poniedziałek, 31 grudnia 2012

OPI - The World Is Not Enough... czyli brokat to za mało! [swatche]

Witajcie Dziewczyny w ostatnim dniu 2012 roku!

Na dobry początek chciałam Wam szalenie podziękować za to, że tak licznie odwiedzacie mój blog, ponieważ wczoraj przekroczyłam magiczną granicę 100 tysięcy wyświetleń, a lada chwila liczba obserwatorów powinna przekroczyć 500 osób! To tylko liczby, ale liczby, które skłaniają do uśmiechu i sprawiają niesamowitą przyjemność dlatego dziękuję za Waszą obecność!

Po drugie - mam nadzieję, że nie stracicie zainteresowania moim blogiem w 2013 roku, więc ze swojej strony życzę Wam, żeby moje posty nadal były dla Was interesujące, żebyście znalazły tutaj wiele odpowiedzi na swoje pytania i żeby nam się wszystkim dobrze razem dyskutowało ;) A tak już całkiem pozablogowo życzę Wam również, żeby rok 2013 przyniósł Wam dużo szczęścia, a wszelkie przeszkody, jakie pojawią się na Waszej drodze, dawały się łatwo rozwiązać. Życzę Wam również spełnienia kilku marzeń (coś trzeba sobie zostawić też na później ;)), czy to tych poważnych, czy to tych zachciankowych. Wszystkiego dobrego! :)

***

Korzystając z tego, że mamy Sylwester, chciałabym podzielić się z Wami opinią na temat lakieru, który dzisiejszej nocy będzie zdobić moje paznokcie, czyli The World Is Not Enough od OPI. Tym razem stwierdziłam, że brokat to za mało, że owszem potrzebuję bling bling, ale czegoś zupełnie mniej oczywistego, dlatego padło na "Świat To Za Mało" z kolekcji Skyfall, inspirowanej przygodami agenta 007.


KOLOR: Już sama baza jest trudna do określenia, według mnie to brązowawo-szary taupe, w którym zatopione jest multum drobinek, mieniących się na wszystkie kolory świata - złoto, srebrno, różowo, zielonkawo - istny holo-żuczek! :)

PĘDZELEK: Bardzo wygodny, gruby, raczej szeroki i lekko spłaszczony, ale dzięki temu jest w stanie pokryć prawie cały paznokieć już za pierwszym pociągnięciem. Łatwo manewruje mi się nim przy skórkach.


KRYCIE: Dość dobre, choć jeśli nałożymy mniej, niż dwie grubsze warstwy lub trzy cieńsze, to musimy się liczyć z tym, że lakier będzie delikatnie prześwitywać pod światło. Choć przy zwykłych dwóch warstwach paznokieć wydaje się być dobrze pokryty, to jednak pod światło widać prześwity, zwłaszcza na dłuższych paznokciach. Poza tym, po dołożeniu dodatkowej warstwy zarówno kolor, jak i efekt bling bling są pogłębione. U mnie na zdjęciach dwie warstwy, ale dzisiaj zdecyduję się na trzy.

KONSYSTENCJA: Lakier jest jednocześnie dość gęsty i zwarty, ale nie ciągnie się, ani nie smuży. Nie rozlewa się po skórkach i generalnie aplikuje się dokładnie tam, gdzie go chcemy. Nie zostawia bąbli, a powierzchnia paznokcia po jego zastygnięciu jest dość gładka, jak na lakier tak naładowany drobinkami. Zaschnięty lakier nie haczy o ubrania, ale mimo wszystko fanki absolutnej gładkości mogą wspomóc się top coatem.


TRWAŁOŚĆ: Niestety tu jest dużo słabiej, niż do tej pory. Lakier trzymał się na moich paznokciach dwa dni, po czym pojawiło się trochę odprysków. Mimo wszystko wybaczam mu, bo ubytki łatwo uzupełnić, a ponadto takich lakierów nie zamierzam nosić na co dzień, a raczej właśnie na większe okazje, typu wieczorne wyjście, czy impreza.

ZMYWANIE: Bezproblemowe. Trzeba poświęcić mu tylko kilka sekund więcej, niż klasycznemu, kremowemu lakierowi. Drobinki nie stawiają oporu przed zmywaniem.

