poniedziałek, 18 lutego 2013

Niekosmetycznie: Rocket Festiwal - 16.02.2013

Cześć Dziewczyny!

Te z Was, które śledzą mój fanpage na Facebook'u prawdopodobnie wiedzą, że w sobotę miałam okazję uczestniczyć w rockowym (mini)festiwalu - Rocket Festiwal, który odbywał się na warszawskim Torwarze. Dzisiaj chciałabym się podzielić z Wami wrażeniami na temat koncertów najważniejszych gwiazd tego eventu, czyli happysad, Luxtorpedy, Hey oraz Comy.

O festiwalu.
Rocket Festiwal, to nowy projekt, który - przynajmniej w tej edycji - zakładał zebranie na jednej scenie kilku najbardziej interesujących zespołów rockowych i okołorockowych, pojawiających się obecnie na polskiej scenie. W tym roku postawiono aż na 7 zespołów. Poza wspomnianą wyżej czwórką pojawili się również Chemia, Rust i Łąki Łan. Tych trzech wykonawców pominęłam z pełną premedytacją, choć może powinnam żałować, bo obiło mi się o uszy, że wcale nie odstawali od całej reszty (w szczególności Łąki Łan, jak można sądzić po komentarzach na fb). :)

Sam festiwal wypatrzyłam nieco przypadkiem, nie spotkałam się z żadną jego reklamą poza kilkoma plakatami przy wyjeździe z parkingu w Arkadii. Zaskoczył mnie nie tylko termin (mało takich eventów odbywa się zimą, zwykle organizatorzy obstawiają imprezy na świeżym powietrzu), ale przede wszystkim, nazwijmy to - stężenie fenomenalnych zespołów na metr kwadratowy, a cena biletów była już tylko wisienką na torcie! 80 zł nie wystarczyłoby prawdopodobnie nawet na dwie płyty CD któregokolwiek z tych zespołów, a i sami wykonawcy na trasach solowych prawdopodobnie cenią się w okolicach połowy tej kwoty, więc jakby nie było już na starcie mieli u mnie plusa! :)

Na organizację można by pomarudzić, że piwo nienajlepsze, że do połowy kubków, że skończyły się zapiekanki, a aparaty trzeba było oddawać do depozytu, czy nawet, że na Torwarze było duszno (sorry, tam zawsze jest duszno - dwukrotnie byłam tam na Placebo i wychodziłam dosłownie oblepiona tym, co aktualnie miałam na sobie...). Największym jednak zarzutem z mojej strony jest usytuowanie Comy na końcu line up'u. Nie zasłużyli, nie po tym, co pokazali...

W ramach szybkiej orientacji - każdego z tych zespołów słucham, ale nie jestem zbyt wielką fanką, w sensie kupowania płyt, czy chodzenia na koncerty (chyba, że przy okazji, ale i to nie zawsze wychodzi - Luxtorpedę odpuściłam wcześniej dwukrotnie - na Sonisphere i Ursynaliach - o ja głupia!), tutaj posiłkuję się raczej Eską Rock, Rebel.TV, a przede wszystkim YouTube. Znam mniej lub więcej kawałków, ale daje mi to jako taki pogląd na rodzaj muzyki, którą te zespoły grają. A przynajmniej tak mi się wydawało...

happysad / fot.Karotka
Happysad.
Bardzo pozytywny występ! Świetnie się bawiłam przy ich muzyce, znałam mniej więcej połowę kawałków, a te których nie znałam i tak wpadały w ucho i sprawiały, że nóżka sama chodziła. Stworzyli bardzo dobry klimat i zwyczajnie przyjemnie było i popatrzeć i posłuchać. Może tylko zabrakło mi Made in China, ale Taką Wodą Być, skutecznie przyćmiło mi ten brak. Nie bardzo tylko rozumiem diss, że Warszawa jest stolicą country... :P

