sobota, 31 grudnia 2011

Prezenty, prezenty, czyli co Mikołaj zostawił mi pod choinką... :)

Prawdopodobnie jako jedna z ostatnich przyznam się do swoich świątecznych zdobyczy ;) W tym roku mój św. Mikołaj był bardzo, bardzo hojny, ale bierze się to również z faktu bliskiego sąsiedztwa z urodzinami, dlatego poprosiłam rodzinę o jeden większy, ale bardzo przydatny prezent urodzinowo-świąteczny i taki też dostałam. Mimo to moi Mikołaje postanowili dorzucić mi kilka "drobiazgów" pod choinkę, a skoro był zamiar, to podsunęłam im kilka propozycji, z których chętnie skorzystali ;)

Oto moje "drobiazgi"... :) 


Przede wszystkim dwie ostatnie książki Cobena, którego absolutnie uwielbiam! Czytałam już wszystkie jego książki, które ukazały się w Polsce, poza tymi dwiema. Mam niemal wszystkie pozycje, poza czterema, które pożyczałam od znajomych. Nic straconego - na pewno prędzej, czy później wzbogacą moją bibiloteczkę! :)


Zestaw kosmetyków Slim Extreme 3D Eveline. Absolutnie nie poczułam się urażona i nie odebrałam tego jako sugestii, ponieważ to akurat był mój wybór... ;) Od dawna byłam ciekawa tych kosmetyków, a ten zestaw skomponowany jest z najbardziej interesujących mnie produktów. Słyszałam wiele dobrego zwłaszcza o serum termoaktywnym, zobaczymy jak sprawdzi się u mnie. Aktualnie mam pomarańczową wersję, z której jestem dosyć zadowolona i uwielbiam jej zapach. Natomiast, jeśli chodzi o serum do biustu, to ja absolutnie powiększenia nie szukam, ale przy pewnym rozmiarze i w pewnym wieku po prostu warto się wspomagać kosmetykami i ćwiczeniami zawczasu, żeby później nie szukać cycków na ziemi... :D



Zestaw Maybelline - tusz do rzęs Falsies Volum' Express i płyn micelarny - O Falsies, tak jak i o One by One, słyszałam i czytałam przeróżne opinie. Jedni go kochają, inni nienawidzą. One by One uwielbiam miłością szczerą i absolutną i wybaczam mu wszystkie ewentualne niedoskonałości, ale o Falsies też chciałam mieć swoje zdanie. Na razie nie otwieram, żeby mi wysechł w tempie tak ekspresowym jak wodoodporny Collosal, który po dwóch miesiącach wysechł na wiór i nie mam pojęcia co z nim zrobić... O micelu natomiast czytałam dobre opinie, więc jak wykończę moją półlitrową Biodermę lub prędzej micel z Bourjois, który mam u mojego M. w użycie pójdzie ten z zestawu. Swoją drogą teraz to chyba jestem zaopatrzona w płyny micelarne conajmniej na najbliższe pół roku :D


Ostatnią kosmetyczną paczuszką pod moją choinką była moja wymarzona Euphoria Calvina Kleina. Chorowałam na nią od roku, odkąd dostałam miniaturkę tego zapachu. Marzenie to spełniła moja kochana mama.


Drugiego dnia świąt razem z moim M. poodwiedzaliśmy nawzajem naszych rodziców - najpierw on przyjechał do mnie i mamy, a później wróciliśmy do jego rodziców. Zupełnie nie spodziewałam się, że dla mnie też się coś znajdzie, a okazało się, że tamtejszy Mikołaj zostawił dla mnie pod choinką cieplutkie, puchate, różowe kapciochy z Oysho, czyli idealny prezent dla takiego zmarźlucha, jak ja. Do kapci dołączona była bransoletka w stylu Pandory, która bardzo mi się spodobała - ma czerwony sznureczek, koralik z kwiatuszkami i kota, czyli wszystko to, co Karo lubi najbardziej! :)

Zdjęć kapci nie załączam, ponieważ już biegam w nich u mojego chłopaka i to u niego zamieszkają, razem z kolejnym puchatym prezentem, który otrzymałam właśnie od mojego M., czyli znowu - cieplutkim, puchatym i, dla odmiany, bielutkim szlafrokiem z New Look'a. Szlafroczek jest cudowny! Bardzo gorący, wykonany z grubego, miękkiego polaru, jest przemiły w dotyku i na plecach ma wyszytego słodkiego misia! Ponownie - idealny prezent dla zmarźlucha! Mogłabym w nim chodzić cały dzień... :)


 Natomiast tą bransoletkę dostałam od chrzestnej mojego M., której najwyraźniej mocno przypadłam do gustu, ponieważ zupełnie nie wpadłabym na to, że pomyśli i o mnie! Zwłaszcza, że nie odwiedzałam rodziny mojego chłopaka w Wigilię, tylko w drugi dzień Świąt! Ta bransoletka fajnie się sprawdzi do mocniejszych stylizacji, zwłaszcza na koncerty! Oby przyniosła mi szczęście przy polowaniu na bilety na Coldplay - jeśli tak będzie, to z pewnością będzie mi towarzyszyć we wrześniu 2012 na Stadionie Narodowym!