CENA: Zależnie od źródła 30-60zł. Swój kupiłam na ebay, podczas wspólnych zakupów.








I jak Wam się podoba taka propozycja na Sylwestrowy manicure? Jest kolor, jest błysk i jest coś wyjątkowego! :)
K.
Czytaj dalej

wtorek, 25 grudnia 2012

OPI - The Spy Who Loved Me, czyli najbardziej świąteczny lakier w mojej kolekcji! :) [swatche]

Cześć Dziewczyny!

Jak Wam mijają Święta? Mam nadzieję, że Mikołaj był hojny, że brzuszki macie objedzone i spędzacie czas z najukochańszymi osobami :) Wczoraj nic nie pisałam, ponieważ chciałam się nacieszyć początkiem Świąt, ale dzisiaj nie mogę do Was nie zajrzeć i nie pokazać lakieru, który aktualnie zdobi moje paznokcie. Wybór tego koloru na Boże Narodzenie był dla mnie więcej, niż oczywisty, ponieważ The Spy Who Loved Me z kolekcji Skyfall od OPI, to lakier, który krzyczy całym sobą "Święta to ja!" :)

Zapraszam na prezentację!


KOLOR: Spy Who Loved Me to przepiękna żywa czerwień, wyjątkowo świąteczna nie tylko ze skojarzenia. Moim zdaniem to właśnie ten odcień czerwieni dominuje we wszelkich ozdobach świątecznych, czy to tych na choince, czy tych przyozdabiających stół, czy też kokard strzegących świątecznych prezentów. W tej czerwieni zatopione jest całe mnóstwo złotych i czerwonych drobinek, które pięknie migoczą, zarówno w świetle dziennym, jak i sztucznym i są niewiele mniej widoczne na paznokciach, niż w buteleczce. Uwierzcie mi, że aparat nie był w stanie oddać nawet połowy tego blasku. Na żywo paznokcie połyskują jak szalone odbijając nawet najmniejszy przebłysk światła. 

Lakier bardzo szybko schnie, zdarzyło mi się malować nim paznokcie na wyjeździe, bez wspomagania wysuszacza i naprawdę po kilkunastu minutach mogłam zająć się innymi rzeczami :) Lakier po wyschnięciu trochę błyszczy sam z siebie, ale warto dodać top coat, żeby podbić efekt, u mnie na zdjęciach Seche Vite.


PĘDZELEK: Posiadam miniaturową buteleczkę o pojemności 3,75ml, podczas gdy pełnowymiarowy lakier ma 15ml, wobec tego również i pędzelek jest proporcjonalnie mniejszy. Dla mnie ciutkę niewygodny, ze względu na utrudnione manewry przy skórkach, ale i tak całkiem znośny. Pełnowymiarowe wersje lakierów mają natomiast bardzo wygodny szeroki pędzelek, który kryje prawie cały paznokieć za jednym pociągnięciem.

KRYCIE: Jeśli ktoś ma dobrą rękę, to wystarczy mu w zupełności jedna warstwa, jednak ja nakładam zwykle dwie, dzięki czemu kolor jest głębszy i dłużej trwa na paznokciach.

KONSYSTENCJA: Odrobinkę zagęszczona przez ogrom drobinek, ale nadal stosunkowo rzadka. Przy aplikacji nie sprawia żadnych trudności, lakier nie rozlewa się na skórki.


TRWAŁOŚĆ: Dzisiaj mam go na paznokciach drugi dzień, a poprzednim razem nosiłam go 4 dni, więc jest całkiem nieźle. Zwłaszcza jak na czerwień. Nadal nie mam żadnych odprysków, ale końcówki delikatnie zaczynają się przecierać.

ZMYWANIE: Bezproblemowe, drobinki nie stawiają żadnego oporu, a lakier nie farbuje płytki czy skórek.

CENA: W zależności od miejsca zakupu, od 30 do 50zł. Ja swój dostałam od Blanki, ale jeśli trafię go jeszcze w marcu na targach, to z pewnością kupię pełnowymiarówkę.

