Cześć Dziewczyny!
W końcu udało mi się zwalczyć post denkowy! Ja to ja zwykle, jak mam mało pustych opakowań, to nie chce mi się o nich pisać, bo uważam, że nie ma co pisać o kilku kosmetykach, po czym okazuje się, że kolejny miesiąc przynosi kumulację denek, a ja zabieram się do ich opisywania jak pies do jeża, bo tym razem jest ich za dużo :D Takiej to nie dogodzisz ;)
Od razu chciałabym Was mocno przeprosić za słabą jakość zdjęć, ale niestety dopiero na komputerze zobaczyłam, że niewiele da się z nimi zrobić, a wszystkie puste opakowania już dawno były w koszu ;) Z tego samego powodu, zdecydowałam się zostawić tylko zdjęcia "grupowe", już bez zbliżeń na pojedyncze opakowania, i opisywać produkty według kolejności na zdjęciu (od lewej).
Widzę, że w tym roku dominują u mnie nie tyle comiesięczne, co dwumiesięczne podsumowania zużytych kosmetyków. Jednak jak zwykle post denkowy traktuję jako możliwość zamieszczenia minirecenzji zużytych produktów. Tym razem zużyłam(liśmy) aż 27 produktów! Na szczęście część z nich była już recenzowana na blogu, dlatego w tych przypadkach odeślę Was do właściwego posta :)
1. Balsam ujędrniający MaXSlim; Lirene (400ml; ok.16zł).
To już chyba 3 czy 4 butla tego balsamu, którą zużyłam na spółkę z Michałem. Ja stosowałam go na strategiczne partie ciała, a Michał traktował go jako zamiennik zwykłego balsamu (pewnie nawet nie doczytał, że produkt ma być niby ujędrniający ;)). No i cóż... Ciągle zastanawiam się dlaczego wracam do tego produktu... Owszem pachnie ładnie, dobrze i szybko się wchłania, ale nawilża bardzo umiarkowanie i niestety nie ujędrnia, choćby był stosowany regularnie. Znacznie bardziej wolę typowe balsamy antycellulitowe, niż takie ujędrniacze. Nie jest to produkt zły, ale nie jest to też produkt rewelacyjny, dlatego w najbliższym czasie nie planuję powrotu.
Następca: balsam regenerujący Lirene Intensywna Regeneracja (na całe ciało), balsam antycellulitowy Lirene Stop Cellulit (na strefy strategiczne).
2. Krem regenerujący do rąk; Lirene (100ml, ok.8zł).
Ten produkt już dawno doczekał się swojej recenzji na blogu. Przeczytacie ją
TU. Ten krem niestety nie jest już chyba dostępny w drogeriach, dlatego niestety więcej po niego nie sięgnę.
Następca: parafinowy krem do rąk i paznokci Lirene
3. Żel pod prysznic Havaiian Pineapple; Balea (250 ml; ok.1 euro).
Ten żel przypadł mi chyba do gustu najmniej z całego letniego trio od Balea (wspólna recenzja
TU), ale nie oznacza to, że nie byłam z niego zadowolona. Pięknie pachniał kokosem i ananasem i dobrze sprawdzał się w letnie dni. Nie wrócę do tej konkretnej wersji, ale żele Balea zawsze są mile widziane w mojej łazience.
Następca: żel pod prysznic Twilight Woods z Bath & Body Works; żel malinowy Balea;
4. Drenujacy peeling antycellulitowy Pharmaceris C (225ml, ok.30zł).
Ten produkt również przypadł mi do gustu, miło mi się go używało i rzeczywiście zauważyłam jego działanie peelingujące, ale nie był pozbawiony wad, dlatego nie sądzę, żebym miała do niego wrócić. Dokładną recenzję serii C przeczytacie
TUTAJ.
Następca: dowolny peeling do ciała - aktualnie Pat & Rub lub Bath & Body Works;
5. Masło do ciała z serii Granatapfel; Pharmatheiss Cosmetics (300ml, ok.80zł).
To masło bardzo dobrze sprawdziło się na przełomie roku i wtedy zużyłam też jego większość i wtedy napisałam też o nim obszerną recenzję, którą znajdziecie
TUTAJ. Teraz zużywałam już tylko resztki. Generalnie byłam zadowolona z tego produktu i uważam, że był dobry, ale raczej już się nie spotkamy, bo mam całkiem sporo kandydatów na następców ;)
Następca: aktualnie używam balsamów do ciała z Bath & Body Works oraz balsamu do ciała Sensitive Eco Style z Farmony
6./7. Antyperspirant Rexona Fresh w dezodorancie i w kulce (ok.10-12 zł/szt.).
