sobota, 11 października 2014

"Okołokolorowi" ulubieńcy letnich miesięcy

Cześć Dziewczyny!

W związku z tym, że na blogu już dawno nie było ulubieńców, pomyślałam, że warto byłoby przygotować zbiorczy post z ulubieńcami ostatnich miesięcy. Kiedy tak zebrałam wszystko, okazało się, że najwięcej ulubieńców wytypowałam wśród kolorówki. To nie tak, że nagle obraziłam się na pielęgnację, po prostu część produktów zmieniała się zbyt często, żeby zasłużyć na miano ulubieńca, część stanowi stałą gromadę od wielu miesięcy, więc nie ma sensu ich znowu powtarzać, a inne po prostu nie urzekły mnie na tyle, żeby je tu pokazywać. Co do pozostałych - na pewno przygotuję odpowiednie recenzje, dlatego dzisiaj skupmy się po prostu na kolorówce i produktach oscylujących blisko tej kategorii :)

***

Pierwszym ulubieńcem jest woda toaletowa Roses de Chloé. Odkąd ją kupiłam, używałam jej praktycznie non stop, jedynie z drobnymi przerwami na Daisy Eau So Fresh. Teraz zostało mi już dosłownie tylko kilka kropelek na dnie, co chyba najlepiej świadczy o mojej miłości do tego zapachu :) Choć początkowo wydaje się być dosyć delikatny, nawet odrobinę mydlany i zdecydowanie czuć w nim różę, to jednak na mojej skórze szybko zyskuje sporo mocy, a do głosu dochodzą cięższe nuty.Oprócz tego naprawdę długo się utrzymuje na skórze, więc liczę na dłuższy związek z kolejnymi buteleczkami :)


Powyższa trójka to aktualnie moje ulubione pędzle. Blush Brush z Real Techniques zamierzałam początkowo używać zgodnie z przeznaczeniem do różu, ale okazało się, że w tej kwestii H24 z Hakuro nadal jest moim numerem 1, któremu naprawdę mało co może zagrozić :) Za to pędzel z RT sprawił, że na nowo zaczęłam sięgać po bronzery, które odstawiłam ze względu na poranną oszczędność czasu. W końcu co jak co, ale bronzer wymaga jednak trochę uwagi podczas aplikacji. Jajo z Real Techniques pokazało mi jak bardzo byłam w błędzie. Teraz nałożenie bronzera nie zajmuje mi więcej, niż kilkanaście sekund, a do tego mam gwarancję, że produkt będzie nałożony lekką ręką :)

Super Kabuki z Lily Lolo, to pędzel, którego używam już prawie od roku i jak dla mnie jest niezastąpiony, jeśli chodzi o aplikację podkładów mineralnych. Sprawdza się zarówno z podkładami Lily Lolo, jak i Annabelle Minerals. Świetnie je rozprowadza, nie tworzy plam na skórze, no i nie zjada przy tym zbyt dużo produktu :)


Skoro już wspomniałam o bronzerze, to warto byłoby również wskazać głównego "wykonawcę" - myślę, że nie zdziwię Was, jeśli napiszę, że oczywiście jest to bardzo popularny w blogosferze bronzer Bahama Mama z TheBalm. Tuż za nim plasuje się piękny bronzer z kolekcji Jungle Fever z ArtDeco, ale ponieważ TheBalm mam nieco dłużej i w związku z tym częściej po niego sięgam, to właśnie ten produkt zdecydowałam się zaprezentować w ulubieńcach :) Co w nim jest takiego dobrego? Hmm... Wszystko! Świetna pigmentacja, piękny, odpowiednio ochłodzony odcień brązu i całkowity mat, bez żadnych drobinek.

Skoro jesteśmy przy TheBalm, to oczywiście nie mogłabym nie wspomnieć również o różu Hot Mama, który jest stałym bywalcem mojej kosmetyczki nie tylko latem, aczkolwiek latem sięgam po niego najczęściej ze względu na to, że pięknie współgra z opaloną skórą, a drobinki w nim zawarte dodatkowo przyjemnie ją rozświetlają. Kiedy jednak mam ochotę na klasyczny odcień różu, wtedy sięgam po jeden z dwóch ulubieńców Plum Pop z Clinique, który jest połączeniem różu z kropelką fioletu, lub cukierkowy róż Well Dressed z MAC, który daje efekt bardzo delikatnie, naturalnie zaróżowionych policzków.


