Cześć Dziewczyny!
Szybko przychodzę do Was z kwietniowymi nowościami dopóki jeszcze mamy maj i nie narobię sobie zaległości ;)) Z góry uprzedzam - jest tego dużo. Dużo za dużo. Trafiło się kilka dobrych okazji, trochę nowości, których byłam bardzo ciekawa, kilka tych mocno wyczekiwanych i kilka niespodziewanie napotkanych... Ziarnko do ziarka i uzbierała się absurdalnie duża grupa nowości... ;)
***
Po pierwsze i najważniejsze! Dzięki mojej kochanej Stefanii, nareszcie dorwałam w swoje ręce upragnioną paletkę Urban Decay Naked 3! Choć to może porównanie nie na miejscu - od czasów paletki Oh So Special ze Sleeka nie miałam tak pięknej palety, składającej się z mieszaniny różo-fioleto-brązów. Myślę, że większość kolorów świetnie się u mnie sprawdzi i znajdę dla nich zastosowanie, bo lubię się w takich odcieniach, a chłodniejsze, czy ciemniejsze w razie potrzeby znajdę w Naked 2 :)
Przy okazji zakupu Naked 3, poprosiłam Stefcię również o słynne masełko do skórek z Burt's Bees. Jeszcze muszę zadbać o regularność w jego stosowaniu, ale pierwsze wrażenia są jak najbardziej pozytywne.
Stefcia nie byłaby sobą, gdyby nie dorzuciła czegoś od siebie, tym razem obdarowała mnie pomadką Lancome Rouge In Love w kolorze - o ile dobrze rozszyfrowałam - Midnight Crush. Ot tak, bo kupiła sobie, ale później stwierdziła, że mi będzie lepiej w tym kolorze. Tak, też uważam, że jest wariatką i nie powinna mnie tak rozpieszczać ;)
Pozostając w klimatach z nieco wyższej półki, przyznam się Wam, że skusiłam się również na zakupy w niedawno otwartym sklepie internetowym Clinique. Przyznam, że oferty mają naprawdę bardzo korzystne, nie dość, że jestem zadowolona z samych zakupów, to jeszcze przesyłka była gratis, a do tego... ale to zaraz... :) Wracając do głównego tematu - kupiłam słynną kredkę do ust Chubby Stick w dosyć neutralnym kolorze Whoopin' Watermelon oraz przepiękny, stokrotkowy róż Cheek Pop w kolorze Plum Pop z wiosennej kolekcji Clinique. Z obu produktów jestem zadowolona, ale po róż sięgam ostatnio wyjątkowo chętnie! Mimo dość intensywnej pigmentacji nie sprawia mi większych problemów z aplikacją, a wygląda naprawdę świeżo i dziewczęco! :)
No właśnie, dlaczego opłacało mi się zrobić zakupy online? Dlatego, że mogłam skorzystać z dodatkowej oferty i zgarnęłam aż 7 gratisów w postaci miniaturek produktów Clinique, przy czym naprawdę są to miniaturki, a nie próbki. Dwa z powyższych gratisów - Take The Day Off Make-Up Remover i 7 Day Scrub Cream wybrałam spośród proponowanych przez sklep (i gwarantowanych do każdych zakupów) miniaturek. Do wyboru było osiem czy dziesięć różnych produktów. Natomiast puszka z pięcioma miniaturami kosmetyków Clinique była dodawana do zamówienia po przekroczeniu określonej wartości zamówionych produktów. Dzięki temu będę miała możliwość przetestować między innymi serum Repairwear Laser Focus, krem pod oczy All About Eyes, krem CC, pomadkę High Impact (o niewiele mniejszej gramaturze, niż produkt pełnowymiarowy!) i tusz High Impact Mascara. Aktualnie obowiązuje już inna oferta, ale za to możecie zgarnąć zdaje się, że aż sześć miniatur w kosmetyczce plus standardowe dwie miniatury do wyboru :)
