czwartek, 28 listopada 2013

Kinetics, czyli moi nowi pomocnicy w walce o piękne paznokcie! :)

Witajcie Dziewczyny!

Dzisiaj piszę do Was nietypowo, ponieważ chciałabym Wam przedstawić moich nowych pomocników, którzy od około dwóch tygodni pomagają mi w dbaniu o moje paznokcie. Dzisiejszy post, to wstępne zbliżenie na trzy produkty, które otrzymałam do przetestowania od marki Kinetics, skądinąd mocno cenionej wśród lakieromaniaczek! :)

W związku z tym, że produkty posiadam jeszcze dosyć krótko i nie każdy z nich jest stosowany przeze mnie codziennie, a także dlatego, że paznokcie i ich odżywianie rządzi się swoimi prawami i wymaga szerszych ram czasowych, w ciągu których można by zaobserwować efekty, potraktujcie dzisiejszy post jako przedstawienie głównych celów i przeznaczenia trzech przedstawionych produktów, do których będę się odnosić w recenzjach, którą pojawią się mniej więcej za miesiąc, półtora :)

Produkty, które otrzymałam do testów, to regenerujące serum do skórek i paznokci (Grapeseed Nail Serum), terapia dla paznokci suchych i łamliwych (Nano Seal Dry&Brittle) oraz cytrynowy olejek do skórek (Lemon Cuticle Oil).


***
CYTRYNOWY OLEJEK DO SKÓREK - LEMON CUTICLE OIL


"Olejek do skórek to esencjonalna terapia odżywcza do codziennego użytku. Pomaga utrzymać zdrowe oraz nawilżone skórki i paznokcie. Olejek stymuluje paznokcie do wzrostu oraz odżywia i zmiękcza skórki. Codzienne stosowanie poprawia kondycję paznokci, utrzymuje miękkie i zdrowe skórki oraz łagodzi podrażnienia."


Olejek jest wyposażony w bardzo wygodną, wbudowaną pipetkę, którą bardzo łatwo dozuje się produkt. Podoba mi się takie rozwiązanie i uważam je za bardzo pomysłowe. Może nieco lepiej sprawdziłaby się gumowa "rączka", ale szczerze powiedziawszy wystarczy chwila praktyki, żeby nawet przy palcach lekko już otłuszczonych olejkiem poradzić sobie z aplikacją produktu do ostatniego paznokcia. Produkt pachnie jak cytrynowe bezy, więc jego stosowanie jest bardzo przyjemne. Postanowiłam, że olejek będę stosować tylko w pielęgnacji skórek, natomiast pielęgnację paznokci zostawię pozostałej dwójce produktów.

Pełny skład produktu przedstawiam poniżej, ale warto zwrócić uwagę na to, że pierwsze skrzypce grają tu olejek ze słodkich migdałów oraz olejek ze skórki cytrynowej oraz witamina E, co już na początku bardzo dobrze rokuje! :)

Produkt znajdziecie w wybranych Drogeriach Hebe (w Warszawie są to m.in. drogerie przy ul. Targowej, przy Rondzie ONZ, w podziemiach Dworca Centralnego oraz w Al. Jerozlimskich na przeciwko DH Smyk), a także w sklepie internetowym Panakota. Cena to ok.19-20 zł.


***
REGENERUJĄCE SERUM DO SKÓREK I PAZNOKCI (GRAPESEED NAIL SERUM)


"Regenerujące serum do skórek i paznokci szybko wchłaniająca się, lekka formuła oparta na w 100% naturalnych olejkach. Już po 20 dniach codziennego stosowania wyraźnie poprawia stan skórek i paznokci."


Serum postanowiłam stosować jako zamiennik dla olejowania paznokci w formie namaczania ich w miseczce z olejkiem. Do tej pory sięgałam często po oliwki, które miały w swoim składzie olej ze słodkich migdałów (serum też je zawiera!), ale moczenie paznokci w miseczce bywało dość czasochłonne i ograniczało możliwość wykonywania jakichkolwiek czynności, a także znacznie wpływało na wydajność produktów, niemniej jednak przynosiło efekty. Tym razem sięgnęłam po serum, żeby sprawdzić, czy wygodniejsza opcja może być równie skuteczna. Produkt, podobnie jak olejek do skórek, jest wyposażony w pipetkę.