Kolejna trójeczka, to produkty, które pozwalają mi na uporanie się z moją nieco problematyczną cerą. Kamuflaż z Alverde całkiem nieźle radzi sobie zarówno z ukrywaniem cieni pod oczami, jak i z drobnymi wypryskami. Natomiast pudry Flawless Matte z Lily Lolo oraz Stay Matte z Rimmel pomagają mi cieszyć się matową cerą przez kilka godzin. Używam ich wymiennie, ponieważ po Flawless Matte sięgam w połączeniu z podkładami mineralnymi, natomiast po Stay Matte, gdy używam klasycznych płynnych podkładów lub kremów BB czy CC.


Od prawie roku regularnie sięgam po podkłady mineralne i są one podstawą mojego makijażu. Aktualnie moim ulubieńcem w tej kwestii jest podkład matujący z Annabelle Minerals, jednak w lato często go zdradzałam z kremami CC. Po ten z Gosha sięgałam, kiedy nie byłam nie opalona, bo ma ładny, jasny kolor, odpowiedni dla bladzioszków. Nie jest mocno kryjący, ale przyjemnie rozświetla skórę i nawet ja, posiadaczka mieszanej skóry, byłam z niego mocno zadowolona. Superdefense CC z Clinique, to dla odmiany hit moich wakacji, kiedy już złapałam nieco słońca. Odcień Light Medium nie należy do najjaśniejszych, więc słusznie pomyślałam, że sprawdzi się na urlopie. Całkiem przyjemnie krył drobne niedoskonałości, wyrównywał koloryt skóry i naprawdę nieźle się utrzymywał. Gdyby jaśniejszy kolor był dla mnie odpowiedni, mogłabym nawet rozważyć zakup pełnowymiarowego produktu.


Jeśli chodzi o lakiery do paznokci, to bywam dość niestała w uczuciach. Lubię sięgać po przeróżne odcienie i rzadko sięgam po jeden non stop, ale jest jeden taki lakier, który jest moim ulubieńcem na paznokciach u stóp i jest to Jazz Funk z serii Salon Pro od Rimmel. Rzadko noszę inny kolor na stopach, nie tylko latem! :)

Usta są wprawdzie dość odległe do stóp, ale produkt gabarytowo idealnie wpasował się z Rimmelowym lakierem, więc musicie mi wybaczyć to zestawienie ;) Jajeczko z balsamem EOS, to niezmiennie mój ulubieniec w domowej pielęgnacji ust. Sięgam po niego zarówno rano, podczas wykonywania makijażu, jak i tuż przed zaśnięciem. Dla moich ust jest wystarczający i dba o ich bieżącą dobrą kondycję. Więcej na razie nie potrzebuję :)


W przypadku produktów do oczu, przez ostatnie miesiące regularnie szłam na łatwiznę i byłam koszmarnym leniem, jeśli chodzi o makijaż oczu. Genialna baza z ArtDeco załatwiała sprawę trwałości makijażu, natomiast na niej lądowały kolejno - cień Maybelline Colour Tattoo w odcieniu On & On Bronze na górnej powiece oraz szarość Muse od Sigma Beauty na dolnej powiece. Na brwiach natomiast niezmiennie Maybelline Colour Tattoo w odcieniu Permanent Taupe. I tyle! Sprawdzony zestaw bez wydziwiania ;)


Żeby nie było tak całkiem łyso, powyższe zestawienie wzbogacałam o kredkę i tusz - najchętniej brąz z Avon (brązowa Glimmerstick Diamonds) lub Pierre Rene (brązowy Eye_Matic), czasami jednak ciągnęło mnie do granatu - wtedy na powiece lądowała świetna kredka Smokey Eye Liner z Gosh.