Luxtorpeda / fot. Karotka
Luxtorpeda.
O nich mogłabym pisać i pisać, ale jeśli podoba Wam się choć jeden ich kawałek, to po prostu idźcie na ich koncert! Chłopaki dają czadu jak mało kto i dla mnie był to najlepszy koncert tego wieczoru. Jak wcześniej lubiłam Luxtorpedę, tak teraz oficjalnie stwierdzam, że Luxtorpedą się jaram! :) Genialnym posunięciem było otwarcie koncertu jednym z ich najbardziej znanych kawałków - Hymnem. Po tym jak już cały Torwar chóralnie wyśpiewał, że Wiara Siła Męstwo, to nasze zwycięstwo, mogli zagrać cokolwiek. Mogli zagrać byle jak, ale zagrali najlepiej, jak potrafią, zagrali absolutnie genialnie. Jakość, charyzma, brzmienie - wszystko najwyższych lotów. Każdy jeden kawałek wpadał w ucho, a po wysłuchaniu pierwszego refrenu, nawet osoba nie znająca wszystkich kawałków śpiewała razem z Hansem i Litzą. Gdzieś w środku koncertu pojawiły się też Wilki Dwa, a na sam koniec poczęstowano nas Autystycznym.

Bardzo mi się podobało to, że Litza i Hans zapowiadali niemal każdy kawałek z tytułu i wyjaśniając w dwóch słowach o czym on jest. Często zdarzało się też, że Litza intonował refren danego kawałka, dzięki czemu szybko można było podłapać co śpiewać ;) Tym koncertem panowie zachęcili mnie do bliższej i głębszej znajomości z ich pozostałymi utworami i zwróceniem jeszcze mocniej uwagi na ich teksty, bo widać, jak one są ważne dla autora. Z pewnością pójdę na kolejny ich koncert i cieszę się, że szykuję powoli nową płytę!

Moim skromnym zdaniem miarą artysty jest to, jak gra na żywo. A Luxtorpeda na żywo grała tak samo doskonale, jak na płycie. A może i lepiej! Połączenie rozdartego do bólu Litzy (serio do bólu, mi to już głosu brakowało, żeby mu dorównać!) i rapującego Hansa, to dla mnie totalny majstersztyk.

Hey / fot. Karotka
Hey.
Największy zarzut, jak słyszałam, to to, że zbyt mocno promowali swój nowy album, ale mi to akurat nie przeszkadzało. Nawet ja, jako osoba, która nową płytę przesłuchała w całości raz, byłam ustatysfakcjonowana doborem repertuaru. Owszem nie był to może występ idealny, czasami odrobinę trącało nudą, ale i tak słuchało się przyjemnie i jak tylko przez głowę przebiegła mi myśl, że może już za dużo tych nowości, od razu pojawiało się coś, co większość bardzo dobrze znała. Pojawiły się więc nie tylko Do Rycerzy, Do Szlachty, Do Mieszczan, ale i Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!, Muka, Umieraj Stąd, czy Teksański. Przyznam, że po cichu liczyłam na trochę więcej, ale sam klimat koncertu był bardzo fajny, niestety dźwiękowcy przekombinowali i momentami Kaśka była zwyczajnie zagłuszana przez instrumenty, co znacznie utrudniało odbiór. Mimo to, jestem całkiem zadowolona.

Coma / fot. Karotka
Coma.
Lubię Comę. I może na tym powinnam zakończyć, żeby nie poleciały bluzgi (jak w sobotę...). Dajmy na to, że dyplomatycznie określę ten koncert największą porażką tego festiwalu. TRA-GE-DIA! Jestem koszmarnie zawiedziona i czuję się zwyczajnie oszukana.

TO COŚ, nie miało prawa zaistnieć jako koncert festiwalowy, na którym oczywistym jest, że mamy do czynienia z wymieszaną publicznością. To nie są tylko fani, którzy kupują płyty i chodzą na koncerty. To są również ludzie, którzy znają Comę przykładowo z radia, a na koncert trafili przy okazji festiwalu i chęci zobaczenia kilku zespołów, trzeba więc wziąć pod uwagę oczekiwania takiej zbieraniny ludzi. A oczekiwania są takie, żeby usłyszeć kawałki, dzięki którym Comę w ogóle kojarzą. A tych mało nie jest, w końcu każdy, kto choć trochę zna się na polskiej muzyce rockowej kojarzy Spadam, Leszka Żukowskiej, Los Cebula i Krokodyle Łzy, Na Pół, czy Feel The Music's Over... No właśnie, żadnego z tych kawałków nie zagrali. Mało tego, nie zagrali żadnego kawałka, który bym znała. A nawet jeśli znałam, to bełkot Roguckiego, w połączeniu z koszmarnym nagłośnieniem (po stokroć gorszym, niż na Hey), powodował, że wszystkie kawałki zlewały się w jeden wielki jazgot i nie ogarniałam nawet tego, czy Roguc śpiewa po polsku, czy po angielsku...