Lakier jest położony równą warstwą i nie mam żadnych uszkodzeń, na niektórych zdjęciach światło załamuje się na paznokciach, stąd może to wyglądać, jakbym wsadziła mokry lakier do kieszeni ;)))







w sztucznym świetle

I jak Wam się podoba? Ja jestem zakochana w tym lakierze! Nie mogę się napatrzeć na to, jak pięknie błyszczy i z ogromną radością zaopatrzę się w pełnowymiarową buteleczkę! :)
K.

P.S. Życzę Wam udanej końcówki Świąt! Korzystajcie z domowej atmosfery i smakołyków na stołach i przede wszystkim odpocznijcie w gronie najbliższych! :)
Czytaj dalej

niedziela, 23 grudnia 2012

Hakuro H54 - pędzel do podkładu, różu i bronzera

Dzisiejszy post przygotowałam z myślą o Agnieszce z bloga Zielone Serduszko - Aga, zbierałam się z tym postem jak sójka za morze, ale jest i możesz go potraktować jako mój prezent świąteczny dla Ciebie! :D

Tym razem przyjrzymy się bliżej pędzelkowi do podkładu, różu i bronzera H54 z Hakuro, który ja kupiłam przede wszystkim z myślą o nakładaniu na twarz podkładów płynnych.


WYGLĄD I WYKONANIE: Pędzel jest wykonany z trójkolorowego, syntetycznego włosia, a trzonek z naturalnego drewna. Całkowita długość pędzla wynosi 18cm, natomiast włosie w najdłuższym miejscu mierzy 3 cm. Włosie pędzelka jest mocno gęste i zbite, nie rozkłada się ani nie ugina podczas aplikowania produktów na twarz, ponadto jest szalenie mięciutkie i delikatne dla twarzy. Nie drapie i nie drażni delikatnej skóry.


Rączka pędzelka jest wykonana z naturalnego drewna. Lekko i pewnie leży w dłoni, jest bardzo poręczna. Nie zauważyłam, żeby podczas kilku miesięcy dość intensywnego użytkowania uległa jakiemuś większemu zniszczeniu, widoczne są jedynie mikroskopijne odpryski farby przy samej końcówce.


Pędzel posiadam od kwietnia, dość często z niego korzystam i nadal mam go w całości. Nic się nie rozpadło, nic nie wypadło, ani nic się nie ułamało. Niestety mam wrażenie, że wkrótce czekać mnie będzie sklejanie rączki, wprawdzie teraz jeszcze wszystko się trzyma, ale mam wrażenie, że aluminiowa skuwka zaczęła się niebezpiecznie chybotać na rączce. Zobaczymy... Mam jeszcze pędzel H50, również do podkładu i tam nic mi się nie gibało, a mimo to skuwka się odkleiła.

Wydaje mi się, że producent być może użył zbyt słabego kleju, który nie potrafi sobie poradzić z utrzymaniem, bądź co bądź, grubego pędzla na dużo większym trzonku, niż ma to w przypadku na przykład pędzli do oczu. Jeśli jednak mam być szczera, to choć jest to odrobinę upierdliwe, to jednak zupełnie mi nie przeszkadza, w razie czego mogę sobie sama skleić pędzel, a samo włosie przecież nie traci przez to na jakości. Samo włosie trzyma się idealnie, od nowości pędzel nie zgubił chyba żadnego włoska, a po każdym praniu z łatwością odzyskuje swój kształt.


ZASTOSOWANIE I EFEKT: H54 przeznaczony jest zarówno do nakładania podkładów, jak i różu oraz bronzera. Przy czym sprawdzi się, moim zdaniem, zarówno z produktami w kamieniu, jak i produktami w kremie, czy płynnymi. Ja używam tego pędzla przede wszystkim do podkładu płynnego i w tej roli sprawdza się świetnie! Każdy podkład, który nim aplikuję wygląda na twarzy bardzo naturalnie, ładnie stapia się z cerą, a co najważniejsze - pozbawiony się smug i widocznych granic.

Zdarzyło mi się również użyć tego pędzla do bronzera w kamieniu i z tego zastosowania również byłam zadowolona, choć ja mam już swojego ulubieńca w tej kategorii, którym jest recenzowany już grubasek z EcoTools.