W kwestii tuszy do rzęs byłam znacznie mniej wierna, ponieważ używałam wymiennie Catchy Eyes z Gosh oraz Lash Accelerator Endless z Rimmel. Pod koniec wakacji wymieniłam je z ciekawości na High Impact Mascara z Clinique. Dwa pierwsze są moimi ulubieńcami od dłuższego czasu i w obu przypadkach to mojego drugie opakowania, jednak Clinique całkiem niespodziewanie również zyskała moją ogromną sympatię i to pomimo klasycznej szczoteczki z włosiem. Po raz kolejny przekonuję się, że ta marka ma naprawdę sporo do zaoferowania :)

Do zestawienia wkradły się również dwa produkty Essence, które fantasycznie sprawiły się na urlopie. Po niebieską maskarę sięgałam, kiedy miałam ochotę zmienić drobny akcent w makijażu oka, natomiast top coat z limitowanki Beach Cruiser z Essence sprawiał, że każdy mój ulubiony tusz stawał się wodoodporny, dzięki czemu nie musiałam tym razem kupować 350 tuszu do rzęs tylko po to, żeby móc go używać przez dwa tygodnie wakacji ;)


Na koniec największa niespodzianka zestawienia, czyli dwa świetne błyszczyki. Nie wiem co mi się stało, bo od dłuższego czasu na błyszczyki spoglądałam raczej niechętnie i od kilku lat żadnego nie kupiłam. Na jednym ze spotkań blogerskich otrzymałam jednak fioletowy błyszczyk z Gosh, który zatrzymałam ze względu na ciekawy odcień i w końcu odważyłam się go użyć. Okazało się, że pokochałam go tak bardzo, że zdecydowałam się dokupić sobie jeszcze różany błyszczyk z Pat&Rub, który również zdobył moje serce. Oba produkty przyjemnie zmiękczają usta, długo na nich trwają i choć nieco się kleją, to jednak nie są w tej kwestii na tyle upierdliwe, jak większość produktów tego typu. Muszę przyznać, że chyba na dobre przeprosiłam się z tym rodzajem kosmetyków, aczkolwiek nie przewiduję nagłego powiększenia "kolekcji". Z tymi dwoma mam się świetnie i niczego więcej mi nie trzeba :)

***

No cóż, dzisiaj uraczyłam Was sporą gromadką kolorówki, ale od maja minęło przecież mnóstwo czasu, warto więc chociaż napomknąć co przez ten czas dominowało na mojej toaletce :) Wkrótce na blogu powinni się pojawić również wrześniowi ulubieńcy, w których zdecydowanie wiodącą rolą odegrają tym razem kosmetyki pielęgnacyjne. Tym razem sporo nowości mocno przypadło mi do gustu, wobec czego chciałabym się z Wami podzielić swoimi dobrymi wrażeniami na ich temat.

Tymczasem jednak zapraszam do dzielenia się Waszymi spostrzeżeniami na temat dzisiejszej gromadki. Miałyście któreś z tych produktów? Czy u Was sprawdził się równie dobrze? :)
Karotka

44 komentarze:

  1. Chloe to i moja miłość, tylko ja kocham ten najbardziej standardowy zapach, inne wersje już mnie tak mocno nie ciągną, ale tak - choć mam zapachów mnóstwo to zdecydowanie Chloe jest jednym z 4 ulubionych :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bazę Artdeco miałam chyba dwa razy, ale od kiedy odkryłam Urban Decay to na razie nie było lepszej. Artdeco zła nie była, tylko nie lubiłam tego opakowania no i sama baza wysychała dość szybko i się robiła taka trochę glutkowata...
      Jajeczko EOS wciąż wisi na mej liście i pewnie bym zamówiła gdyby nie to, że mam tych balsamów do ust trochę i najpierw muszę coś zużyć;)

      Usuń
    2. Innych Chloe jeszcze nie miałam, ale mam jeszcze ochotę na See by Chloe albo nową Love Story, jeśli okaże się ciekawa :)

      Urban Decay będę miała niedługo okazję wypróbować, aczkolwiek z ArtDeco jestem bardzo zadowolona i więcej w zasadzie nie potrzebuję, ale zobaczymy jakie będą moje wrażenia, skoro dla Ciebie UD okazała się być dużo lepsza :)

      Usuń
  2. Koniecznie muszę wypróbować róż MAC i bazę ARTDECO:)

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie kiedyś baza z Artdeco sprawdzała się świetnie, teraz robię już drugie podejście po przerwie i niestety u mnie się absolutnie nie sprawdza :-( Mam za to ochotę na kilka kosmetyków z The Balm, w tym właśnie Bahama Mama i Hot Mama :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, to dziwne... A masz pomysł skąd taka różnica?