Ten produkt stosuję jako kurację, która ma za zadanie ogólne odżywienie paznokci i ich okolic, a więc aplikuję go na oczyszczoną z lakieru płytkę paznokcia i wmasowuję przez kilkadziesiąt sekund w każdy jeden paznokieć, zahaczając przy okazji o skórki.

Głównymi składnikami serum są wspomniany już olejek ze słodkich migdałów, ale też olej z pestek winogron i witamina E. Pełny skład poniżej.

Produkt kupicie w wybranych Drogeriach Hebe (przykładowe drogerie w Warszawie wymieniłam powyżej) za ok.23-25 zł.


***
TERAPIA DLA PAZNOKCI SUCHYCH I ŁAMLIWYCH (NANO SEAL DRY&BRITTLE)


"Kompozycja witamin: A, E, B5 i C przywraca właściwy balans nawilżenia suchych i łamliwych paznokci oraz utrzymuje je w dobrej kondycji."

Odżywka Nano Seal, to produkt, który sama wybrałam, dobierając go do stanu moich paznokci. Oferta Kinetics jest w tym względzie znacznie szersza i obejmuje kilka różnych odżywek - Turtle (do paznokci normalnych), Rhino (dla paznokci miękkich), Shark (dla paznokci zniszczonych) oraz Seal (dla paznokci suchych). Moje paznokcie są dosyć łatwo podatne na przesuszenia, co sygnalizują mi raz na jakiś czas lekkimi wiórkami. Z tego względu przekonałam się do olejowania paznokci i regularnie stosuję odżywki nawilżające, jednak raz na jakiś czas, jak tylko trochę odpuszczę, problem nie tylko nie znika, ale wręcz nasila się. Tym razem liczę na pomoc w okiełznaniu tych upierdliwych wiórek i przejęcie kontroli nad moimi paznokciami, dlatego - nauczona doświadczeniem - stawiam na zmasowany atak - czyli stosowanie odżywki nawilżającej jako bazę pod lakier oraz regularne wmasowywanie wyżej opisanego serum.

Z pewnością dam Wam znać czy odżywka Seal (w połączeniu z serum) wpłynie u mnie na łamliwość i rozdwajanie się paznokci, czy sprawdza się jako baza pod lakier, no i czy rzeczywiście nawilża :)

Odżywkę Nano Seal oraz inne, wymienione wyżej rodzaje odżywek Kinetics znajdziecie w wybranych Drogeriach Hebe (jak wyżej :)) oraz w sklepie internetowych Panakota w cenie ok. 20zł.


Nie chcę się dzielić pierwszymi wrażeniami już teraz, ponieważ to jeszcze zbyt krótko, ale jestem dobrej myśli. Na razie mogę zdradzić tyle, że moje paznokcie reagują na te produkty znacznie lepiej, niż na osławione duety spod szyldu Nail Tek, które - niezależnie od formuły - okazały się dla moich paznokci kompletną klapą.

Niezależnie od produktów, które otrzymałam do testów, skusiłam się na zakup topu wysuszającego lakier, czyli słynnego Kwik Kote (już Wam pokazywałam ten zakup w ostatnim zakupowym podsumowaniu :)) oraz wybrałam dla siebie w Hebe jeden lakier kolorowy w iście jesiennym brązowo-fioletowym kolorze - Urbanesse. Na pewno będę się z Wami dzielić wrażeniami odnośnie posiadanych przeze mnie produktów marki Kinetcis, tym bardziej, że za sprawą blogosfery staje się ona coraz bardziej rozpoznawalna i z pewnością chcecie się o niej dowiedzieć więcej :)


Dajcie znać, czy słyszałyście już o marce Kinetics, czy znacie ją z doświadczenia, czy dopiero chciałybyście poznać :)
K.


Czytaj dalej

poniedziałek, 25 listopada 2013

Essie - Shearling Darling & Toggle To The Top - kolekcja Shearling Darling - Winter 2013 [swatche]

Cześć Dziewczyny!

