossom też mi się podoba, ale dla mnie jest raczej zbyt ciepły ;)
UsuńZa to Ooh La La mogę polecić, bo jest bardzo trwały :)
Usuńnie miałam jeszcze okazji używać kosmetyków LL, ale jestem bardzo ciekawa i czekam na ponowną dostępność zestawów w sklepie internetowym :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, A
Czytałam gdzieś, że zestawy mają wrócić podobno w lutym :)
UsuńJa mam dwa róże od nich ( w tym oh la la ) i jestem naprawdę bardzo zadowolona :) Bardzo podoba mi się też Surfer Girl - już sama nazwa jest fajna :D Ja też używam pędzla z Hakuro tyle, że H21 - tego całego białego. Razem świetnie współpracują. Ostatnio skusiłam się na słynne jajeczko z RT i kurczę, albo ja jestem dziwna, albo to RT przereklamowane. Wolę Hakuro :D
OdpowiedzUsuńH21 nie mam, ale przypuszczam, że pewnie 'działa' podobnie :) A o jajeczku czytałam już tak różne opinie, że nie dziwi mnie Twoja negatywna. Mimo to pędzle RT nadal mnie ciekawią :)
Usuńkiedyś sobie sprawię oll :)
OdpowiedzUsuńZawsze mogę się podzielić odsypką, tak na próbę :)
UsuńOoh La La wygląda pięknie, podobnie jak Rosebud.
OdpowiedzUsuńChociaż ja jakoś boję się róży w formie sypkiej :)
Ja też się bałam, ale nie taki diabeł straszny! Trzeba tylko poćwiczyć kilka razy :)
Usuńoj marzą mi się takie róże :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńOd pewnego czasu szukam matowego, cukierkowego różu. Dzięki Tobie wiem, że powinnam zainwestować w Surfer Girl:) Ten odcień jest idealny dla takiego bladziocha jak ja:)
OdpowiedzUsuńTo ostatnio mój ulubieniec! Zimą tego typu odcienie sprawdzają się u mnie najlepiej, a również mam dosyć bladą cerę :)
UsuńLubię róże mineralne, chociaż Lily Lolo jeszcze nie miałam. Przypadł mi do gustu Rosebud - ostatnio mam fazę na takie odcienie różu, chociaż chyba wolałabym gdyby był mniej błyszczący :)
OdpowiedzUsuńNo cóż, na jego usprawiedliwienie mogę dodać, że i tak ładnie wygląda na policzku :) Gdybym tylko miała lepsze światło w domu, to może udałoby mi się go uchwycić, ale niestety okna od zachodu dają niewielkie możliwości o tej porze roku ;)
UsuńOstatnio na nowo odkryłam zapomniany ooh la la i na nowo go polubiłam :) Jedynym minusem jest dla mnie tylko opakowanie- nie lubię grzebać się w sypańcach :)
OdpowiedzUsuńNie miałam kosmetyków mineralnych ale kolory piękne! ♥
OdpowiedzUsuńOoh La La bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńWłaściwie wszystkie mi się podobają, ale to Ooh La La właśnie widziałabym u siebie :)