Rexona to w moim odczuciu najlepsze dostępne antyperspiranty. Świetnie chronią przed nieprzyjemnym zapachem i zapewniają mi świeżość na cały dzień, a do tego mają dość rozbudowany wybór zapachów. Jedyne co denerwuje mnie w dezodorancie, to fakt, że ciężko wytrzymać w łazience tuż po jego uzyciu, bo pyli tak mocno, że aż przytyka, dlatego raczej znowu wrócę do kulek.
Następca: antyperspirant z dezodorancie Rexona Cotton Clean
8. Nawilżająco-odżywcze mleczko do ciała SPF10; Lirene (200ml, ok.15-17 zł).
Bardzo udane mleczko z filtrem! Bardzo chętnie sięgaliśmy po nie latem i stosowaliśmy w te miejsca, które nie potrzebują wysokiej ochrony (np. nogi), a także zabieraliśmy je na plażę, żeby łatwo było ponowić aplikację po każdej kąpieli. Generalnie, przed wyjściem na plażę smarowałam się wyższym filtem, a dopiero na plaży, ponawiałam aplikacje filtru co jakiś czas, już z użyciem niższego SPF. Lirene przepięknie pachniał czymś w rodzaju gumy balonowej i miał bardzo wygodną formę sprayu.
Następca: balsam SPF 10 z Kolastyny
9. Żel pod prysznic z wanilią i werbeną z serii Aromatherapy; Bath & Body Works (250 ml/49 zł).
10. Żel pod prysznic z miętą i eukaliptusem z serii Aromatherapy; Bath & Body Works (250ml/49 zł).
Oba żele baaaardzo polubiłam i chętnie po nie sięgałam. Zresztą nie tylko ja! Żel z miętą i eukaliptusem był ulubieńcem gorących dni. Fantastycznie orzeźwiał, dobrze mył i rewelacyjnie relaksował. Natomiast żel z wanilią i werbeną to dla mnie idealna proporcja pomiędzy słodyczą wanilii i rześkim zapachem werbeny. Nawet mój Michał, kiedy go zapytałam, czy używa "tego żelu z wanilią" odpowiedział "ten fioletowy jest z wanilią? Jakbym wiedział to bym go nie tknął" :D Co dla mnie oznacza potwierdzenie, że wanilia nie jest w tej kompozycji przytłaczająca, choć jest wyczuwalna, to jednak nie mdli, a delikatnie otula zapachem :)
Następcy: malinowy żel Balea i żel Twilight Woods z Bath & Body Works
11./12. Pianka do stylizacji włosów z serii Volume Sensation; Nivea (150ml; ok.13zł).
Ten produkt wybrałam nieco w ciemno, kiedy ostatnim razem wróciłam od fryzjera i okazało się, że nadal jednak nie potrafię samodzielnie ułożyć swoich włosów. Pianka świetnie się sprawdziła, bo nie tylko ułatwiała opanowanie fryzury, ale również nie sklejała moich włosów i nie powodowała ich przetłuszczania. W tej chwili prawie z niej nie korzystam, ale mój Michał całkowicie przerzucił się na stosowanie tego produktu zamiast żeli, czy lakieru. Jest tak zadowolony z tego produktu, że nie pozwala mi kupować nic innego, dlatego jest to już stały element kosmetycznego wyposażenia naszej łazienki :)
Następca: ten sam produkt
13. Szampon z serii Shine Boost; Syoss (500ml; ok.15zł).
Ten produkt, to kolejny must have w naszej łazience. Głównym użytkownikiem ponownie jest Michał, ale ja bardzo lubię mu czasem podkradać ten szampon. Pięknie wygładza i nabłyszcza włosy, sprawia, że są miękkie i gładkie w dotyku, a przy tym nie podrażnia skóry i nie wysusza. Nie jest to produkt naturalny, zawiera SLES i silikony, ale ma olej z pestek moreli i to całkiem wysoko w składzie :) Ponownie - nie wolno mi kupować nic innego z przeznaczeniem dla Michała :D