Oprócz przedstawionych wyżej skarbów dostałam również olbrzymią pakę wypełnioną słodyczami, owocami, orzechami i moimi ulubionymi płatkami! :))) Natomiast poniżej przedstawiam Wam natomiast ostatnie dwa prezenty urodzinowe, które pojawiły się u mnie nieco później niż pisałam post o urodzinowych podarkach.

Bransoletka YES Charms.
 Do mojej bransoletki z YES, dzięki mamie, dołączył nowy, urodzinowy charms w kształcie rybki. Wypatrzyłam ją jeszcze zanim dostałam moją bransoletkę i w końcu jest moja! Kolorystycznie idealnie zgrywa się w konikiem morskim i z niebieskim oczkiem Big Bena. Do kompletu marzy mi się jeszcze Wieża Eiffle'a, ale niestety YES od kilku lat już jej nie sprzedaje, a z tego co widziałam w Aparcie mają jakąś taką jakby płaską... Ładną, ale nie jest to jeszcze ideał. No cóż... Może zamiast niej wpiszę na listę Statuę Wolności lub Koloseum... :)


 A tą uroczą bransoletkę dostałam od mojej przyjaciółki - Agi. Bardzo w moim stylu, zwłaszcza dzięki kokardce i serduszku! ;)

Oprócz bransoletki dostałam również kolczyki - różowe perełki na sztyfcie, w kolorze dokładnie odpowiadającym sweterkowi, który rok wcześniej otrzymałam od Agi na urodziny... :)

No cóż... Dla mnie zawsze końcówka roku jest mocno atrakcyjna ze względu na urodziny, Mikołajki, Święta Bożego Narodzenia i Sylwester... Tyle emocji, wydarzeń i prezentów na przestrzeni zaledwie miesiąca... Warto czekać cały rok na takie skarby! :)

K.

Mam nadzieję, że Wasz Mikołaj, Gwiazdor, Gwiazdka, czy ktokolwiek podrzuca u Was prezenty był równie hojny! :)
Czytaj dalej

piątek, 30 grudnia 2011

Kate Moss dla Rimmel - swatche

Witajcie dziewczyny!

Dzisiaj przygotowałam dla Was swatche i kilka słów na temat pomadek z limitowanej edycji Kate Moss dla Rimmel...
Kate Moss dla Rimmel - 14 oraz 05.

Kolekcja ta pojawiła się w ostatnich tygodniach chyba w każdej drogerii, która w swojej ofercie posiada kosmetyki Rimmel. Na pewno znajdziecie je w Rossmanach, Naturach i Super-Pharm. O ile tusz do rzęs czy cienie zupełnie mnie nie interesowały (chwała Bogu! ileż można!), to moją uwagę mocno przykuły pomadki. Skusiłam się na dwa kolory - 05 (piękny róż z maleńką domieszką czerwieni) oraz 14 (nude, średni beż z odrobiną brązu). Pomadki te konsystencją i jakością odpowiadają szminkom z regularnej kolekcji Rimmel - Long Lasting Finish, są bardzo kremowe, nie mają tendencji do wysuszania ust i całkiem przyzwoicie trzymają kolor! Bardzo przypadło mi do gustu stylowe, czarne opakowanie z krwistoczerwonym podpisem Kate :)
Kate Moss dla Rimmel - 05.

Kate Moss dla Rimmel - 14.

Przed zakupem lepiej pooglądać swatche w internecie, ponieważ nie wszędzie są testery i nie każda drogeria ma te same kolory. I tak w Naturze i Super-Pharm testery są, a w Rossmanie już nie. W niektórych drogeriach czerwony kolor oznaczony jest numerem 01, a w innych 10, dlatego nie denerwujcie się, jeżeli upatrzona czerwień będzie miała inny numerek. 

W Polsce dostępnych jest chyba w sumie 5 kolorów. Dostępne kolory to 01/10 - strażacka czerwień, 02 - fuksjowy róż, 05 - róż z domieszką czerwieni, 07 - nudo-beż wpadający w róż, 14 -  nudo-beż wpadający odrobinę w brąz. 

Cena - moje pomadki kupiłam w promocji za ok.12zł, natomiast ich regularna cena to bodajże około 18 złotych.

Póki co nie pokuszę się o recenzję, ponieważ zbyt krótko ich używam. Zapraszam Was jednak do obejrzenia swatchy.

Podwójne maźnięcie.

U góry pojedyncze maźnięcie, u dołu podwójne.

Kate Moss dla Rimmel - 05.

Kate Moss dla Rimmel - 14.