      Oba TheBalm spokojnie mogę polecić! Bardzo lubię również róż Down Boy :)

      Usuń
    2. Pierwsze opakowanie po przerwie miałam z allegro, więc podejrzewałam ewentualnie produkt mało oryginalny, że tak powiem ;-) Ale ostatnie zamówiłam z pewnego źródła. Jedyne jeszcze, co pamiętam, to jak jeszcze dawno temu kupowałam je w Douglass to były dwie wersje perfumowana i bez zapachowa, a teraz nie widzę tego rozróżnienia.

      Usuń
    3. Ja nawet nie wiedziałam o takim rozróżnieniu! Moja baza ma lekki zapach, więc to pewnie wersja perfumowana.

      Tak czy inaczej - dziwna sprawa, że produkt aż tak inaczej się u Ciebie sprawdza. A próbowałaś słynnej bazy z UD?

      Usuń
    4. No niestety, bardzo żałuję. Właśnie na UD się w końcu nigdy nie pokusiłam, teraz kupię jednak najprawdopodobniej bazę z The Balm.

      Usuń
  4. mam puder stay mat i nie wiem dlaczego, ale nie umie z nim współpracować ;/

    OdpowiedzUsuń
  5. Gościłam u siebie ten puder z Rimmela i również byłam z niego zadowolona. Teraz obecnie posiadam z Boujouris :).
    Ojjj dużo się tego nazbierało, narobiłaś ochoty na te kosmetyki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Healthy Mix, czy jakiś inny? HM byłam bardzo ciekawa, ale jakoś nigdy się nie zeszło, żeby go kupić. Teraz mam ochotę na Blota z MAC albo Sexy Mamę z TheBalm :)

      Usuń
  6. jak mój sugarbomb zbliżał się ku końcowi to zastanawiałam się nad Hot Mamą ;) Jednakże zdecydowałam się ponownie na róż Benefit.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Benefitu mam tylko Hervanę i bardzo ją lubię, ale Sugarbomb też wydaje się być ciekawy :)

      Usuń
  7. stay matte i color tattoo to od bardzo dana moi ulubiency

    OdpowiedzUsuń
  8. Kilka kosmetyków wpadło mi w oko :)
    Puder Stay Matte i ja bardzo lubię. Bardzo dobrze się u mnie sprawdza.
    Z bazą ArtDeco też się polubiłam, chociaż przy dłuższych paznokciach była problemowa do wydobywania z pudełeczka (zwłaszcza przy końcu). Od kilku miesięcy mam Lumene i jestem z niej bardzo zadowolona.

    Ten pędzel RT na pewno będzie mój. Dokupię jeszcze ten do podkładu i korektora :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aneta! Jak miło Cię widzieć po takiej przerwie! :)

      Wcześniej sięgałam po Dream Matte Powder z Maybelline, ale mi go wycofali, a Rimmela unikałam ze względu na - jak mi się wydawało - mało funkcjonalne opakowanie, ale na szczęście nie jest z nim tak źle, a środek wszystko wynagradza :) Mimo to pewnie jeszcze czegoś spróbuję dla porównania :)

      Tak, faktycznie też zaczynam mieć ten problem z bazą. Mam na myśli paznokcie, bo choć baza nieco zgęstniała, to jednak glutem bym jej na szczęście nie nazwała. Jeszcze :D Lumene mam w pamięci, ale na razie mam jeszcze jedną ArtDeco w zapasie, a do tego będę miała miniaturkę Urban Decay, więc na razie zakupy odpadają ;)

      Bardzo go lubię i uważam, że jest warty swojej ceny :)

      Usuń
  9. Kuszą mnie maskary z Gosha, bo wiele dobrego można o nich przeczytać, a ja nadal nie znalazłam swojego ulubieńca wśród innych marek... może kryje się on wśród tych goshowych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Innych maskar z Gosha jeszcze nie używałam i nawet nie jestem specjalnie ciekawa, bo Catchy Eyes mi zupełnie wystarczy jako reprezentant marki :D