Przez cały kwiecień czekałam, aż gdzieś pojawi się kostka z miniaturkami z wiosennej kolekcji Essie - Hide & Go Chic. Najsolidniejszą firmą okazała się oczywiście nasza Mania, dlatego właśnie w MAANI kupiłam swoją kostkę, a do tego dorzuciłam dwa kolory lakierów Models Own z kolekcji Polish For Tans - neonowo brzoskwiniowy Beach Bag i neonowy koral Shades. Mam nadzieję, że będę z niech bardziej zadowolona, niż z mojej pierwszej modelki, bo jeśli nie to chyba śmiertelnie się obrażę na tę markę :D
Left - Shades; Right - Beach Bag |
Powyżej zamieszczam zdjęcie poglądowe lakierów na próbniku. Kolory bardzo trudno oddać na zdjęciu, ponieważ aparat bardzo mocno je łagodzi, ale tutaj mniej więcej udało się nie przekłamać tych cudaków. Aż mi się zachciało jechać na jakieś egzotyczne, słoneczne wakacje! :)
I drugie zdjęcie poglądowe - ze swatchami kolekcji Hide & Go Chic. Wszystkie lakiery prezentowałam już wstępnie w tym poście porównawczym, a wkrótce wrzucę post ze zbliżeniem miętowego Fasion Playground na paznokciach :)
Zachęcona pozytywnymi doświadczeniami z innymi kolorami pomadek Color Whisper z Maybelline - Lust For Blush oraz Oh La Lilac - skusiłam się jeszcze na dwa inne odcienie - czerwony Who Wore It Redder oraz fuksjowy Mad For Magenta. Oba kolory, choć mało kryjące (o czym doskonale wiedziałam), dają bardzo ładny kolor, który wygląda na ustach dużo bardziej naturalnie, niż mocne, kryjące pomadki. Taki efekt nadaje się nawet na co dzień, więc jestem bardzo na tak! :)
Jako, że miesiąc bez nowych Essie jest miesiące straconym - po wypatrzeniu na Nocance kilku kolorów tych lakierów zdecydowałam się na przygarnięcie jednego nowego i zamianie trzech miniaturek na pełne wymiary. Nowość, to piękny, fiołkowy Boxer Shorts (dotąd baaaardzo rzadko spotykany :)), a powtórki, to kolejno The Lace Is On, Where's My Chaffeur oraz In The Cab-Ana.
Kolejną powtórką z rozrywki jest też przepiękny Orly First Blush! Miniaturka tak bardzo przypadła mi do gustu, że po prostu musiałam mieć ten lakier w pełnym wymiarze! Z pomocą przyszły mi jak zwykle koleżanki blogerki, którym serdecznie dziękuję :)) (nie wiem, czy mogę wskazywać paluchami ;))
Pozostałe lakiery, to zakupy z blogowych wyprzedaży, Kiko Intuitive Pink zgarnęłam od Tovy, a Essie Parka Perfect, Blanc i Coctail Bling zaopiekowałam się w spadku po Sylwii ;)
Lekki krem głęboko nawilżający z serii A od Pharmaceris, to od wielu miesięcy mój must have! To opakowanie będzie już chyba moim czwartym i naprawdę ja już chyba nie wyobrażam sobie życia bez tego kremu! :D Teraz wprawdzie zrobiłam sobie chwilę przerwy od niego, ale muszę mieć go zawsze w pogotowiu, więc jak tylko wypatrzyłam go w promocji, to od razu porwałam go z półki :)
O maskach z Himalaya Herbals też zdążyłam się już co nieco naczytać, ale do tej pory były one raczej trudno dostępne. Kiedy więc natknęłam się na całkiem spory wybór w Hebe, od razu porwałam z półki trzy warianty - scrub morelowy, maskę odżywiającą oraz maskę oczyszczającą. Składy tych produktów są naprawdę przystępne, zwłaszcza w relacji do ceny (ok.12 zł/szt.), że stwierdziłam, że pora na zmianę warty w mojej pielęgnacji :)