CZYSZCZENIE: Ponieważ pędzel jest gęsty, to niestety chłonie nieco podkładu, przez co jego dopranie bywa czasami kłopotliwe, jednak najlepiej sprawdza się zwilżenie włosia, naniesienie na niego delikatnego szamponu i zajęcie się pozostałymi pędzlami, w tym czasie środek myjący powinien zrobić większą część pracy za nas. Teraz wystarczy tylko dobrze wypłukać pianę i powinno być wszystko czyste, powinno bo niestety to nie zawsze skutkuje i czasem czynność trzeba powtórzyć.

CENA/DOSTĘPNOŚĆ: ok.34zł; mój pędzel kupiłam w sklepie Kosmetykomania, ale są one dostępne również w innych sklepach internetowych oraz u różnych sprzedawców na allegro.


CZY KUPIŁABYM PONOWNIE: Tak! Pomimo trudności z domywaniem zdecydowanie tak! Nadal jeszcze lubię aplikować podkład palcami, ale jednak zdecydowanie chętniej sięgam po pędzel, nie dość, że tak jest bardziej higienicznie, to jeszcze widzę zdecydowaną różnicę w tym jak podkład zaaplikowany pędzlem prezentuje się na twarzy.


Bardzo polubiłam pędzle Hakuro i cenię sobie moją małą ich kolekcję. Nadal uważam, że warto zainwestować w te pędzle i z pewnością jeszcze niejeden przybędzie do mojego skromnego zbiorku. W przyszłym roku prawdopodobnie skuszę się na pędzel do pudru oraz jajeczko do rozświetlacza, jeśli więc macie jakiś swoich ulubieńców w tych kategoriach, to koniecznie piszcie w komentarzach!
K.


Czytaj dalej

sobota, 22 grudnia 2012

Mikołaj przyszedł wcześniej! :)

Mikołaj odwiedził mnie w tym roku już kilka razy, wprawdzie przez swoich posłańców, ale obiecał, że zajrzy do mnie jeszcze raz w Wigilię. Podobno byłam grzeczna, więc obsypał mnie nie małą ilością prezentów.


Najpierw za pośrednictwem Pań Erisek - Pani Ani i Pani Magdy - podesłał mi ogromną pakę z kosmetykami Lirene, Pharmaceris i Under 20, a jakby tego było mało, to dołożył jeszcze piękną, niebieściutką torbę na laptopa Adidas Originals! Torba jest średnich rozmiarów i z powodzeniem nada się również na mojego netbooka, więc tym bardziej jestem zadowolona! Na pewno się nie zmarnuje! :)


Po pierwsze więc Under 20. Wprawdzie ja też już nie jestem w tej kategorii wiekowej, ale kosmetyki tej marki w większości przypadły mi do gustu, chętnie więc i tym razem sprawdzę co w trawie piszczy.


Od Lirene otrzymałam całą baterię nowości! Przede wszystkim seria Aqua Cristal, czyli kremy nawilżające dzień i na noc oraz płyn micelarny - wychodzę z założenia, że nawilżanie jest potrzebne każdej cerze, więc z pewnością zaprzyjaźnię się z tą serią! Poza tym kremy na dzień i na noc z serii Folacyna 30+, które przetestuje moja mama oraz zapas kremów do rąk! Idealnie na zimę! Krem Ratunek już poszedł w ruch!


Jakby tego jeszcze było mało, to będę miała również okazję do przetestowania serii Pharmaceris A dla skóry alergicznej i wrażliwej - może nie do końca spełniam kryteria, ale moim zdaniem z takimi seriami jest jak z kremami nawilżającymi - nadają się do każdej cery, bo skoro są dobre dla wrażliwej, to tym bardziej nie zaszkodzą innym :) Bardzo mnie cieszy, że dostałam między innymi piankę myjącą, bo od dawna miałam ochotę ją przetestować, poza tym tonik nawilżający (lubię nawilżający z Lirene, ciekawe jaki będzie ten) oraz dwa kremy - multilipidowy krem odżywczy oraz lekki krem głęboko nawilżający.