Co ciekawe, jeśli wierzyć drogeryjnemu światłu, myślę, że odpowiedniki niektórych kolorów znajdziemy w linii, dostępnej w regularnej sprzedaży, czyli wspomnianej Long Lasting Finish. I tak 01 lub 10 (numeracja chyba zależna od dostawy, ale to ten sam kolor), mógłby być odpowiednikiem koloru 170 Alarm, a piękny fuksjowy róż 02, to odpowiednik 038 In Vogue. Natomiast kolory 07 oraz 14 prawdopodobnie mogą być odpowiednikami Nude Delight, czy Birthday Suit. Dlatego, jeśli nie załapiecie się na limitkę, to nie załamujcie rąk! ;)


***

Z ogromną satysfakcją obserwuję ciągle rosnącą liczbę na liczniku wyświetleń! Udało mi się osiągnąć liczbę 700 wyświetleń w ciągu zaledwie pierwszego miesiąca funkcjonowania bloga. To bardzo motywujące! W dodatku co jakiś czas przybywa po kilkoro obserwatorów, co bardzo, bardzo mocno doceniam. Cieszy mnie, że mój blog najwyraźniej Wam się podoba i chcecie tutaj wracać!

Dziękuję!

K.
Czytaj dalej

czwartek, 29 grudnia 2011

Essence - Stay with Me - trwały błyszczyk do ust + swatche

Witajcie Dziewczyny!

Wróciłam i ja! Wprawdzie nie zapuszczałam się na święta nigdzie dalej, niż okolice Warszawy, to jednak te święta spędziłam nieco w rozjazdach, dlatego nie mogłam porządnie przysiąść się do bloga. Jednak cały czas o Was pamiętałam i intensywnie głowiłam się nad najbliższymi recenzjami i, gdy tylko udało mi się znaleźć chwilę niezłego światła, to obfotografowałam wszystkie moje kosmetyczne łupy, denka, produkty do recenzji i co jeszcze się dało... ;) Na moim dysku czeka mnie masa zdjęć do obróbki, dlatego w najbliższych dniach spodziewajcie się nowych recenzji oraz denkowych i zakupowych postów. Ponieważ mój św. Mikołaj (i Michałkołaj też ;)) w tym roku mocno docenił moje poczynania do końca tygodnia blogiem będzie rządzić ogólne poświąteczne chwalipięctwo!

Zanim to jednak nastąpi, zapraszam Was na recenzję błyszczyka Stay with Me z Essence!

Essence Stay with Me - 02 My Favourite Milkshake
Tytułem krótkiego wstępu powinnam Was uprzedzić, że obecnie nie jestem zbyt wielką fanką błyszczyków, zdecydowanie bardziej preferuję szminki (czego wyraz zaobserwujecie w najbliższych dniach na blogu). Mimo to, po wielu miesiącach wysłuchiwania niemalże samych pieśni pochwalnych na temat błyszczyków Essence, z serii Stay with Me, w połowie grudnia zdecydowałam się kupić chyba najchętniej wybierany odcień tego specyfiku, czyli 02 my favourite milkshake.




Producent właściwie niewiele ma do powiedzenia o tym produkcie, poza tym, że błyszczyk ten ma być trwały, Ja jednak dodam od siebie nieco więcej... :)

DZIAŁANIE: Błyszczyk, w wybranym przeze mnie kolorze, przede wszystkim bardzo ładnie podkreśla mój naturalny kolor ust i chyba tym najbardziej mnie ujął. Ponadto nie wysusza, wprawdzie trudno mówić o jego szczególnej roli w nawilżeniu ust, ale nie takie jest jego zadanie. Mimo to całkiem nieźle chroni je przed wysychaniem. Co do trwałości, która jest właściwie jedyną obietnicą producenta, to niestety zupełnie nie mogę potwierdzić jego długotrwałości. U mnie trzyma się tak samo jak każdy inny błyszczyk, po czasie 1,5-2h znika zupełnie z ust, obojętnie czy jemy, pijemy, całujemy się, czy tylko pięknie wyglądamy... Dla mnie nie jest to szczególną wadą, bo właściwie nie w takim celu go kupiłam, ale dla osób szukających wytrzymałego koloru, trwałość tego błyszczyka, może być rozczarowaniem.

Usta bez niczego.
Usta pokryte kolorem 02 my favorite milkshake.
Myślę, że warto wspomnieć również o jego aplikacji. W przypadku tak przejrzystego i jasnego koloru, jak mój, właściwie nie ma ona znaczenia, ale jeżeli planujecie zakup ciemniejszego odcienia, to przede wszystkim zapomnijcie o nakładaniu go w biegu bez lusterka. Ciemniejsze odcienie będą wymagały od Was większej uwagi, ponieważ ja, przy moim jasnym widzę, że nie rozprowadza się on na ustach całkowicie równomiernie, ale, tak, jak już wspomniałam, przy jasnych kolorach, ten problem nie ma właściwie znaczenia.