Następca: ten sam produkt
14. Jedwab do włosów Biovax; L'Biotica (15ml; ok.7-10 zł).
To jeden z moich ulubionych jedwabi do włosów. Świetnie zabezpiecza końcówki i zapobiega ich rozdwajaniu. Nie zawiera alkoholu, więc nie wysusza ich. Dodatkowo, pomaga mi nieco ujarzmić moje napuszone końcówki. Zawsze chętnie go kupuję :)
Następca: jedwab do włosów CHI
15. Suchy szampon do włosów Blush; Batiste (50g; ok.8zł).
Batiste są moim absolutnym hitem, a zarazem must have, jeśli chodzi o suche szampony! Mam jedną większą butelekę w domu, a mniejszą wersję zawsze noszę w torebce. Mam nieznośną tendencję do częstego odgarniania i przeczesywania włosów, zwłaszcza grzywki, a do tego - w połączeniu z przetłuszczającą się cerą - moja grzywka czasami nieźle na tym cierpi. Mimo, że generalnie myje włosy co drugi dzień, Batiste pomaga mi ogarnąć te wszystkie dni, kiedy włosy są nadal świeże, ale grzywka jest już ulizana i oklapnięta. Nie chcę już żadnych innych suchych szamponów!
Następca: mini suchy szampon Tropic, Batiste
16. Odżywka do włosów z morelą i pszenicą; Alterra (produkt niedostępny).
Taaak... Dobrze widzicie! Ciągle jeszcze miałam zachomikowaną jedną butelkę tej świetnej odżywki, którą Rossman wycofał już dobry rok temu... Chyba nie ma większego sensu rozwodzić się nad tym, jaka była dobra, skoro jest już niedostępna, ale cóz... Będę tęsknić!
Następca: nawilżająca odżywka z Isany;
17. Odżywka do włosów z serii Miracle Moist; Aussie (250ml; ok.30 zł).
Aussie weszły na nasz polski rynem z wielkim hukiem i zrobiły szybką, choć niezbyt owocną karierę. Generalnie nie jest to zły produkt, nie robił krzywdy moim włosom, ale świadomość tego, że nakładam na moje włosy niemal same silikony, zamiast realnych składników odżywczych, nie pozwala mi wrócić do tej odżywki i wdrożyć jej do stałej pielęgnacji. Pełną recenzję odżywki i szamponu z tej serii znajdziecie
TUTAJ.
Następca: jak wyżej
 |
sorry za tragiczną jakość tego zdjęcia, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie :P |
18. Woda termalna Avene (150ml; ok.30zł).
Miałam tę wodę już od jakiegoś czasu, ale jeśli mam być szczera, to nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Ani szczególnie nie orzeźwiała, ani za bardzo nie nawilżała... Właściwie to nie widziałam żadnych jej efektów, więc początkowo trochę się zraziłam do wód termalnych, jednak odkąd odkryłam w lipcu wodę termalną z Uriage, to jestem pewna, że to Avene nie ma się czym chwalić ;)
Następca: woda termalna Uriage
19. Łagodny tonik nawilżający; Pharmaceris A (200ml; ok.20zł).
Polubiłam się z tym tonikiem, ponieważ był delikatny dla mojej skóry, nie podrażniał jej, nie pozostawiał lepkiej warstwy, a dodatkowo delikatnie odświeżał i orzeźwiał. Właściwie nie ma zapachu, więc osoby wrażliwe na produkty perfumowane powinny być zadowolone. Wróciłabym do niego, gdyby nie to, że nie udało mu się przebić mojego faworyta z siostrzanej marki, czyli toniku nawilżającego z Lirene.
Następca: tonik nawilżająco-oczyszczajacy z Lirene
20. Łagodząca pianka myjąca; Pharmaceris A (150ml; ok.25zł).
Ten produkt również był przyjemny w użytkowaniu, dobrze wywiązywał się ze swoich zadań i generalnie dobrze go wspominam, ale specyficzny dziwny zapach ("o zapachu niczego" ;)) skutecznie zniechęcił mnie do powrotu. Jeśli już, to sięgnę raczej po piankę z linii T. Recenzję pianki z serii A znajdziecie
TUTAJ.
Następca: emulsja myjąca z nagietkiem z Alverde;
21. Lekki krem głęboko nawilżający; Pharmaceris A (50ml; ok.40zł).
Świetny, świetny, świetny krem! Nie napiszę tutaj nic więcej, bo po prostu musicie przeczytać o wszystkim w recenzji
TUTAJ.