Ach, no tak! Jazgot, bo Coma, którą znacie z radia, to zupełnie inna Coma. Coma koncertowa, którą zobaczyłam, to zespół, który zachowuje się jakbym gardził swoim dorobkiem, który przyniósł im medialną popularność i gra tylko i wyłącznie ciężkie i mocne utwory, których w radiu nie uświadczycie. Tym mocniej jestem zawiedziona, bo znając jako tako singlową Comę spodziewałam się czegoś zupełnie innego (a na Cebulę nastawiałam się jak głupia!)... I nie zrozumcie mnie źle - lubię ciężkie granie (w tym roku po raz trzeci trafię na Slayera :D) i bywam na koncertach zespołów, których twórczości nie znam, bądź prawie nie znam, ale wtedy z pełną świadomością liczę się z tym, że co będzie, to będzie.

Może i to ciężkie granie miałoby szansę mi się spodobać, gdyby było lepiej nagłośnione (nie głośniej, wyraźniej panowie, wyraźniej!) i byłoby przeplatane czymś, co znam. Wtedy miałabym szansę rozróżnić kolejne utwory, może wyłapać coś dla siebie, ale najwyraźniej Coma komercyjna, to coś, czego panowie się wstydzą. Pomijając masakryczną oprawę (koszmarny dźwięk i męczące oświetlenie), ten koncert mógłby się wydarzyć na koncercie klubowym dla prawdziwych fanów, którzy tę twórczość świetnie znają. Ale na festiwalu wybór takiego repertuaru był porażką, bo zamiast zachęcić, tylko zniechęcił do pogłębiania znajomości z ich twórczością, czego wyrazem były opustoszałe trybuny i płyta. Im bliżej końca koncertu, tym więcej ludzi machało ręką i opuszczało Torwar. Myślę, że to najlepszy komentarz.

Moje rozżalenie potęguje jeszcze mocniej fakt, że kolejnego dnia, czyli w niedzielę, zespół grał koncert, na którym Los Cebula... i Spadam oczywiście się pojawiły...

***

Rozpisałam się o największym zawodzie, więc czuję, że jeszcze raz muszę zaznaczyć, że z samego festiwalu jako całości jestem bardzo zadowolona i będę go miło wspominać. Na pewno jeszcze raz wybiorę się na happysad i Luxtorpedę, bo te zespoły zdecydowanie potrafiły sprzedać to, co grają i zainteresować sobą w jeszcze większym stopniu, niż dotychczas. Hey, to Hey. To klasyk i Hey'a się po prostu zna, czego by nie grali. A na Comę jestem zwyczajnie obrażona i mam w czterech literach ich płyty i koncerty, nawet pomimo głosów, że ten występ był wypadkiem przy pracy, na kolejny ich koncert prędko się nie wybiorę. Chyba, że za darmo (w sensie Juwenaliów)...

Za Rocket Festiwal trzymam kciuki i chętnie wybiorę się również na kolejną edycję tej imprezy, a póki co, sezon koncertowy uważam za otwarty! Kolejne w planach są koncerty Pezeta (i naszego dalszego znajomego Zaginionego, który będzie go supportować) oraz Impact Festival (Rammstein, Slayer, Korn, 30STM). Na te koncerty już mam bilety, więc teraz wszystkie siły skupiam na tym, żeby wypalił również wyjazd na Open'Era, który w tym roku znów postawił na line up godny jednego z najlepszych europejskich festiwali. Zrobię wszystko, żeby być na Kings of Leon, ale jeśli przy okazji uda się zahaczyć o Editorsów, to będę wyjątkowo uradowana! Tylko nie wiem, czy po tym wszystkim zostaną mi jeszcze środki na Ursynalia i Orange... Może powinnam się modlić, żeby nie ogłosili już żadnych wykonawców, których chciałabym zobaczyć tak mocno, że wolałabym jeść suchy chleb, niż nie kupić biletów... ;))

Uff! Długa ta notka, ale objawy prywaty są czasem dobre dla blogów, a nic innego nie przybliży Wam tak bardzo mojej osoby, jak moja muzyka. Tym bardziej, że moim -swego rodzaju - mottem jest life should have a soundtrack ;)

Pozdrawiam wszystkich wytrwałych, którzy przez to przebrnęli! :D
K.