KONSYSTENCJA: Ogromną zaletą tego błyszczyka jest konsystencja, która jest dużo mniej lepka niż większość znanych mi do tej pory tego typu kosmetyków. Owszem, jeśli zawieje mocny wiatr, to Wasze włosy mogą przykleić się odrobinkę do ust, ale przynajmniej nie przykleją się przy tym do połowy twarzy... ;)

ZAPACH: Trudno mi go nazwać, ale moim zdaniem, to taki typowy cukierkowo-błyszczykowy zapach. Dla mnie bardzo przyjemny.

WYDAJNOŚĆ: Ja zużywam błyszczyki w żółwim tempie, a ten mam w zasadzie od 2-3 tygodni, ale w zasadzie nie zauważyłam po nim jakiegokolwiek zużycia, mimo, że sięgam po niego co kilka dni.

OPAKOWANIE: Produkt zamknięty jest we fiolce z dość grubego i, jak sądzę, wytrzymałego plastiku. Opakowanie sprawia wrażenie trwałego i solidnego. Producent zaproponował nam ciekawe rozwiązanie w przypadku aplikatora, który ma specjalny kształt, z lekkim wgłębieniem na środku. Mi taki aplikator jak najbardziej odpowiada, uważam, że zbiera odpowiednią ilość błyszczyka do jednorazowej aplikacji.
Fiolka zawiera 4ml produktu.

Essence Stay with Me - 02 my favourite milkshake.
CENA: 8,99 zł, bardzo przystępna :)

DOSTĘPNOŚĆ: Drogeria Natura, Drogeria Yasmin, Drogeria Hebe, Douglas.

Podsumowując:
+ piękny, delikatny i naturalny kolor
+ ponadto dosyć przyzwoity wybór kolorów w serii
+ wygodny aplikator
+ zapach
+ cena

- trwałość, standardowa - na pewno nie tak trwały, jak sugerowałby to producent
- problematyczna aplikacja w przypadku ciemnych kolorów

K.
Czytaj dalej

niedziela, 25 grudnia 2011

Wesołych Świąt!

Dziewczyny,

życzę Wam cudownych, ciepłych i rodzinnych świąt Bożego Narodzenia, przepełnionych miłością i radością! Mam nadzieję, że Wasz Mikołaj był w tym roku bogaty! :) Wszystkim tym, które czytują tego bloga, zaglądają do mnie i dzielą się spostrzeżeniami w komentarzach bardzo dziękuję i liczę na częstsze spotkania! A sobie życzę mnóstwa pomysłów na ciekawe recenzje i żeby za rok było nas o wiele, wiele więcej! :)

Wesołych Świąt!
K.

Nasza choinka.

Moja Kota też Was pozdrawia i nie odstępuje choinki na krok, odkąd tylko drzewko pojawiło się w domu ;))
Czytaj dalej

środa, 21 grudnia 2011

Otagowana przez Mallene :)

Zostałam otagowana przez Mallene aż trzema tagami! Zrobiłam kilka zdjęć i stwierdziłam, że zrobię wszystkie tagi za jednym zamachem, więc przygotujcie się na długi post... :)


TAG Nr.1 - Motyle 2011



Zasady:
1. Wstaw obrazek.
2. Napisz, od kogo otrzymałaś/łeś zaproszenie do zabawy.
3. Wyznacz po jednym produkcie (poza punktem 10.) w każdej kategorii.
4. Nominuj maksymalnie 5 osób.

Ten tag spodobał mi się chyba najbardziej i miałam najwięcej zabawy z wybieraniem produktów do poszczególnych kategorii. W tym roku wypróbowałam wiele nowych kosmetyków, na które trafiłam za sprawą blogów i YouTube, dlatego zarówno w mojej kolorówce, jak i pielęgnacji zaszło sporo zmian. Duża część nowych ulubieńców pojawiła się w drugiej połowie roku, dlatego przypuszczam, że jeszcze w czerwcu ten tag wyglądałby zupełnie inaczej. Ostatecznie zdecydowałam się na następujące...

1. Primus inter pares, czyli odkrycie roku:


Dla mnie zdecydowanie paletki Sleek'a. Fantastyczne zestawy kolorystyczne, genialnie napigmentowane cienie i więcej niż przystępna cena! Śmiało mogę ogłosić się Sleekomaniaczką :]

2. Zatrzepocz piórkami, czyli tusz do rzęs.


Od lat używałam różnych wersji tuszu Wonder z Oriflame i to on by się tu znalazł, gdybym nieco ponad miesiąc temu nie kupiła z ciekawości Maybelline One by One. Wonder nadal uwielbiam, ale po latach znudził mi się ten sam efekt, dlatego na tą chwilę to Maybelline jest moim numerem 1. w tej kategorii.


