Cześć,
dzisiaj piszę do Was zupełnie niekosmetycznie. Ciekawa jestem czy lubicie chodzić do teatru? Jakiego rodzaju sztuki wybieracie i kiedy ostatni raz byłyście w teatrze? Pytam Was o to, ponieważ, jeśli zupełnie nie interesuje Was taka forma rozrywki, to zdecydowanie możecie sobie odpuścić ten post i wrócić tutaj jutro ;)
Lubię chodzić do teatru, ale nie często mam ku temu okazję. Cudem jednak trafił mi się mężczyzna, który nie wzdryga się na hasło "a może poszlibyśmy do teatru?" (ani nie dostaje uczulenia na widok książek - thank God!)... Wspominam o tym, ponieważ ja od dawien dawna (czyli od czasów liceum, co daje ponad 5/6 lat, nie byłam w teatrze. Zdarzało mi się jednak co jakiś czas rzucić to magiczne hasło mojemu Ukochanemu, ale ostatecznie jakoś nigdy nam się nie składało. Dopóki nie trafiły się moje urodziny, wtedy mój M. zaprosił mnie do Teatru Żydowskiego w Warszawie na spektakl 1666 wg Szatana w Goraju. Tym samym przełamaliśmy magiczną barierę i kilka dni przed Walentynkami ponownie wybraliśmy się do magicznego miejsca na literę "t"... Tym razem padło na Teatr Kwadrat. Mój M. wybrał fantastyczny spektakl - Berek, czyli upiór w moherze. I ten naprawdę z całego serca chciałabym Wam polecić!
źródło: www.teatrkwadrat.pl |
Berek, to przefantastyczna komedia z głównymi rolami Ewy Kasprzyk i Pawła Małaszyńskiego. Rzecz dzieje się w typowym polskim bloku, w którym mieszkają główni bohaterowie sztuki. Pani Kasprzyk gra typową polską moherową babuleńkę, na pierwszy rzut oka mocno konserwatywną, zasłuchaną w Radio Maryja i posiadającą typowo moherowe poglądy na świat. No i oczywiście beret! :) Natomiast Małaszyński gra jej sąsiada - geja, którego pani Lewandowska szczerze nienawidzi. Stąd też cała wojna - nie tylko wojna pokoleń (głośna muzyka vs. głośne poranne modły), ale i przede wszystkim wojna poglądów (a to jajo na wycieraczce, a to "pedau" na drzwiach...). Jak się jednak okazuje w niedoli nawet najgorszy wróg może stać się przyjacielem. A to ledwie początek... :)
Wiarygodności całej historii dodają zarówno gesty i zachowania aktorów dopracowane w najmniejszych szczegółach i, zwłaszcza w przypadku sąsiadeczki, mocno nawiązujące do panujących stereotypów, jak i wnętrza idealnie podkreślające różnice między bohaterami. Zarówno Kasprzyk, jak i Małaszyński świetnie sprawdzili się w swoich rolach, ale moim zdaniem, Kasprzyk ukradła ten spektakl! Była fantastyczna w każdym najdrobniejszym szczególe. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że postać Anny Lewandowskiej jest dużo bardziej złożona, niż by to sugerowało ogólne pierwsze wrażenie o niej. Mimo całej aury wyjątkowej upierdliwości i pozornej niereformowalności ja dostrzegłam w niej również cechy typowe dla naszych kochających (czasem aż za bardzo), nadopiekuńczych i nie przyjmujących odpowiedzi "nie jestem głodna" babć. I to nawet tych, które z moherem nie mają nic wspólnego.
źródło: www.teatrkwadrat.pl |
Natomiast historia Pawła zwraca uwagę na to, jak dotkliwa może być samotność. Zwłaszcza kogoś, kto dodatkowo może być dyskryminowany i alienowany ze względu na swoje poglądy. Małaszyński bardzo dobitnie pokazał potrzebę kontaktu z drugim człowiekiem, kogoś, na kim możemy się wesprzeć w trudnej chwili i cieszyć dobrymi momentami razem.
Cała historia tej dwójki nie tylko jest bogata w całe mnóstwo prześmiesznych dialogów (momentami mieliśmy wrażenie, że aktorzy dorzucają coś od siebie i sami ledwo się powstrzymują od śmiechu :)), ale i niesie ze sobą pewną refleksję.
Jeśli lubicie się pośmiać, to już wystarczy, żeby wybrać się na ten spektakl. Ja jeśli będę miała okazję - chętnie pójdę jeszcze raz!
Ciekawskich zapraszam na filmik promocyjny:
K.
Wydaje mi się, że teraz sporo facetów nie ma nic przeciwko chodzeniu do teatru i książkom :)
OdpowiedzUsuńByłam na tym przedstawieniu :)To była moja pierwsza wizyta w Teatrze Kwadrat i spodobało mi się bardzo, dlatego wróciłam tam na inne spektakle. Polecam "Kiedy Harry poznał Sally" oraz "Mój przyjaciel Harvey". Też bardzo śmieszne :) Byłam jeszcze na "Przez park na bosaka", ale nie podobał mi się tak bardzo jak pozostałe. W każdym razie, kolej na inne tytuły!:D Jak lubisz Szyca to polecam "Porucznika z Inshimore" w Teatrze Współczesnym. Ale to już jest specyficzny, powiedziałabym, czarny humor:)
S.
yyy, daaaawno temu.. chyba jeszcze w szkole średniej :) czyli naprawdę daaaawno temu :) myślę, że sporo się zmieniło od tamtego czasu i teatr nie kojarzy się już nudnymi i poważnymi przedstawieniami.. chętnie bym się przeszła na coś ciekawego.. :)
OdpowiedzUsuńprzypomniało mi się, że byłam jeszcze w teatrze na studiach na 12 Ławek :)
OdpowiedzUsuń