P.S. Jeśli nie znacie Hymnu, to nadrabiajcie! :)



31 komentarzy:

  1. Ja słyszałam o tym kilka razy, ale za dalko mam do Warszawy;) Byłam na koncercie na torwarze w październiku i osobiście mi się podobało, mała fajna sala:) Ale co do ceny to hmmm, w czerwcu na OWF za bilet płaciłam 90zł... a zobaczyłam między innymi LP i Garbage. Na happysad byłam trzy raz, koncerty dają świetne! Coma również. Na HEY byłam dwa razy, ale mimo wielkiej sympatii wyszłam zawiedziona, gdyż się Pani Katarzyna nie wysiliła:( W tym roku Bon Jovi czeka, na pewno też Roger Waters(bilety już są). Ale że w lipcu biorę ślub, to pewnie na tym się skończy. Jest jeszcze mała nadzieja na OWF, ale zobaczę:) Pozdrawiam i życzę kolejnych udanych koncertów;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Orange, to Orange. Cena (była, bo coraz bardziej się cenią ;)) bardzo atrakcyjna, ale nie ma co wymagać, żeby za 7 wykonawców (nawet tych polskich ;)) płacić 30zł, więc dla mnie cena była jak najbardziej ok :)

      Hey trochę zgubiło pazur i zrobili się tacy do słuchania i bujania. Ma to swój urok, ale zależy na co kto liczy. Na początku byłam trochę zdziwiona, że tak na spokojnie, ale Coma przyćmiła to wrażenie na amen :P

      Usuń
  2. Luxtorpeda to prawdziwy pocisk! Zazdroszczę Ci, że miałaś okazję być na ich koncercie! Hey natomiast to moja wielka miłość, na ich koncertach pojawiałam się nie raz - jedynie nieśmiertelnego "Texańskiego" zdzierżyć nie mogę ;) A widzę, że i u Ciebie go zagrali ;)

    Co do tej "drugiej połowy" - Happysad nigdy jakoś ani mnie nie grzał, ani ziębił. Comę natomiast polubiłam właśnie po koncercie, na którym praktycznie przez przypadek było mi dane się pojawić. I tamten koncert zupełnie różnił się od opisywanego przez Ciebie - całe szczęście :P Ale nie szaleję jakoś za Roguckim. Te ich teksty na ostatniej płycie są moim zdaniem jakieś poronione :P

    Sprawiłaś mi dużą frajdę tym postem :) Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha a ja Teksańskiego lubię, więc akurat mnie to ucieszyło :)

      Happysad lubię - nie jaram się nimi, ale lubię, więc ich koncert sprawił mi sporą przyjemność. Co do Comy, podobno to wypadek przy pracy, ale nie mam ochoty zbyt szybko weryfikować tej teorii. Skoro na ten repertuar mieli wpływ (bo podobno normalnie losują), to mogli go chociaż dopasować do sytuacji. Podobny zarzut słyszałam w stosunku do Hey, ale u nich mnie to tak nie raziło, bo jednak pojawiły się różne kawałki, w mniejszości, ale dobrze wymieszane z nowymi :)

      Cieszę się, że miło Ci się czytało tę moją rozemocjonowaną produkcję! :D

      Usuń
    2. Być może właśnie tak było, podoba mi się to określenie: "wypadek przy pracy" :)

      Ja zawsze jestem mega podjarana jak znajdę jakieś muzyczne notki na blogach, a jeśli jeszcze trafiają w moje gusta, to jestem wniebowzięta ;)

      Usuń
    3. No to może powinnam częściej uskuteczniać prywatę :) Pytanie tylko czy ktoś w ogóle chciałby to czytać ;)