Będę monotematyczna i znowu pokażę Wam lakier, a nawet dwa. Jestem tak oczarowana tym duetem, że pokazuję Wam go niemal od razu! Kostkę z zimową kolekcją Essie odebrałam z Paczkomatu w czwartek i od razu pomalowałam paznokcie pierwszym z lakierów, który najmocniej mnie urzekł. Mimo, że spodziewałam się, że najbardziej przypadnie mi do gustu Sable Collar, to jednak po rozpakowaniu przesyłki od razu zakochałam się w przepięknym Shearling Darling, czyli flagowym lakierze z zimowej kolekcji. Żeby nie było tak całkiem klasycznie dodałam mały akcent w postaci drobinkowego Toggle To The Top z tej samej kolekcji.


KOLOR:
Shearling Darling, to przepiękny i niezwykle elegancki kolor w typie ciemnej wiśni. To połączenie ciemnego bordo z kroplą czekoladowego brązu. Do tego dodałam akcent na palcach serdecznych w postaci pięknego Toggle To The Top. TTTT to wprawdzie lakier, który z powodzeniem mógłby być stosowany samodzielnie, ponieważ jego drobinki są zatopione w czerwonej, kryjącej bazie, jednak tym razem postanowiłam dodać go jako top, na dwóch warstwach Shearling Darling, dzięki czemu blask drobinek został nieco stonowany i całość nabrała bardziej dziennego charakteru.


PĘDZELEK:
Oba lakiery są wyposażone w cienkie pędzelki, co jak dla mnie jest raczej mało wygodne, ale rozumiem, że w przypadku miniaturek inaczej się nie da. Miałam nieco problemów z równym rozprowadzeniem lakierów przy skórkach, ale raczej nie wynikało to z jakiś niedogodności, związanych z samymi pędzelkami. Po prostu wolę te szersze. Pędzelki w miniaturkach są dosyć elastyczne, ale nie uginają się zbyt łatwo, dzięki czemu wprawna ręka powinna sobie dobrze z nimi poradzić.

KONSYSTENCJA:
Lakiery są stosunkowo rzadko, więc być może dlatego było mi nieco trudniej nad nimi zapanować. Wolałabym, gdyby były minimalnie bardziej zwarte.

KRYCIE:
Ponieważ TTTT użyłam w roli topu, w tym punkcie ocenię tylko krycie Shearling Darling, a to jest bardzo dobre. Lakier z powodzeniem mógłby kryć krótsze paznokcie już przy użyciu jednej warstwy, ale ja i tak z przyzwyczajenia pokryłam paznokcie dwiema.


TRWAŁOŚĆ:
W zasadzie jest bardzo miło zaskoczona trwałością tych lakierów, ponieważ ostatnio mało co trzyma się mnie w sposób zadowalający. Ten duet nosiłam pełne trzy dni, w trakcie których było trochę prania, sprzątania i klepania w klawiaturę. Gdyby nie odprysk na jednym paznokciu, przypuszczam, że lakier nosiłabym dużo dłużej, niż te trzy dni, ponieważ końcówki na pozostałych paznokciach nie były ani trochę wytarte. Z pewnością jeszcze to sprawdzę, ale zapowiada się naprawdę nieźle!

ZMYWANIE:
Początkowo przeraziłam się nie na żarty, bo SD koszmarnie maże się po skórze i odrobinę ją zabarwia, dlatego zmycie lakieru wymaga trochę więcej cierpliwości. Na szczęście wszystko dobrze się domyło, a paznokcie nie zostały zafarbowane. TTTT dla odmiany zmywał się równie koszmarnie jak wszystkie inne brokaty ;)

CENA/DOSTĘPNOŚĆ:
Kostkę z miniaturkami kupiłam w sklepie naszej blogowej koleżanki Mani - MAANI.PL w promocyjnej cenie 39,90 zł. Znajdziecie tam również pełnowymiarowe wersje wszystkich lakierów z tej kolekcji.





Jestem mocno oczarowana tym połączeniem, tak jak pozostałymi lakierami z tej kolekcji. W kostce nie znalazły się fioletowy Warm & Toasty Turtleneck i błękitno-szarny Parka Perfect, ale w sumie cieszę się z tego faktu, ponieważ najbardziej wpadły mi w oko najciemniejsze lakiery z kolekcji Shearling Darling i to właśnie one trafiły do kostki z miniaturkami. Z pewnością za jakiś czas zaprezentuję Wam również granatowo-szaro-zielony Mind Your Mittens oraz brązowo-czerwony Sable Collar.