Następca: ten sam produkt
22. Żel micelarny do mycia twarzy; Be Beauty (150ml; 5zł).
Fantastyczny produkt myjący spod szyldu Biedronki, prawdopodobnie produkowany przez Tołpę. Zużyłam już niezliczone ilości tubek tego żelu i zawsze chętnie będę do niego wracać, choć teraz zdaje się, że w zmienionej wersji. Pełną recenzję produktu znajdzie
TUTAJ.
Następca: emulsja myjąca z nagietkiem z Alverde
23. Płyn dwufazowy z serii Bawełna; Bielenda (125ml; ok.5-8 zł).
Od pewnego czasu mocno polubiłam demakijaż z pomocą płynów dwufazowych i okazało się, że nagle z zagorzałej fanki miceli, stałam się zwolenniczą dwufaz. Teraz nie wyobrażam sobie bez nich mojego demakijażu, dlatego regularnie wracam albo do tych z Bielendy, albo z Lirene. Żaden z tych produktów nie zostawia mi mgły na oczach, nie podrażnia, a z makijażem radzi sobie dosłownie ekspresowo! :)
Następca: płyn dwufazowy z Lirene
24. Ziołowa pasta do mycia zębów Dental Cream; Himalaya Herbals (ok.11zł/szt.)
Zwykle nie pokazuję tutaj past do zębów, ale ta jest naprawdę świetna! Nie tylko dobrze myje zęby i odświeża oddech, ale też fantastycznie pielęgnuje jamę ustną. Łagodzi podrażnienia i pomaga w gojeniu drobnych ranek. Zauważyłam, że w trakcie jej używania nigdy nie mam problemów z krwawieniem dziąseł. Raz na jakiś czas sięgam po tubkę innej pasty, ale zawsze wracam do tej. Ostatnio upolowałam je w świetnej promocji, więc zapowiada się dłuższy romans :)
Następca: obecnie ten sam produkt
25. Mydło z masłem shea; L'Occitane (kostka miniaturka).
Kolejny produkt, pochodzący z miniaturowego koszyczka od L'Occitane, który bardziej rozczarował, niż zaskoczył. To mydło nie zrobiło na mnie w zasadzie żadnego wrażenia, po prostu przyjemnie pachniało, nieźle myło, nawet nie wysuszało. Ale nadal uważam, że to tylko mydło, nie warte takich pieniędzy, jakie sobie za nie życzy L'Occitane! Nie zamierzam kupować pełnego wymiaru.
Następca: serio? dowolne mydło, u nas zazwyczaj Luksja - i tak używam go co najwyżej do rąk, czy nóg...
26. Brązowa kredka z serii Glimmerstick Diamonds; Avon (ok.10-15zł/szt.)
Świetna kredka do oczu, która przez długi czas stanowiła podstawę mojego makijażu! Jeśli jeszcze kiedyś będę miała okazję do jej zakupu, to z chęcią do niej wróce, ponieważ ma piękny, czekoladowy odcień i ładnie prezentuje się na oku, a do tego jest całkiem trwała.
Następca: kredka Glimmerstick Cosmic z Avon
27. Przeciwtrądzikowa maseczka; Dermaglin (ok.10zł/szt.).
Ta maska, to w moim przypadku jakaś pomyłka. Nie widziałam żadnych efektów jej użycia, a komfort stosowania, z uwagi na specyficzny zapach również był znikomy. Największą frajdę z jej użycia miał mój chłopak, który wysmarował moją buzię tą zieloną mazią. Serio, to była największa zaleta tego produkt - jego frajda z usmarowania mojej twarzy i moja frajda z jego miny psotnego dzieciaka :D
Następca: maska Catastrophe Cosmetic z Lush
***
Uff! To było na tyle! Ten post produkowałam na raty chyba od tygodnia i cieszę się, że w końcu mam go z głowy. Te paskudne zdjęcia irytowały mnie tak bardzo, że zupełnie nie miałam ochoty pracować na tym postem. I uświadomiłam sobie jeszcze jedną rzecz. Im większe denko, tym bardziej nie chce mi się go opisywać, więc chyba wrócę do comiesięcznych "sprawozdań" albo przemyślę inną częstotliwość pojawiania się postów denkowych :)
A jak Wam idzie ze zużyciami? Jesteście chomikami, czy bez litości rozprawiacie się z otwartymi kosmetykami? Ja mam w sobie coś z jednej i drugiej grupy ;)
K.