O włosy trzeba dbać, to jasne jak słońce, ale jakimś cudem nie uznaję zbyt wielu produktów pielęgnacyjnych poza odżywkami i maskami. Postanowiłam jednak wprowadzić do mojej pielęgnacji nieco urozmaicenia i skusiłam się również na mgiełkę chroniącą włosy przed wpływem wysokiej temperatury Termoochrona od Marion (czasami trzeba użyć tej suszarki ;)) oraz spray z octem z malin Nature Therapy tej samej firmy. Ponieważ drogeria internetowa Nocanka ma bardzo korzystne ceny na kosmetyki, które mnie interesowały (wszystkie produkty ze zdjęcia kosztowały poniżej 10 zł za sztukę), dorzuciłam do koszyka jeszcze jedwab w sprayu NaturaSilk z Marion (zdaje się, że używałam takiego samego, tyle, że w mniejszej pojemności) oraz mój ulubiony jedwab CHI (producentem jest Farouk, czyli ta sama firma, która dystrybuuje też BioSilk, z tą różnicą, że CHI nie ma w składzie alkoholu). Właśnie kończę moją buteleczkę jedwabiu z Green Pharmacy, więc moje zakupy nie poleżą zbyt długo w zapasach ;)
Pasta do zębów Dental Cream z Himalaya Herbals, to już praktycznie norma w naszej łazience. Zarówno ja, jak i mój facet bardzo ją polubiliśmy i zgodnie twierdzimy, że jest ona najdelikatniejszą dla zębów i dziąseł pastą, a przy tym wszystkim nadal jest bardzo skuteczna i przyjemnie odświeża jamę ustną (:D). Co tu dużo gadać, po prostu jest bardzo dobra! Mieliśmy jeszcze dwie inne pasty z Himalayi, ale ta jest najlepsza.
Mam słabość do a) ładnych i zgrabnych opakowań i b) ptasiorów Angry Birds. Obie te cechy łączy w sobie krem do rąk z Lumene z serii Angry Birds, który również postanowiłam dorzucić do koszyka podczas zakupów w Hebe. Aktualnie to mój ulubiony torebkowy krem do rąk! Przyjemnie pachnie, dobrze pielęgnuje i dość szybko się wchłania, a do tego cieszy oko! Takie gadżety, to ja lubię! :)
Antyperspirant w kulce z Rexony, to rzecz, której chyba nie trzeba tłumaczyć, w końcu to produkt pierwszej potrzeby, a Rexona jest dla mnie najskuteczniejsza, szczególnie podczas ćwiczeń :D
W kwietniu drogerie zostały zasypane produktami nowej na polskim rynku marki - Le Petit Marseillais. Ja byłam zainteresowana przede wszystkim żelami, a ponieważ nie umiałam się za bardzo zdecydować, przygarnęłam 5 wersji zapachowych... Nie to, żebym miała już w zapasie ze 20 innych żeli... Ot, taka moja kolejna słabość ;) Właściwie każdy z tych żeli pięknie pachnie, ale jak na razie moim faworytem jest chyba miód lawendowy :)
Produkty Avène, to już efekt współpracy podjętej z marką. Sprawdzę jak spisują się na mojej skórze filtr Cleanance SPF 30, który ma być dedykowany również cerze mieszanej, jak moja, a także zweryfikuję moją opinię o wodzie termalnej Avène. Jeśli produkty będą warte uwagi, to na pewno o nich przeczytacie. Jeśli zrobią mi krzywdę, to też o tym przeczytacie, ale wolę nie brać tej opcji pod uwagę :D
No i na koniec - Rimmel miło zaskoczył mnie przesyłką z nowościami. Otrzymałam bazę pod makijaż Stay Matte Primer oraz róż w kremie Stay Blushed w przepięknym różowym odcieniu - Touch Of Berry. Ten kolor od razu przykuł moją uwagę, więc cieszę, że to właśnie on wpadł w moje ręce! Pierwsze testy wypadły całkiem obiecująco - róż całkiem fajnie się rozprowadza i nie sprawia większych trudności przy aplikacji, a do tego wygląda całkiem urokliwie! :)
Uff! To by było na tyle! Trochę się tego nazbierało, ale nie żałuję żadnego z zakupów! Jestem z nich bardzo zadowolona i to nic, że mój portfel trochę sobie popłakuje. Jakoś się z nim dogadam :P
Jak zawsze - dajcie znać które z produktów macie, co o nich myślicie! A może któreś z nich dopiero Wam się marzą lub potrzebujecie podpowiedzi gdzie coś znaleźć ;)
Karotka