Cześć Dziewczyny!
Kilka dni temu pisałam o kremie nawilżającym od Dr Ireny Eris, a dzisiaj - zgodnie z planem publikowania recenzji zdenkowanych produktów - zamieszczam swoją opinię o kolejnym produkcie, który z założenia ma być intensywnym nawilżaczem - tym razem dla ciała. Mowa o Głęboko Nawilżającym Mleczku do Ciała z linii Body Art, również od Dr Ireny Eris.
Producent o produkcie:
Charakterystyka skóry: Moja skóra na ciele jest raczej normalna i mam to szczęście, że nie borykam się z miejscowymi przesuszeniami. Dobrze toleruję wszelkie żele pod prysznic, ale mimo to wiem, że dobra dawka nawilżenia nie zaszkodzi, więc staram się regularnie korzystać z wszelkich balsamów do ciała. Jedyną oznaką zadowolenia, jaką, dzięki dobremu nawilżeniu, okazuje mi moja skóra jest jej gładkość i brak drobnych krostek, czy innego rodzaju niedoskonałości.
DZIAŁANIE: Producent gwarantuje nam długotrwałe i głębokie nawilżenie, sięgające nawet kilkunastu godzin. No cóż, jak wspomniałam mojej skórze dużo nie potrzeba, więc ja byłam zadowolona z działania tego mleczka, ale nawet ja mogłabym wsadzić kilkunastogodzinne działanie między bajki. Skóra posmarowana mleczkiem rano, absolutnie nie była tak samo gładka wieczorem i choć nie potrzebowała natychmiastowego smarowania (co jest u mnie normą), to jednak czułam, że po mleczku nie ma już raczej śladu, a kolejna aplikacja jest mile widziana.
Moim zdaniem jest to dobry produkt do tak zwanej pielęgnacji zachowawczej - jeśli chcemy utrzymać niewymagającą skórę w dobrej kondycji, to ten produkt z pewnością się sprawdzi. Nie sądzę jednak, żeby sucharki miały z niego pożytek, ponieważ w mojej opinii, jest on zwyczajnie zbyt lekki.
Produkt zauważalnie wygładzał skórę i sprawiał, że wszelkie ewentualne napięcia szybko mijały. Wydaje mi się, że zasługą dość rzadkiej konsystencji jest to, że produkt zaaplikowany na rozgrzaną po kąpieli skórę przyjemnie ją wychładzał i dawał poczucie komfortu. Mleczko nie wchłaniało się zbyt długo, ale jednak dobrze było dać mu chwilę przed przyodzianiem dżinsów, ja zwykle w tym czasie myję buzię i zęby :)
KONSYSTENCJA: Bardzo rzadka, wręcz lejąca się, co jest niestety nieco problematyczne w połączeniu z tego rodzaju opakowaniem, ponieważ tubka stoi "na głowie" i od razu po odkręceniu produkt dosłownie wylewał się z niej. Przez to niestety trzeba było pamiętać o tym, żeby odkręcać i zakręcać go mając otwarcie zwrócone ku górze.
KOLOR/ZAPACH: Mleczko ma delikatnie różowy kolor, co moim zdaniem jest bardzo fajne i przyjemny dla oka. Niby nic, ale jednak umila odbiór produktu. Jeśli natomiast chodzi o zapach, to jest on bardzo klasyczny, delikatny, odrobinę kwiatowy, ale mający w sobie coś z zapachu kremu Nivea ;) Dla mnie bardzo przyjemny i na tyle uniwersalny, że polubił go nawet mój chłopak, który również dopadł do tego mleczka (ostatnio robi się coraz śmielszy w tej kwestii, w lutym wykończyliśmy razem balsam ujędrniający MaXSlim - "bo ładnie pachnie" ;)).
OPAKOWANIE: Opakowanie mleczka, to miękka tuba z kwiatowym motywem, właściwym dla serii Body Art. Tuba skrywa 200 ml produktu i jest umieszczona w dodatkowym, podwójnym kartoniku. Ponownie uważam podwójny kartonik za zbędny, ale rozumiem, że jest to w pewien sposób wyraz tego, że marka ma być bardziej luksusową. Kartonik zabezpieczony jest folią, ale mimo wszystko sama tuba również jest zaklejona sreberkiem, dzięki czemu mamy 100% gwarancji, że nikt nie dobierał się do naszego produktu.
Tak, jak wspominałam, opakowanie, mimo, że ładne - jest bardzo problematyczne w połączeniu z konsystencją mleczka, które zwyczajnie wylewa się z tuby. W tym przypadku najbardziej odpowiednim opakowaniem byłaby moim zdaniem buteleczka z pompką, coś na kształt kremu do rąk z tej samej serii (o którym również niedługo). Moim zdaniem takie rozwiązanie byłoby równie bardziej luksusowe, no i pozbylibyśmy się problemu obmacywania nakrętki tłustymi łapkami ;)
WYDAJNOŚĆ: Produkt, z racji konsystencji kończy się dość szybko. Właściwie wystarczył nam jakiś miesiąc/półtora codziennego stosowania, żeby doprowadzić produkt zupełnie do końca. Niestety przy takiej cenie, wydajność jest poniżej oczekiwań, chyba, że będziecie używać tego produktu samodzielnie.
CENA/DOSTĘPNOŚĆ: ok.60zł; Super-Pharm, Sephora, Douglas oraz sklep internetowy Eris;
SKŁAD:
CZY KUPIĘ PONOWNIE: Nie. Choć stosowanie tego produktu niewątpliwie było bardzo przyjemnym doświadczeniem, to jednak nie oczarował mnie na tyle, żebym była skłonna wydać na niego taką kwotę. Teraz mam na oku osławiony balsam z serii Głęboka Regenracja od Lirene, ale póki co mam jeszcze trochę mazideł do zużycia, zanim dokonam tego zakupu :)
Podsumowanie:
+ przyzwoity poziom nawilżenia;
+ wygładzenie i zmiękczenie skóry;
+ dość szybkie wchłanianie;
+ przyjemny, delikatny zapach;
+ ładny design;
- słaba wydajność;
- niepraktyczne opakowanie - nie nadające się do tak rzadkiej konsystencji produktu;
- cena (no niestety, jeszcze nie zarabiam milionów monet :D)
Miałyście okazję używać produktów z linii Body Art? Dla mnie jest to kolejny produkt, który owszem zadowolił mnie, ale nie powalił na kolana. W przypadku tak - bądź co bądź - drogich produktów chciałoby się oczekiwać więcej - i w kwestii działania, i w kwestii zapachów (tutaj wypowiadam się właściwie tylko o serii Body Art, bo seria SPA Resort wydaje mi się być dużo bardziej atrakcyjna w tej kwestii). A tymczasem mam wrażenie, że Body Art, to tak naprawdę ładniej ubrana siostra Lirene :) Nie jest to zarzut do właściwości, bo obie te marki mają dobre kosmetyki, ale jeśli mam wybierać między produktami dobrymi i nie obciążającymi portfela, a produktami dobrymi, ale jednak drogimi, to ja jednak zostaję przy Lirene. A Wy? :)
K.
Produkt otrzymałam w ramach współpracy z Laboratorium Kosmetycznym Dr Irena Eris. Dziękuję Pani Magdzie za udostępnienie produktów do testów.
Produkt otrzymałam w ramach współpracy z Laboratorium Kosmetycznym Dr Irena Eris. Dziękuję Pani Magdzie za udostępnienie produktów do testów.