***
Jakiś czas temu na blogu Hexxany odbyła się akcja HexxBox, w której zostałam wyróżniona jako aktywna komentatorka. W związku z tym Asia przesłała mi niemałą paczuszkę, która zawierała moją ukochaną maskę do włosów z Bingo Spa (proteiny kaszmiru i kolagen), a którą u mnie trudno dostać, a ja jakiś czas temu żaliłam się Asi, że tak u nas z nią krucho, a  moje włosy ją uwielbiają! Poza tym otrzymałam też smakołyki, które Asia ma u siebie w Anglii na co dzień, czyli dwa lakiery Barry M w kolorach Navy (piękny ciemny granat, połyskujący na niebiesko) oraz Bright Purple (fiolet, których nigdy za dużo!), a do tego miniaturkę pięknie pachnącego peelingu do ciała Flake Away z Soap & Glory (z etykiety można wyczytać, że peeling zawiera masło shea, cukier oraz nasiona brzoskwini). Dziękuję Hexx! Jestem zachwycona! :)


***
Poza tym Mikołaj, za pośrednictwem taty zadbał również, żebym nie zapomniała, jak świetnie bawiłam się we wrześniu na koncercie Coldplay i w związku z tym dostałam ich najnowsze wydawnictwo, czyli CD+DVD z trasy Mylo Xyloto! Już oglądałam i jestem zachwycona! Prawie jakbym znowu tam była! :)


***
A tu już sama sobie pomikołajowałam! Długo wszystkim smęciłam, że strasznie podobają mi się lakiery OPI z kolekcji Skyfall, jednak u nas są one dość drogie. Pierwszy lakier z tej kolekcji dostałam od Blanki, która dała mi miesiąc temu miniaturkę The Spy Who Loved Me i zakochałam się! Dlatego, kiedy Monika wyszła z propozycją wspólnych zakupów na eBay nie wahałam się ani chwili i skusiłam się na dwa najpiękniejsze kolory z tej kolekcji - Casino Royale oraz The World Is Not Enough. Do tego dorzuciłam jeszcze Essie - Your Hut Or Mine i jestem szczęśliwa! :D


Powyżej cała trójka razem - od lewej Essie Your Hut or Mine, OPI Casino Royale oraz The World Is Not Enough - oba z kolekcji Skyfall.

Casino Royale
The World Is Not Enough
Your Hut or Mine
Humorystycznie dodam, że słysząc słowo "hut", moje myśli zawsze niekontrolowanie kierują się w stronę jednego z moich ulubionych filmów, a raczej serii filmów, czyli Gwiezdnych Wojen. No cóż, lakier w niczym nie przypomina oślizgłego Jabba the Hutt, ale w końcu na skojarzenia nic się nie poradzi :D

Jak Wam idą przygotowania do Świąt? Ja do tej pory byłam chora i w zasadzie nic jeszcze nie zrobiłam, ale na szczęście prezenty dla wszystkich mam już kupione od tygodnia! :)
K.
Czytaj dalej

czwartek, 20 grudnia 2012

Pharmatheiss Cosmetics - Granatapfel - krem do rąk

Cześć Dziewczyny! :)

Dzisiaj proponuję Wam recenzję kolejnego produktu marki Pharmatheiss Cosmetics, tym razem skupimy się na kremie do rąk, który wielu dziewczynom, które go testowały mocno przypadł do gustu. No cóż... Ja mam tym razem nieco inne zdanie na ten temat. Zapraszam do czytania! :)


Producent o produkcie oraz SKŁAD:


DZIAŁANIE: Od kremów do rąk oczekuję przede wszystkim dobrego nawilżenia, szybkiego wchłaniania się i - jako miłego dodatku - przyjemnego zapachu. Teoretycznie wszystko to z łatwością odnajdę w tym kosmetyku, ale mimo wszystko coś-gdzieś poszło nie tak i nie zaiskrzyło między nami tak, jak trzeba.