A jak podoba się duet Shearling Darling i Toggle To The Top? :)
K.
Czytaj dalej

niedziela, 24 listopada 2013

Rimmel - Salon Pro - Punk Rock [swatche]

Cześć Dziewczyny!

Rozkręciłam się z postami lakierowymi, więc dzisiaj chciałabym Wam pokazać kolejny lakierowy hit jesieni, który podbił również i moje serce. Mowa oczywiście o pięknym i nieco mrocznym kolorze z linii Salon Pro od Rimmel - czyli lakier o numerze 711 Punk Rock. Jest to jeden z lakierów z tej serii, którego kolor został wybrany ponoć przez samą Kate Moss i właśnie jej podpis zdobi buteleczkę Punk Rock'a :)


KOLOR:
Punk Rock, to przepiękny, głęboki odcień odrobinę przykurzonego granatu, zmieszanego z kroplą fioletu. Kolor zmienia się w zależności od światła, więc raz bliżej mu do fioletu, innym razem wygląda niemal jak czerń, żeby znowu kolejnym razem prezentować się jak typowy granat. Moim zdaniem to idealny kolor na sezon jesienno-zimowy. Sądzę, że nawet na dość krótkich paznokciach wygląda niezwykle elegancko i intrygująco, a dodatkowo mógłby być udaną bazą do wszelkiego rodzaju brokatowych zdobień :)


PĘDZELEK:
Linia Salon Pro jest wyposażona w gruby, szeroki pędzelek. Dobrze wiecie, że bardzo lubię tego typu "aplikatory", ponieważ mam dość szeroką płytkę paznokcia, którą szerokie pędzelki bardzo sprawnie obejmują, ograniczając liczbę ruchów prowadzącą do pełnego pokrycia płytki. Pędzelek jest dość sztywny, ale mimo to jest wygodny i pozwala na kontrolę tego, gdzie nakładamy lakier.

KONSYSTENCJA:
Lakier jest dość rzadki, ale nie rozlewa się aż tak bardzo po skórkach, chyba, że nabierzemy go za dużo na pędzelek. Na początku zdarzyło mi się kilka razy przesadzić, ale na szczęście chwila praktyki i lakier dość łatwo opanować.


KRYCIE:
Lakier ma bardzo dobrą pigmentację, dzięki czemu dobrze kryje. I choć jedna warstwa mogłaby być niewystarczająca, to jednak dwie pięknie pokrywają płytkę, pogłębiają kolor i ukrywają wszelkie prześwity. Do tego wszystkiego lakier po wyschnięciu pięknie błyszczy :)

TRWAŁOŚĆ:
Cóż, producent obiecuje 10-dniową trwałość, rodem z salonu manicure. Niestety, ale w przypadku tego koloru prawda jest daleka od obietnic, ponieważ lakier zaczął ścierać się na końcówkach już drugiego dnia, a po trzech dniach pojawiły się pierwsze odpryski. Nie ma tragedii, ale zawsze mogłoby być lepiej.


ZMYWANIE:
Lakier dość łatwo się zmywa. Na szczęście nie jest zbyt problematyczny i nie brudzi zbyt mocno skórek. Wprawdzie trzeba poświęcić nieco więcej uwagi bokom paznokci, ale chodzi po prostu o dokładne usunięcie lakieru. Nie zauważyłam, żeby lakier odbarwiał paznokcie.

CENA/DOSTĘPNOŚĆ:
Lakiery bez promocji kosztują ok.18 zł, ale dość częste promocje pozwalają na zakupy w granicach 12 zł za buteleczkę. Lakiery Salon Pro dostaniecie niemal w każdej drogerii, w której są szafy Rimmel. Z pewnością spotkacie je w Rossmannach, Naturach, Super-Pharm i Hebe.