Tak czy inaczej niedługo możecie spodziewać się recenzji zarówno One by One, jak i Wonder.

3. Zabawa z kolorami, czyli kosmetyk do powiek.

Sleek Au Naturel
Sleek Oh So Special
Ponownie paletki cieni Sleek. Odsyłam do punktu numer 1., a tutaj przedstawiam dwie ulubione palety, które najczęściej lądują na moim oku ;)

4. Na tapecie, czyli podkłady, korektory, rozświetlacze, róże, bronzery.


Być może wyda Wam się to dziwne, ale dopiero w tym roku zaczęłam używać różu. Wcześniej używałam tylko kuleczek brązujących, bo byłam przekonana, że jestem ciepłym typem urody i róż zupełnie nie będzie do mnie pasować. Okazało się, że jednak jestem zimnym typem urody, a poza tym nawet gdyby nie, to róż i tak pasuje niemal każdemu :P Przez większość czasu używałam koloru Candid Coral firmy E.L.F. (eyes lips face), ale odkąd na dobre wypróbowałam róż Pixie Pink ze Sleek'a, od razu zakochałam się w nim za pigmentację i trwałość! Mam ochotę na kolejne kolory Rose Gold lub Pomergranate, ale najpierw uporam się z E.L.F.em, który pokazuje już dno.

5. Patrz mi na usta, czyli mazidełka do ust.


W tej kategorii nie mogło zabraknąć kultowej szminki Rimmel w kolorze 070 Airy Fairy. Zna ją lub słyszała o niej każda kosmetoholiczka, a jeżeli jeszcze o niej nie słyszałyście, to pora to nadrobić! :)

6. Pokaż swoją twarz, czyli kosmetyk do pielęgnacji twarzy.


W tej kategorii wybrałam olejek myjący w wersji pomarańczowej, oczywiście z Biochemii Urody - za dokładne oczyszczanie i przecudowny zapach świeżej skórki pomarańczy.

7. Chodź, pomaluj mój świat, czyli lakier do paznokci.


Lakier, o którym niedawno pisałam. Ulubieniec pod względem jakości, trwałości i koloru - Golden Rose 264.

8. Kwiaty we włosach, czyli kosmetyk do włosów.

źródło: http://ecx.images-amazon.com/images/I/41BHwVLgElL._SL500_AA300_.jpg

Z tą kategorią miałam najwięcej problemów, bo moje włosy nie sprawiały mi dotąd większych problemów (poza standardowym rozdwajaniem się, na które nic znanego mi nie działa!), więc z nimi działałam najmniej. Niedawno zaczęły się paskudnie plątać i wypadać, dlatego pomyślałam, że może spróbuję olejowania. Niemniej jednak kosmetykiem, który wybrałam jest odżywka w spray'u Gliss Kur. Wróciłam do niej po latach przerwy i na nowo polubiłam, bo mimo wszystko mocno ułatwia rozczesywanie włosów.

9. Coś dla ciała, czyli kosmetyk pielęgnacyjny do ciała.


Bezapelacyjnie masło do ciała z serii Be Beauty z Biedronki w wersji Afryka. Żałuję, że nie są w stałej ofercie i że trzeba na nie polować. Niemniej jednak warto za tą cenę i cudowny zapach!


10. Coś dla ducha, czyli wybrana przez nas kategoria niekosmetyczna.


Wakacje z ukochanym. Minione i przyszłe ;)

***

TAG Nr.2 - Kosmetyczne zachwyty 2011.
Zachwyt. Całkowity. Miłość od pierwszego razu. Dreszcz przenikający całe ciało. Kosmetyk tak fantastyczny, że nie możesz przestać się nim cieszyć. Używanie go to czysta przyjemność. Ma same zalety. Po prostu go uwielbiasz.

Zasady:
1. Napisz skąd tag trafił do Ciebie.
2. Podaj 5 produktów, które zachwyciły Cię w 2011 roku.
3. Napisz dlaczego właśnie one.
4. Nominuj 5 blogerek, których zachwyty chcesz poznać.

Moje zachwyty 2011 :)

1. A to dopiero niespodzianka - ponownie palety Sleek :)


2. Pędzelki do makijażu oczu Maestro.
Jeden z moich największych zachwytów tego roku. Uwielbiam te pędzelki, dzięki nim jestem w stanie wykonać precyzyjny makijaż oka, zwłaszcza z użyciem wspomnianych paletek ;) Posiadam jeszcze kilka pędzelków z innych firm, ale te są zdecydowanymi faworytami. Myślę, że niedługo pokuszę się o recenzje. Marzy mi się również rozbudowanie kolekcji pędzli do twarzy o kolejne pędzle Maestro.