      Usuń
  3. Ja uwielbiam COMĘ..w listopadzie byłam na biletowanym koncercie w Toronto i powiem Ci szczerze, że też trochę zawiedziona wyszłam.. Czekałam na swoje ukochane kawałki, ale palylista ustalan była w trakcie koncertu za pomocą koła fortuny ;) w sumie pomysł fajny.. a tutaj myślę, że próbowali się pokazać z mocniejszej strony, dopasować się do festiwalu? No nie wiem.. ale coraz więcej osób nieciekawie wypowiada się o ich koncertach.. ciekawe jak będzie dalej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie coś mi się obiło o uszy z tym losowaniem, ale tutaj tego nie było, więc mieli 100% wpływu na to, co zagrają. Najwyraźniej nie zależało im na nowych fanach. Może tak, może chcieli pokazać się mocniej i bardziej, ale ten repertuar i fatalne nagłośnienie wyrządziło im naprawdę dużo szkody. Dużo osób zwyczajnie wyszło, zmęczone tym jazgotem i bełkotem, bo naprawdę niewiele można było z tego rozróżnić :(

      Ciekawe, ciekawe... Tym bardziej, że 99% opinii po tym koncercie jest raczej niezbyt optymistyczna. Może wybiorę się na nich, jak będą grać na jakiś juwenaliach, bo w innej sytuacji nie mam ochoty płacić za te męczarnie po raz drugi. Gdyby płaciła tylko za Comę, byłabym koszmarnie zła! ;)

      Usuń
  4. Ja jakoś nigdy nie słuchałam tych zespołów, więc nie mogę się o nich wypowiedzieć. Wiem tylko, że jedni szaleją za happysad, czy Comą, a inni nazywają ich płaczliwymi...

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda że nie wiedziałam wcześniej, bo pewnie byśmy się tam spotkały ;)
    Masz rację, że prawdziwego muzyka poznasz po jego koncercie. Takich cenię najbardziej, co mają niezłego powera i śpiewają jak z płyty :) Też bym się zawiodła Comą i jeszcze Hey, Kaśka dawała kiedyś nieźle czadu. Posłucham sobie Luxtorpedy chyba ambitniej ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałaś o festiwalu? Szkoda! Chętnie bym Cię w końcu poznała i to w takich okolicznościach :)

      Luxtorpeda dała czadu. Zagrali naprawdę świetny koncert i zasłużyli na więcej czasu! :)

      Usuń
  6. Ja znam dwa kawałki Luxtorpedy, ale w sumie na koncert chętnie bym się wybrała, na pewno inne utwory też wpadłyby mi w ucho :)
    może na Ursynaliach się pojawią to będę miała okazję ich posłuchać na żywo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę warto! :)

      Rok temu byli, więc może i tym razem się pojawią :)

      Usuń
  7. Wygląda na to, że Coma zawalila sprawę ..nie pierwszy raz ...Luxtorpeda to prawdziwy żywioł na scenie:) dają z siebie wszystko---to się ceni:) Faktycznie Heyowcy mogli się troszkę bardziej postarać..ale i tak zazdroszczę:) uwielbiam koncerty:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pierwszy raz? Czyli to im się zdarza częściej? Masakra!

      Ja jestem pełna podziwu, że Litza może się tak drzeć, bo mi brakowało już głosu ;) Ale generalnie cała Luxtorpeda jest świetna :)

      Usuń
  8. Fajna musiała być impreza! Ja akurat za Comą nie przepadam, więc może nie zawiodłabym się bardzo. Za to na koncercie Hey byłam ostatnio z 5 czy 6 lat temu i narobiłaś mi ochoty na posłuchanie Kasi na żywo. No i Łąki Łan- najcudowniejszy koncertowo polski zespół! Pierwszy raz na ich koncert trafiłam przypadkiem na jakimś festiwalu i pokochałam ich pozytywną moc! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez te 5-6 lat mogło się trochę pozmieniać na ich koncercie, ale jak ktoś ich lubi i jest na bieżąco, to nie powinien być zawiedziony :)

      Aż żałuję, że nie widziałam ŁŁ, bo wszyscy mocno, mocno ich chwalą!

      Usuń
  9. Kurczę, ale świetna sprawa z tym festiwalem, zazdroszczę Ci! Ja wybieram się dopiero na Czyżynalia, a one są w maju. Nie wytrzymam :-P.