Jak Wam się podoba Punk Rock? Czy zdążył już skraść Wasze serca? ;))
K.
Czytaj dalej

piątek, 22 listopada 2013

China Glaze - Strawberry Fields [swatche]

Cześć Dziewczyny!

W ostatnich dniach wygrzebałam z pudełka przepiękny lakier z China Glaze o apetycznej nazwie Strawberry Fields. Słysząc jego nazwę niezmiennie kojarzy mi się scena z Across The Universe, w której Jim Sturgess śpiewa kawałek Beatlesów, czyli oczywiście Strawberry Fields Forever. Może China Glaze nie przypomina truskawki, ale z pewnością jest równie apetyczny, co truskawkowa "instalacja" w filmie :)


Korzystając z tego, że znalazłam na dysku zdjęcia tego cudaka chętnie podzielę się z Wami tym, jak ta malinko-truskawka prezentuje się na paznokciach :)


KOLOR:
To pierwsza Chinka na moim blogu i jednocześnie jedna z dwóch pierwszych Chinek w mojej kolekcji, dlatego kolor po prostu musiał być wyjątkowy! Strawberry Fields, to cudowny malinowy odcień różu, naładowany drobinkami, połyskującymi na złoto. Co najważniejsze, drobinki nie zanikają po pomalowaniu paznokciu, ale ładnie ujawniają swój urok w słońcu lub sztucznym świetle, choć jeśli zerknąć na lakier z bliska, to i wtedy są dobrze widoczne. Na paznokciach lakier wydaje się być w nieco cieplejszym odcieniu, niż w buteleczce, być może jest to właśnie kwestia drobinek.

PĘDZELEK:
Lakier jest wyposażony w dość cienki i długi pędzelek, ale mimo wszystko jest on całkiem wygodny, choć gdybym miała wybór, to jednak wolałabym szerszą łopatkę. Niemniej jednak nie jest źle, bo pędzelek nie jest przesadnie elastyczny, ale też nie jest sztywny. Całkiem dobrze manewruje się nim przy skórkach, choć ja akurat nie uniknęłam drobnych wpadek ;)


KONSYSTENCJA I KRYCIE:
Lakier ma odpowiednią konsystencję, nie jest ani zbyt rzadki, ani zbyt gęsty, choć gdybym miała określić jeden "kierunek", to zdecydowanie bliżej mu do rzadkiego. Mimo wszystko pigmentacja lakieru jest dobra, dlatego dwie warstwy dobrze pokrywają płytkę i jednocześnie nadają odpowiedni odcień lakierowi.

TRWAŁOŚĆ:
Lakier miło mnie zaskoczył swoją trwałością, zwłaszcza teraz. Poprzednio nosiłam go około 4 dni, teraz spokojnie wytrzymał i pięć dni i dopiero wtedy pojawiły się pierwsze odpryski. Końcówki wycierają się nieco szybciej, ale na szczęście nie rzuca się to zbytnio w oczy.


ZMYWANIE:
Lakier wymaga ciut więcej cierpliwości przy zmywaniu, niż odcienie kremowe. Drobinki początkowo stawiają mały opór, ale na szczęście po chwili odpuszczają. Lakier nie rozmazuje się na skórze i raczej nie przebarwia płytki.

CENA/DOSTĘPNOŚĆ:
Lakierów China Glaze szukajcie przede wszystkim w sklepach internetowych. Ceny wahają się zwykle od 15 do 25 zł za buteleczkę. Uważam, że cena jest bardzo adekwatna do jakości :)




I jak Wam się podobają "truskawkowe pola"? Ja jestem oczarowana! :)
K.

***

Czytaj dalej

wtorek, 19 listopada 2013

Golden Rose - Rich Color #17 [swatche]

Cześć Dziewczyny!

Wracam do Was z nowym postem, tym razem lakierowym, ale jednocześnie dość wyjątkowym. Długo, długo nie pojawiały się u mnie lakiery marki Golden Rose i przez dość długi czas nie malowałam nimi paznokci. Mimo, że w między czasie kilka sztuk wpadło mi w ręce, to jakoś nie ciągnęło mnie do nich tak, jak do Essie. No cóż, moje upodobania względem marek nadal się nie zmieniły, ale odkąd naczytałam się tyle pozytywnych opinii o serii Rich Color, ponownie zaczęłam zerkać na Golden Rose łaskawym okiem ;)

Tak się złożyło, że na Spotkaniu Lakieromaniaczek otrzymałyśmy m.in. paczuszkę z Golden Rose, a w niej znalazłam... Nie, nie dzisiejszego bohatera. Znalazłam w niej jedyny Rich Color, który już miałam, ale od czego są wymianki - tę piękną czerwień przehandlowałam chyba z Zuzią :))

Zapraszam Was na prezentację numerka 17!