3. Essence - Fix & Matte.
Recenzja tutaj.



4. Róż Sleek - Pixie Pink.
Jak wyżej - przede wszystkim za trwałość i pigmentację.




5. Lakiery Golden Rose z serii proteinowej.
Za jakość, trwałość, łatwość aplikacji i przeogromny wybór kolorów.




***

TAG Nr.3 - Ready for Christmas i wishlist prezentów.

Ulubiony świąteczny film: 
Love Actually, 
odkąd zobaczyłam ten film po raz pierwszy, oglądam go co roku

Ulubiony świąteczny kolor: 
Czerwony.

Ubierasz się odświętnie czy spędzasz święta w piżamie? 
Zawsze ubieramy się odświętnie.

Jeśli w tym roku mógłbyś/mogłabyś dać prezent jednej osobie to kto by to był?
Chyba mój M.

Otwierasz prezenty w Wigilię czy świąteczny poranek? 
Od zawsze w Wigilię po kolacji.

Czy kiedykolwiek zbudowałeś/zbudowałaś dom z piernika? 
Nigdy.

Co lubisz robić podczas przerwy świątecznej? 
Leniuchować i objadać się czerwonym barszczykiem.

Jakieś świąteczne życzenia? 
Prezentowe będę poniżej, a co do tych materialnych, 
to mam nadzieję, że za kilka lat się spełnią.

Ulubiony bożonarodzeniowy zapach? 
Barszcz czerwony z jabłkiem :D

Ulubione świąteczne jedzenie: 
Barszcz czerwony z uszkami - potrafię zjeść kilka porcji tylko w Wigilię :D

WISHLIST:

bransoletka Lilou, ale ten wzór może być tylko od jednej osoby :)

źródło: http://i2.pinger.pl/pgr452/ea5b9d3f001cf2fc4e31e522/nieskonczonosc.jpg

i książki...

Eryka Sokólska - Sekrety Makijażu
źródło: sekretymakijazu.pl
oraz Bobbi Brown - Perfekcyjny Makijaż
źródło: galaktyka.pl
Ufff... to by było na tyle ;)

Wiem, że te tagi pojawiły się już na wielu, wielu blogach, więc taguję wszystkie dziewczyny, które mają ochotę zaprezentować któryś z tych tagów na swoich blogach oraz:


K.
Czytaj dalej

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Nowa porcja rozdań/konkursów + quick news

Moje drogie,

dzisiaj szybka informacja o kilku rozdaniach i konkursach - ostatnia szansa na wygraną w tym roku! Do tego na końcu posta znajdziecie informację, o tym, jak możecie zrobić zakupy w Drogerii Hebe płacąc 10zł mniej!

Zaczynamy! ;)

***

Pierwsze rozdanie, to rozdanie u Only Sweet Pink, którego sponsorem jest sklep internetowy cocololita.pl , zasady są dziecinnie proste, a do zdobycia jest wybrana paletka Sleek! :)

Rozdanie trwa do 1 stycznia 2012 roku.

Więcej na: http://onlysweetpink.blogspot.com/2011/12/rozdanie-cocolitapl-sleek.html

***


Zachęcam Was również do wzięcia udziału w konkursie urodzinowym na blogu One Little Smile. Do zdobycia jest jeden z czterech fantastycznych zestawów kosmetycznych! M.in. lakiery Orly lub kosmetyki do makijażu marki Virtual.

Konkurs trwa do 3 stycznia 2012 roku.

Więcej na: http://za-wysoko.blogspot.com/2011/12/urodzinowy-konkurs.html

***

I jeszcze jedno interesujące rozdanie na blogu From woman to woman, w którym do zdobycia są kosmetyki Yves Rocher, które są ulubionymi kosmetyki autorki bloga.

Rozdanie trwa do 28 grudnia 2011 roku.

Więcej na: http://kittiesreviews.blogspot.com/2011/12/giveaway-swiateczny.html

***
Ponadto mam dla Was dobrą wiadomość, jeżeli planujecie zrobić zakupy w Drogerii Hebe. Jeżeli polubicie facebookowy profil Hebe, to za pomocą specjalnej aplikacji, umieszczonej na fanpage'u tej drogerii, możecie ściągnąć bon rabatowy, który upoważnia Was do zniżki w wysokości 10zł. Wszystko, co musicie zrobić, to polubić fanpage Hebe, ściągnąć i wydrukować bon, iść do Hebe, wybrać kosmetyki, akcesoria lub cokolwiek Wam się spodoba na kwotę min. 20zł i oddać w kasie bon - nic prostszego! :)

Promocja ważna tylko w grudniu. Ponadto bon ważny jest przez pięć dni od daty jego wygenerowania.


Ponadto na fanpage'u Hebe macie możliwość wygrania świątecznych zestawów, więc polecam zajrzeć! :)


K.
Czytaj dalej

piątek, 16 grudnia 2011

Crystal Essence Pomergranate - dezodorant w kulce o zapachu granatu

Dzisiaj przygotowałam dla Was recenzję kulkowego dezodorantu Crystal. Jest to dezodorant mineralny, którego skład opiera się na roztwórze soli wulkanicznej (ałun). W dodatku nie zawiera on parabenów ani soli aluminium, co do których częściej lub rzadziej pojawiają się podejrzenia o działanie rakotwórcze. Crystal z założenia jest więc naturalnym, przyjaznym dla naszej skóry, dezodorantem. 