Krem dobrze sobie radzi z nawilżaniem rąk, po jego użyciu z pewnością trudno uznać, że moim dłoniom czegoś brakuje. Zapewne wiele z Was ucieszy fakt, że ten kosmetyk wchłania się niemal z prędkością światła, niestety wydaje mi się, że w tym tkwi dla mnie cały problem. Owszem, doceniam ten fakt, ale wolę, gdy mam czas na dokładne rozprowadzenie kremu po dłoniach i ewentualne wmasowanie go w skórki, zanim ten całkowicie się wchłonie. W tej sytuacji niedostateczny czas na rozprowadzenie kremu wymagał ode mnie dokładania kolejnej porcji, co skutkowało pozostawieniem na nich dziwnego osadu, przez który moje dłonie były bardzo tępe w dotyku. Było to dla mnie tak uciążliwe, że kilkukrotnie miałam ochotę odłożyć go w kąt i wrócić do już sprawdzonych kremów. Ponadto zauważyłam, że krem paskudnie zastygał na paznokciach, tworząc na nich jakby tłuste, zaschnięte smugi, które wcale nie tak łatwo zmyć, przez co lakier wyglądał co najmniej nieestetycznie, a wmasowywanie kremu w skórki już nie wydawało się być tak dobrym pomysłem.



Ten kosmetyk nieco lepiej sprawdza się w domu, może tutaj moja skóra jest nieco mniej wymagająca niż w pracy, gdzie non stop ma kontakt z papierami, może to ma jakiś wpływ, bo rzeczywiście stosując go w domu dużo rzadziej obserwuję wyżej opisane zjawisko. Pomimo jednak całkiem niezłych właściwości pielęgnacyjnych ja się z tym panem nie polubiłam. No nie zaiskrzyło i już. Wiem jednak, że sporo dziewczyn 
(np. Hexxana) uważa go za swojego faworyta wśród tych kosmetyków, więc poczekajcie również na ich recenzje, zanim ostatecznie zadecydujecie o kupnie.


KONSYSTENCJA: Kremowa, dość gęsta i zwarta, odrobinę przypominająca maść. Nie rozlewa się po dłoniach i nie ucieka z nich.

KOLOR/ZAPACH: Krem ma standardowy, biały kolor i pachnie tak, jak cała linia - dość świeżo, lekko słodkawo i owocowo.

OPAKOWANIE: Tym razem nie tylko przypomina opakowanie maści, ale właściwie jest dokładnie takie samo, tyle, że większe, bo zawierające 75 ml produktu. Jak na razie sprawuje się całkiem dobrze, ale mam pewne obawy, związane z jego trwałością przy większych wygnieceniach, ponieważ tubka jest bardzo podatna na odkształcenia. Pewnym zarzutem i jednocześnie przeciwwskazaniem do noszenia tego kremu w torebce jest fakt, że tubka, wrzucona luzem do torebki, zgniata się od byle czego, efektem czego jest niekontrolowane wypluwanie kremu od razu po odkręceniu nakrętki.


WYDAJNOŚĆ: Produkt ma bardzo dobrą wydajność. Po miesiącu jego stosowania nadal mam jeszcze bardzo dużo kosmetyku do zużycia, więc jeśli komuś przypadnie do gustu ten kosmetyk, to tym razem cena będzie moim zdaniem adekwatna do jego wydajności.

CENA/DOSTĘPNOŚĆ: ok.35zł; dostępny w aptekach lub drogeriach z aptekami, stacjonarnie widziałam je w Hebe, a online możecie je zamawiać np. na doz.pl; pełny spis aptek, które prowadzą sprzedaż kosmetyków Pharmatheiss TUTAJ;

CZY KUPIĘ PONOWNIE: Nie. Tak jak napisałam wyżej, mimo, że jest to produkt dobry, jest kilka czynników, które spowodowały, że niestety nie zaiskrzyło między nami.


Podsumowując:
+ przyjemny, świeży i owocowy zapach;
+ dobre działanie nawilżające;
+ wysoka wydajność;
+ cena adekwatna do wydajności;
- zbyt szybkie wchłanianie;
- pozostawianie uczucia tępych dłoni;
- pozostawianie osadu na paznokciach

Dajcie znać, jeśli używałyście tego kremu! Ciekawa jestem czy miałyście podobne wrażenia w trakcie jego stosowania. Czy spotkałyście się wcześniej z kremem do rąk, który zostawiałby na dłoniach takie uczucie po wchłonięciu się?
K.