KOLOR:
Numerek 17, to piękna, kremowa i intensywna czerwień. W zależności od światła widzę w niej kropelkę pomarańczu lub różu, ale pierwszym skojarzeniem jest i tak określenie "pomidorowa czerwień", ale to taka czerwień pomidorków koktajlowych :))

PĘDZELEK:
Lakiery Rich Color charakteryzują się między innymi tym, że są wyposażone w szeroki pędzelek, przypominający nieco łopatkę. Jak pewnie wiecie, bardzo lubię tego typu pędzelki, ponieważ bardzo sprawnie i szybko pokrywają moją dość szeroką płytkę. Ten nie stanowi wyjątku, więc również mocno przypadł mi do gustu. Łatwo kontrolować dzięki niemu aplikację lakieru i zapanować nad ewentualnym rozlewaniem emalii.


KONSYSTENCJA:
Lakier ma dobrą konsystencję, łatwą w obsłudze. Nie rozlewa się po płytce, ani po skórkach, ale też nie jest przesadnie gęsty. Życzyłabym sobie samych takich przyjemnych w obsłudze egzemplarzy :)

KRYCIE:
Seria Rich Color z założenia ma zawierać silnie napigmentowane lakiery, które mogłyby kryć już po jednej warstwie. Co prawda pigmentacja numeru 17 jest naprawdę wysoka, to jednak uważam, że dwie warstwy mimo wszystko będą niezbędne.

TRWAŁOŚĆ:
Wiele z Was chwali sobie trwałość tych lakierów, jednak na moich paznokciach Rich Color nie wytrzymuje dłużej, niż 3 dni, a do tego dość szybko widać obtarcia na końcówkach. Szkoda, bo liczyłam na coś więcej, ale z drugiej strony ostatnio mało który lakier trzyma się na moich paznokciach dłużej.


ZMYWANIE:
Lakier zmywał się w miarę nieźle, nie stawiał zbytnio oporu zmywaczowi, ale doczyszczenie paznokci z resztek czerwieni wymagało niestety nieco cierpliwości. Wprawdzie lakier nie zafarbował płytki, ale jego resztki, zmieszane ze zmywaczem łatwo wchodziły pod paznokcie, skąd trudno je było wydobyć.

CENA/DOSTĘPNOŚĆ:
Lakiery Golden Rose są bardzo tanie, dzięki czemu cieszą się tak dużą popularnością. Seria Rich Color należy do tych odrobinkę droższych, niż starsze kolekcje Golden Rose, ale i tak są bardzo tanie. W sklepie Golden Rose kosztują niecałe 7 zł, a w drogeriach widziałam je najdrożej po 10 zł.







Lubicie czerwień na paznokciach? Ja sięgam po nią bardzo rzadko, ale jeśli już, to chętnie wybieram właśnie takie odcienie, jak ten z Golden Rose :)
K.
Czytaj dalej

sobota, 16 listopada 2013

Październikowe nowości

Cześć Dziewczyny!

Po kilku dniach przerwy wracam do Was z kolejnym postem podsumowującym - tym razem nowości ubiegłego - szczególnie obfitego miesiąca. Tak wyszło, że w październiku uczestniczyłam w dwóch fantastycznych spotkaniach blogerskich, a ponadto sama poczyniłam nieco zakupów, które pokażę Wam poniżej. Październik był również obfity w przeróżne gratisy i atrakcyjne promocje. No cóż, żeby nie rozwlekać za bardzo, zdecydowałam się zaprezentować moje nowości z formie kolaży (dobrze to napisałam? :P).