    OdpowiedzUsuń
  10. Widzę, że mamy podobny gust muzyczny:) Żałuję, że nie mieszkam bliżej Warszawy, bo chętnie wybrałabym się na taki minifestiwal;)

    Szkoda, że Coma zawiodła. Wielokrotnie bawiłam się na koncertach Roguca i spółki, i zawsze wracałam z nich zadowolona. Ale dopiero teraz zauważyłam, że na koncertach stawiają raczej na mniej znane kawałki. Wcześniej tego nie dostrzegałam, ponieważ na pamieć znam ich płyty. Wyjątek stanowią "Trujące rośliny", które często pojawiają się na koncertach. Bardzo lubię "Transfuzję", ten utwór jest stałym elementem repertuaru, ale z tego, co kojarzę, nigdy nie wyszedł jako singiel. Na żadnym koncercie nie doczekałam się "Woli istnienia", a szkoda, bo cenię ten kawałek.

    Happysad darzę ogromną sympatią i sentymentem. Dwa lata temu bawiłam się na Piastonaliach przy "Łydce" i "Zanim pójdę". Podobnie jak Ty wiele im wybaczę, gdy zagrają "Taką wodą być". Poza tym świetnie się bawię przy "Ostatnim bloku w mieście" i "Damy radę":)

    Cieszę się, że Hey postawił też na stare kawałki tj. "Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy", "Teksańskiego" i "Mukę". Nie pogardziłabym "Zazdrością".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście na polskie zespoły nie trzeba polować aż tak, jak na te zagraniczne :) Prędzej czy później takie festiwale w takim czy innym składzie zaczną się pojawiać w innych miastach :)

      Być może zawiniła tu moja nieznajomość ich twórczości, ale naprawdę nie znam tylko i wyłączenie jednej ich piosenki, więc liczyłam na to, że usłyszę coś znajomego, a przede wszystkim na to, że to wszystko nie będzie się aż tak różnić od mojego wyobrażenia o tym, co grają ;)

      Happysad są megaoptymistyczni i tylko trzeba dać się porwać, a ich muzyka zrobi swoje :) "Taką Wodą Być" bardzo lubię i szczerze się cieszę, że nie zabrakło tego kawałka. Ogromny plus! Niestety "Damy Radę" pominęli, ale wierzę, że tylko dlatego, że obcięto im (i każdemu) czas o jakieś 10 minut, ze względu na opóźnienie...

      Mnie najbardziej ucieszyło właśnie "Umieraj Stąd" i "Teksański". Po cichu liczyłam jeszcze na "4 Pory", ale na szczęście nie nastawiałam się zbyt mocno ;)

      Usuń
    2. Ja z niecierpliwością czekam na Piastonalia:) Organizatorzy dbają o to, aby repertuar był zróżnicowany. Są dni rockowe, klubowe itp. W zeszłym roku świetnie bawiłam się na Irze, wrocławskim Hurcie, Skangurze i Cool Kids of Death:) Dwa lata temu gościliśmy Happysad, Strachy na Lachy, Brodkę. Regularnie odwiedzam stronę, na której aktualizują plan tegorocznej imprezy;)

      Moim zdaniem każdy zespół powinien przeplatać mniej znane kawałki ze swoimi największymi hitami. Szkoda, że Coma o tym zapomniała, bo na festiwalu pojawiają się również osoby, które nie znają twórczości grupy. Rozumiem, że podczas trasy koncertowej promującej nowy album stawiają na nieznane kawałki, ale festiwal rządzi się swoimi prawami.

      Happysad z pewnością zagrałby jeszcze parę hitów, gdyby organizatorzy na to pozwolili. Pamiętam, że na Piastonaliach nie oszczędzali gardeł i strun;)

      Lubię Hey, ale za każdym razem, gdy wybieram się na ich koncert, nie wiem, co na nim usłyszę;) Grupa lubi stawiać na mniej popularne kawałki, ale dla mnie nie stanowi to większej przeszkody;)

      Przy okazji muszę pochwalić Anję Orthodox, ponieważ jestem pod wrażeniem koncertów Closterkellera. Gdy promowali album "Bordeaux", to zagrali wszystkie kawałki z albumu. Potem zrobili krótką przerwę i pojawili się ze starym repertuarem. Można było usłyszeć "Władzę", "Nocarza". "Dwie połowy":) Zespół kilkukrotnie bisował:)