O żelu pod prysznic, który zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu możecie przeczytać TUTAJ.

Produkt otrzymałam w ramach współpracy z zespołem PR Polfarmex. Dziękuję Pani Magdalenie za udostępnienie produktów do testów.


Czytaj dalej

środa, 19 grudnia 2012

NYX Cosmetics już w Polsce! - relacja z otwarcia

Cześć Dziewczyny!

Ta wiadomość rozprzestrzeniła się po blogosferze z prędkością światła, więc z pewnością już wiecie, że w ubiegłą sobotę, 15 grudnia, miało miejsce otwarcie salonu NYX Cosmetics. Jest to amerykańska marka produkująca kosmetyki kolorowe i jeśli tylko choć trochę przeglądacie blogi lub YouTube, to z pewnością ta nazwa zdążyła już niejednokrotnie obić Wam się o uszy!

Do tej pory kosmetyki NYX mogłyśmy dostać jedynie przez internet, a to niestety nie zawsze się opłacało ze względu na wysokie koszty przesyłki oraz marżę narzucaną przez sklep, a czasami wybór był po prostu zbyt ograniczony. Teraz warszawianki mogą dokonać zakupów osobiście, ponieważ na miejsce otwarcia pierwszego salonu NYX wybrał centrum handlowe Blue City, znajdujące się przy Alejach Jerozolimskich. Jesteście spoza Warszawy? Nie ma problemu! W niedalekich planach sklep zamierza uruchomić sprzedaż wysyłkową!


Salon w Blue City jest całkiem sporych rozmiarów i jest zastawiony po brzegi kosmetykami! Istny raj dla wszystkich kosmetoholiczek! :) Szczerze przyznam, że jak tylko wpadłam do sklepu, to nie wiedziałam gdzie ręce podziać i skakałam od szafy do szafy bez ładu i składu, z obłędem w oczach, nie wiedząc za co się złapać (dlatego zrobiłam bardzo mało zdjęć). A trzeba Wam wiedzieć, że NYX pomyślał o testerach chyba do każdego jednego kosmetyku, który jest dostępny w sklepie. Mało tego, jeśli już zdecydujecie się na zakup, to nie musicie się ani chwili zastanawiać nad tym, czy ktoś go przypadkiem wcześniej nie macał, bo wszystkie kosmetyki są świetnie zabezpieczone folią (z której zdjęciem miałam problem w domu, a co dopiero ktoś na szybciocha w sklepie ;)). Za testery i zabezpieczenie kosmetyków marce należy się ogromny, ogromny plus!
Warto również dodać, że jeśli szukacie czegoś konkretnego, a ogrom wyboru Was przytłacza, to śmiało możecie liczyć na bardzo kompetentną i chętną do pomocy obsługę, która chętnie podzieli się z Wami wiedzą i doradzi odpowiedni produkt.


Pani Zuzanna, która zaprosiła nas na otwarcie, postanowiła nas również obdarować upominkiem w postaci kosmetyków - mi przypadła w udziale paletka cieni w odcieniach fioletu oraz lakier w soczystym różu. Dodatkowo skusiłam się również na zakup dwóch pomadek i dostałam brązową kredkę jako gratis :)


Jeśli chcecie być na bieżąco z informacjami o NYX Cosmetics, to zapraszam Was na fanpage marki KLIK.

W związku z tym, że sama nie zrobiłam zbyt dużo zdjęć, zapraszam Was również do Gray i Lilesly na obszerną fotorelację z tego wydarzenia :)

Znacie już kosmetyki NYX? Macie swoich ulubieńców? A może to również i dla Was będzie pierwszy kontakt z tą marką? :)
K.

P.S. Już upatrzyłam sobie co nieco, więc pewnie zawitam do Blue City ponownie po Nowym Roku ;))

fot. http://impresjeiekspresje.blogspot.com
fot. http://impresjeiekspresje.blogspot.com

EDIT:
Na prośbę Gray i Zoili uchylam rąbka tajemnicy i pokazuję nieco bliżej szminki, a przy okazji również paletkę i lakier :)


Czytaj dalej
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Blog template designed by SandDBlast