To, co mnie satysfakcjonuje na równi z nowymi osobnikami w moich zasobach, to to, że naprawdę sporo mi ubyło w ciągu minionych dwóch miesięcy i chyba nie zwalniam tempa, dlatego moje sumienie jest nieco spokojniejsze ;) Oczywiście post o denkach również się pojawi, jak tylko zwalczę opisywanie każdego z produktów. Same dobrze wiecie, że nie przepadam za jednozdaniowym opisem produktu z poście denkowym, bo nie widzę w czymś takim większego sensu. Aaaale... Ja nie o denkach dzisiaj miałam... ;)


Na przełomie września i października było głośno o promocji w The Body Shop, która dotyczyła słynnego bananowego duetu do włosów. Początkowo nie miałam zamiaru z niej korzystać, ale Agu, Iwetto i Bellitka zewsząd mnie kusiły tymi produktami i tą promocją, że i ja w ostatniej chwili złapałam w sklepie swój duet - szampon i odżywkę. A promocja była bardzo korzystna, ponieważ płaciło się tylko za jeden produkt, a drugi był gratis :)

Drugą okazją, z której skorzystałam, to realizacja nagród za pieczątki, zbierane na karcie lojalnościowej w Bath & Body Works. Za pierwszą czwórkę mogłam wybrać dowolne body do Scentportable, czyli przenośnego odświeżacza powietrza, a także dowolny wkład z oferty B&BW. Pani namówiła mnie na uroczą sówkę, którą można zaczepić w torebce, a jak zginą Wam klucze, to wystarczy nacisnąć sówkę w czoło, bo jej oczy, to jednocześnie latareczki :D Wkład, który wybrałam, to mieszanka lawendy i wanilii!

Drugą nagrodą za pieczątki była dowolna pełnowymiarowa mgiełka z kolekcji Signature. Od dłuższego czasu przymierzałam się zgarnięcia mgiełki Carried Away, dlatego wybór był oczywisty :)


Bez lakierowych zakupów byłabym chora - fakt. Miesiąc bez nowych Essie (kostka minilakierów z kolekcji For The Twill Of It) byłby miesiącem straconym - fakt. Kolekcja jesienna Hean (nr 185 i 186) jest urzekająca - fakt. Tak samo jak Typografia z Colour Alike (A, B, H) - fakt. Do tego dodajcie jeszcze promocję 2za1 na produkty Kinetics (2x Kwik Kote), szał na piaski z Wibo (Glamour Sand nr 3) i potrzebę zakupu nowej bazy pod cienie (ArtDeco).


Pielęgnacyjnie też nie próżnowałam - uzupełniłam ciągle zużywane zapasy płynów dwufazowych (tym razem Eucerin) i zmywacza (wracam do Isany...). Do tego w Biedronce skusiłam się na kurację z olejkiem arganowym z Marion oraz dużą butlę słynnego micela BeBeauty. A w Rossmannie kupiłam sól do kąpieli stóp Fuss Wohl, bo odkąd przeskoczyłam w botki na obcasie co jakiś czas wracam z prawie odrętwiałymi stopami, więc porządny relaks jest im niezbędny!

Dalej widzicie moją drugą butlę szamponu H-Keratineum z Pharmaceris (niedługo recenzja!), a także drugą mojego ukochanego żelu z Bath & Body Works z serii Aromatheraphy w wersji wanilia i werbena! Do tego nowy balsam z Lirene Youngy w wersji papaja (cudo!) oraz nowy krem pod prysznic z Lirene o jakże jesienno-zimowym zapachu wanilii.


Na samym początku października otrzymałam również sferyczny peeling oczyszczający z nowej serii Dr Ireny Eris - Normamat! Pierwsze wrażenia z używania tego produktu zawarłam w poście konkursowym TUTAJ, ale na pewno pojawi się tu jeszcze jego pełna recenzja, ponieważ uważam, że to produkt naprawdę godny uwagi :)

Marta, reprezentująca między innymi markę AA, przesłała mi do testów serum przyspieszające wzrost rzęs - 4 Long Lashes. Niedługo zaczynam testy, myślę, że minęło już wystarczająco dużo czasu od testów poprzedniego serum tego typu. A serum od AA prezentuje się wyjątkowo korzystnie cenowo (w porównaniu do innych preparatów tego typu), dlatego jestem go szczególnie ciekawa!