Ciekawa jestem również wersji w krysztale, więc jeśli któraś z Was go używała, to dajcie znać w komentarzu, co o nim myślicie...

Crystal Essence Pomergranate
Producent zapowiada, że produkt:
"Neutralizuje bakterie powodujące przykry zapach. W 100% naturalny, hipoalergiczny, działa kojąco, nie zawiera parabenów i soli aluminium. Nie klei się, nie brudzi ubrań, natychmiast schnie. Zawiera roztwór soli wulkanicznej - AŁUN."

DZIAŁANIE: Bardzo go polubiłam i myślę, że będę do niego wracać, ponieważ, ze względu na jego naturalny skład, mam poczucie, że robię coś dobrego dla swojej skóry i organizmu. Jednak uważam, że nie jest to dezodorant dla wszystkich. Na pewno nie sprawdzi się u osób, które mają problemu z nieco ponad przeciętną potliwością - celowo nie używam słowa "nadpotliwość", ponieważ to jest już inna bajka.

U mnie sprawdza się bardzo dobrze na co dzień, kiedy nie mam szczególnie aktywnego dnia. Problemy zaczynają się, jeśli nastąpi zmiana temperatury, np. ubierzemy się zbyt ciepło w stosunku do pogody za oknem lub próbujemy go użyć w trakcie upałów... Jest to bardzo przyzwoity dezodorant, ale raczej na chłodniejsze dni, czy pory roku, jak jesień, czy zima. Na 100% natomiast nie sprawdzi się w trakcie upałów w mieście!

Niestety działanie, jak widać, jest bardzo wybiórcze, dlatego warto zastanowić się przed zakupem, czy potrzebujemy silniejszej ochrony, czy wystarczy nam średnia. Bo tak chyba można określić stopień, w jakim Crystal chroni przed potem i przykrym zapachem - średni, z tendencją do słabego.

Jeśli chodzi o obietnice producenta, to na plus na pewno należałoby zaliczyć, że owszem, Crystal nie klei się i dosyć szybko schnie. Z brudzeniem ubrań bywa różnie, nie brudzi ich w ciągu noszenia, natomiast zdarza mu się lekko "ubielić" czarne bluzki w trakcie ich zakładania.

KONSYSTENCJA: Crystal ma konsystencję taką, jak każdy inny płynny dezodorant, czy antyperspirant. Lekko żelowy, półprzezroczysty płyn.

ZAPACH: Dezodorant ma baaardzo przyjemny zapach granatu. Jest on bardzo delikatny i w mojej opinii nie utrzymuje się na skórze zbyt długo.

WYDAJNOŚĆ: Ja generalnie dosyć wolno zużywam wszelkie dezodoranty/antyperspiranty w kulkach, więc dla mnie jest on wydajny. Mam go od września i nadal zostało mi jeszcze około 1/4 pojemności.

OPAKOWANIE: Crystal ma bardzo estetyczne opakowanie, mlecznobiała półprzezroczysta buteleczka z czerwoną zakrętką. Dzięki temu, że jest on półprzezroczysty widać, ile produktu jeszcze zostało. Buteleczka mieści 66ml dezodorantu. Kulka nie zacina się, ani nie przykleja do opakowania, więc użytkowanie nie sprawia żadnych problemów.

CENA: Koszt tego produktu to około 15zł, natomiast w Rossmanie zdarzają się na niego promocje. Myślę, że cena jest dosyć przyzwoita jak na produkt naturalny.

DOSTĘPNOŚĆ: stacjonarnie na pewno Rossman, zdarza się również w sklepach internetowych oferujących naturalne kosmetyki

Podsumowując:
+ przyjazny, naturalny skład
+ wygodne, ładne opakowanie
+ cena
+ zapach

- wybiórcze działanie

Polecam, jeżeli jesteście zwolenniczkami naturalnych składów i/lub jeśli nie macie problemów z poceniem się. Nie polecam osobom, które potrzebują silniejszej ochrony.

SKŁAD:
PURIFIED WATER (AQUA), NATURAL MINERAL SALTS (ALUM), CELLULOSE, NATURAL FRAGRANCE MADE WITH POMERGRANATE ESSENTIAL OILS AND EXTRACTS.

Używałyście go już? Jakie macie zdanie na jego temat? A może używałyście wersji w krysztale?


K.
Czytaj dalej

czwartek, 15 grudnia 2011

Essence - Fix & Matte - transparentny puder sypki

Witajcie,

dzisiaj przychodzę do Was z recenzją pudru sypkiego Fix & Matte z Essence, który kupiłam nieco przez przypadek, ale okazał się bardzo dobrym wyborem!