      Usuń
    3. To u nas podobnym właściwie już festiwalem są Ursynalia. Z przyjemnością obserwuję jak zwykłe Juwenalia przekształciły się w imprezę na tak wysokim poziomie z tak znanymi gwiazdami :)

      Dokładnie - festiwal rządzi się swoimi prawami i każdy artysta, który szanuje publiczność, powinien o tym pamiętać. Nawet jeśli chodzi o promowanie ostatniej płyty, to trzeba dobrze skalkulować, czy nie opłaci im się jednak wyśrodkowanie repertuaru, po to, żeby zdobyć i zachęcić szerszą publiczność :)

      Co do Hey, ja od dwóch dni jaram się ich koncertem Unplugged. Wcześniej słyszałam ze dwa ich kawałki w tym wykonaniu, a teraz każdy jeden doceniam i słucham i oglądam w kółko od nowa :)

      Super! Takich koncertów chcemy! :))

      Usuń
  11. Happysad kojarzy mi się z czasami liceum/początkiem studiów - jakoś tak :) mam ogromny sentyment!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również wtedy zaczęłam ich słuchać :) Dokładnie w drugiej klasie liceum, jeśli dobrze pamiętam :)

      Usuń
  12. Na Happysad byłam jeszcze jako nastolatka, chyba pierwsza liceum. Sam koncert był super, ale załapałam się ledwie na dwie piosenki, bo występ był spóźniony około 3 godziny i nadeszła moja godzina policyjna i powrót do domu :(
    Zaś koncert Hey, to było moje mega rozczarowanie. Jedyny plus, że widziałam Kaśkę jak dwa razy koło mnie przechodziła ;) A zawód z podobnych do opisywanych przez Ciebie powodów - po pierwsze nagłośnienie. Obwiniałam za to lokal, ale widzę, że to może być kwestia ich dźwiękowca. Jeden wielki huk, wokal ledwo słyszalny. Grali również nowe piosenki, co gorsza z 1/3 piosenek to były jakieś nie znane mi utwory po angielsku (nie lubię jak polskie zespoły nie śpiewają po polsku), do tego ze starszych kawałków był dosłownie tylko Teksański, którego nie znoszę i jeszcze chyba jeden czy dwa kawałki, dosłownie. Poza tym za dużo osób w za małym klubie, ale to już wina organizatorów. Za to mój partner prócz tego koncertu był jeszcze na festiwalu w Węgorzewie i był zaskoczony rozbieżnością, bo tam występ był ponoć super mega fajny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i zapomniałam, czy Kaśka też co kawałek znajdowała milion powodów za które powinna nas wszystkich przeprosić? ;) I podziękować dwa razy tyle? ;)

      Usuń
    2. Ja też znam ich od liceum, więc mam duży sentyment. A teraz na ich koncercie pod sceną bawiło się kolejne pokolenie licealistów, a ja się poczułam wręcz staro w ich towarzystwie :D

      Najgorsze jest to, że na Luxtorpedzie i Happysad nagłośnienie było świetne, a już później było co raz gorzej. Na Hey kiepsko, na Comie tragicznie. To niestety bardzo psuje odbiór :/

      Hahaha dokładnie tak! Dziękowała co kawałek i raz na jakiś czas przepraszała za marną konferansjerkę z jej strony :D

      Usuń
  13. Luxtorpeda to dla mnie nowość, ale widzę, że bardzo ale to bardzo w moim klimacie. Happysad lubię, od czasu do czasu chętnie słucham. Hey to okres mojej szaleńczej młodości, miałam 15-lat i to był szalony czas niesamowitych koncertów i nie tylko :D Wtedy to był inny czas, inna Nosowska i Hey....aaaaa rozmarzyłam się!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz! :)

Jeśli chcesz zareklamować swój blog w komentarzu, to zanim zostawisz swój adres, przeczytaj ostatnią notatkę i wypowiedz się na jej temat nieco bardziej obszernie niż tylko "fajna notka". Jeśli sama piszesz bloga, to na pewno potrafisz wyrazić swoją opinię poprzez komentarz :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Blog template designed by SandDBlast