Pod koniec października uczestniczyłam w warsztatach makijażowych z wizażystką Anią Orłowską, organizowanych przez markę Lirene. O tym spotkaniu jeszcze Wam nie napisałam, ale koniecznie muszę to nadrobić, ponieważ to był wyjątkowo przyjemny wieczór :) Na spotkaniu zaprezentowano nam nowości makijażowe, wchodzące do oferty Lirene - przede wszystkim nowy podkład Glam & Matt, który jest naprawdę świetny! Używam go już od 2-3 tygodni i jestem z niego bardzo zadowolona! Oprócz tego, w ofercie pojawia się też produkt, który początkowo wygląda jak zwykły krem, by po chwili zmienić się na twarzy w lekki krem koloryzująco-nawilżający. To oczywiście Magic Mike, o pardon! Magic Make-up! I znowu - mama skorzystała na tym, że ma ciemniejszą odcień cery, niż ja, więc G&M w kolorze 03 Beżowy oraz Magic Make-Up w kolorze 02 Naturalny trafiły właśnie do niej, więc bardzo możliwe, że o wrażeniach ze stosowania produktów damy znać obie :) 

Dzieła dopełnia koloryzująco-rozświetlające trio do ciała, czyli Body BB w dwóch odcieniach i Body Shine. Body BB, to - w dużym uproszczeniu - rajstopy w sprayu, tyle, że w kremie :D Jest to balsam koloryzujący, który oczywiście możecie nakładać nie tylko na nogi, ale takie było pierwsze skojarzenie, ponieważ produkt wcieramy w skórę jak balsam, a ten nadaje skórze koloru (dostępne odcienie dla jasnej i ciemnej karnacji), a przy okazji ukrywa drobne niedoskonałości! W dodatku nie jest to ani balsam brązujący, ani tym bardziej samoopalacz, ponieważ kolor zmywa się ze skóry pod wpływem wody. Body Shine to już typowy balsam rozświetlający skórę, więc z pewnością zrobi furrorę w sezonie karnawałowym. Każdy z produktów z pewnością opiszę na blogu po bliższym zapoznaniu się z nimi :)


Pod koniec września odezwała się do mnie Pani Natalia, reprezentująca m.in. markę Barwa i zaproponowała przetestowanie produktów z serii Siarkowa Moc oraz kilku innych produktów marki Barwa. Kiedy jednak odebrałam paczkę wydałam z siebie niemały okrzyk zachwytu! Takiej zawartości, to ja się nie spodziewałam. Oprócz produktów z serii Siarkowa Moc, w paczce znalazłam również produkty z serii Miss, Barwa Naturalna, a także Barwa Ziołowa. Produktami podzieliłam się częściowo z mamą i razem postaramy się zrecenzować dla Was tę ogromną pakę :) Pierwsze recenzje produktów z serii Siarkowa Moc już pojawiły się na blogu TU i TU.

zdjęcie można powiększyć
Na powyższym zdjęciu znajdziecie ogrom paznokciowych dobroci, które przytargałam z I Spotkania Lakieromaniaczek, o którym pisałam TUTAJ. Nadal nie wiem, jak skomentować taką ilość, jak na to patrzę, bo buzia sama mi się cieszy! Częścią produktów podzieliłam się już z mamą i przyszłą teściową :)

zdjęcie można powiększyć
Tu dla odmiany skarby, które otrzymałyśmy na VI Spotkaniu Warszawskich Blogerek Urodowych, o którym pisałam już TUTAJ. Otrzymałyśmy mnóstwo wspaniałych produktów i mam też coś dla Was, ale musicie jeszcze chwilę poczekać! :)

***

Sama nie wiem jak to skomentować. Może po prostu dajcie znać co Wam najbardziej wpadło w oko i czego jesteście najbardziej ciekawe? Może uda mi się o tym dla Was wkrótce napisać :) Koniecznie piszcie, jeśli używałyście któregoś z tych produktów - podzielcie się wrażeniami, zwłaszcza, jeśli coś nie powinno czekać w szufladzie z zapasami! :)
K.
Czytaj dalej
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Blog template designed by SandDBlast