Essence Fix & Matte.

Oto co o produkcie mówi nam producent:
"Ujednolica i matuje cerę! Transparentny, sypki puder nałożony na podkład matuje skórę i ujednolica makijaż. Poręczne opakowanie zawiera malutkie otwory dozujące odpowiednią ilość pudru. Bez efektu świecenia przez cały dzień. Dopasowuje się do każdego odcienia skóry."


A oto moje spostrzeżenia na ten temat... :)

DZIAŁANIE: Puder ten naprawdę matowi skórę na długi czas, o czym przekonałam się od razu przy pierwszym zastosowaniu. Przetestowałam go w dosyć hardcorowych warunkach, ponieważ zastosowałam go w makijażu imprezowym - czyli a) miałam go na twarzy przez pół nocy i b) było tam masakrycznie gorąco! Przez całą imprezę moja buzia nie zaświeciła się ani na moment, za każdą wizytą w toalecie sprawdzałam stan mojego makijażu i za każdym razem okazywało się, że nic poza szminką nie wymaga poprawek, co dla mnie jest dosyć niespotykane, ponieważ dotąd zawsze musiałam dokonywać chociaż drobnych poprawek, zwłaszcza na czole... Zatem w warunkach imprezowych sprawdził się znakomicie. Co najdziwniejsze, bywa, że przy zastosowaniu go w makijażu dziennym bywa kapryśny i czasem wymaga poprawek, tak jak każdy inny puder sypki jaki dotąd stosowałam, na szczęście są to sporadyczne sytuacje, przypuszczalnie w jakiś sposób zależne od stanu cery czy warunków zewnętrznych... Dla mnie i tak najważniejszym jest, że dotąd sprawdził się w 95% sytuacji! Mało tego - dla mnie jak na razie sprawdza się dużo lepiej niż puder bambusowy z Biochemii Urody, który mam w domu i od jakiegoś tygodnia próbuję się z nim jakoś zakolegować i nie idzie mi to tak sprawnie, jak z Essence (BU mam w domu, Essence u mojego M.).

Puder ma biały kolor, który dostosowuje się do każdego koloru skóry, jednak jeżeli któraś z Was ma ciemniejszą karnację powinna mocno uważać przy aplikacji ponieważ ma on tendencję do bielenia skóry. Jednak nakładany w niewielkiej ilości bardzo ładnie się wchłania już w chwilę po nałożeniu. Ponadto przy aplikacji puder odrobinę pyli i osadza się na ubraniach, na szczęście nie jest trudno się z niego oczyścić.

Jedyne co mi w nim czasem przeszkadza, to fakt, że jest wyczuwalny na twarzy, tzn. dotykając umalowaną buzię wyczuwam, poza wygładzeniem, swego rodzaju pudrową warstewkę, która zostaje na palcach po dotknięciu, jednak nie jest to tak istotna "wada", która wpływałaby na jego jakość i działanie.

Moja cera bardzo dobrze na niego reaguje, nie wystąpiły na niej żadne podrażnienia, ani wysyp nieprzyjaciół. :)

KONSYSTENCJA: Puder jest bardzo, bardzo drobno zmielony.

ZAPACH: Dla mnie ma on bardzo neutralny zapach i tyle.

WYDAJNOŚĆ: Moim zdaniem Essence Fix & Matte jest po prostu nie do zdarcia! Używam go kilka razy w tygodniu od dwóch miesięcy i ledwo widać jakiekolwiek zużycie - myślę, że jeszcze długo będzie gościć w mojej kosmetyczce!

OPAKOWANIE: Puder zamknięty jest w estetycznym plastikowym opakowaniu ze srebrną nakrętką. Moim zdaniem wygląda bardzo ładnie. Wadą tego opakowania są niestety zbyt duże dziurki, przez które wysypuje się za dużo pudru, co wpływa poniekąd na jego wydajność.

CENA: Nie pamiętam dokładnej ceny, ale kosztował ok. 15zł - moim zdaniem, bardzo przyzwoita cena, za bardzo dobry produkt.

DOSTĘPNOŚĆ: Drogerie Natura, Drogerie Jasmin, Douglas, Super-Pharm, które mają szafy Essence.

Podsumowując:
+ działanie
+ cena
+ wydajność

+/- opakowanie - ładne, ale wysypuje się z niego za dużo pudru

- bieli skórę, jeśli nałoży się go nieuważnie

Uważam, że warto przetestować ten puder. U mnie sprawdza się bardzo dobrze i na pewno sprawię sobie kolejny, kiedy ten mi się skończy, a trochę to potrwa... ;)

K.


P.S. Niestety nie znalazłam informacji o składzie, a na opakowaniu nie ma takiej informacji.
Czytaj dalej
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Blog template designed by SandDBlast