      Usuń
  10. Pędzel Blush Brush od RT od dawna wisi na mojej liście zakupowej. Róż z Clinique ma cudowne tłoczenie, chciałabym go mieć, podobnie jak Well Dressed z MACa. :)
    Podobnie jak ty lubię pędzel super kabuki z Lily Lolo (nawet dzisiaj co nie co o nim pisałam przy okazji recenzji podkładu i pudru), podkład Annabelle to również mój nr 1 wśród minerałów, brwi podkreślam tym samym już chyba z pół roku. :D
    Czekam na ulubieńców września. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze powiedziawszy, totalnie poleciałam na to tłoczenie, dlatego podwójnie się cieszę, że zawartość była tego warta! :D

      Ale mamy podobne upodobania :)))

      Usuń
  11. Hakuro H24 również uwielbiam do różu :) A róż Hot Mama mi się marzy, na pewno na lato idealny! :D
    Te dwa tusze, czyli Gosh i Rimmel to również moi ulubieńcy :P a właśnie muszę napisać notkę o Rimmelu :) No i kolorowe tusze z Essence są świetne, mam granat i zieleń :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na cały rok jest idealny, ale latem wygląda zdecydowanie najpiękniej :)

      Ooo zieleń musi dopiero fajnie wyglądać! :)

      Usuń
  12. Zazdroszczę, że możesz używać Chloe.... na mnie niestety średnio pachnie :(.

    Ładny kolorek tego lakieru <3

    OdpowiedzUsuń
  13. oo widzę mój ulubiony letni lakier Rimmel, i tusz do rzęs Gosh który znam i lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Widzę tutaj też swoich ulubieńców, m.in. pędzle RT i Hakuro, bronzer The Balm, tusz Clinique i błyszczyk Pat&Rub. Perfumry Chloe również lubię, ale tej wersji nie mam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nooo... dużo tych naszych wspólnych ulubieńców :)

      A jaką Chloe masz? Ja mam teraz ochotę na See by Chloe :)

      Usuń
  15. macowy róż bym Ci ukradła! a maskarę z gosha tą różową w końcu kupić muszę!

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja wciaz nie siegnelam po the balm i wciaz mam w planach :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Bazę z Artdeco uwielbiam! A do Blush Brusha z RT jakoś nie mogę się przekonac ostatnio... Znacznie wygodniej mi się nim operuje "na kimś", niż na sobie. :)


    Karotko, spokojnie czekam. Też tak właśnie myślę o Tobie ostatnio... Ściskam Ciebie również!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blush Brush kusił mnie od dawna i byłam przekonana, że będę go stosować do różu, ale do bronzera jest znacznie lepszy :)) Z różem czasami miałam problem z ilością nałożonego produktu.

      Odpisałam :*

      Usuń
  18. Aż wstyd sie przyznać że z Twojej kolorówki nic nie używałam :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Czyli jednak Chloe u Ciebie wygrywa bardziej niż Daisy, na którą chyba bardziej polowałaś?:D Fajnie, że i Tobie ten pędzel RT przysłużył się w nakładaniu bronzerów! A mi minerały nakłada się również dobrze flat topem z Hakuro :) Zazdroszczę Ci wciąż Well Dressed! Choć ostatnio stwierdziłam, że lepiej mi w brzoskwinkach to jak teraz zmieniłam odcień na chłodny blond, wydaje mi się jednak, że takie chłodne róże będą lepsze. Co nie zmienia faktu, że w Glowing Peach od Ciebie jestem zakochana <3 Jajeczko Eos bardzo chciałabym mieć, ale niestety muszę wydenkować to, co mam. Tak sobie postanowiłam, więc trochę się męczę :P a na bazę ArtDeco chyba zapoluję, aczkolwiek zastanawiam się gdzie ta marka jest... Coś mi się wydaje, że w Dougasie, ale nie dam sobie głowy uciąć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie - ku mojemu lekkiemu zaskoczeniu - tak! Jednak Chloe podoba mi się na mnie bardziej, niż Daisy, więc cieszę się, że kupiłam wtedy oba te zapachy! Aczkolwiek Daisy też opróżniłam już w połowie, pomimo buteleczki o największej pojemności :)

      Już sama nie pamiętam skąd wzięłam ten pomysł ze stosowaniem go do bronzera, bo to chyba popularne podejście, ale wydaje mi się, że podpatrzyłam je u Ciebie :)

      Well Dressed jest piękny! Kiedyś mi się marzył, później macałam go w MACu i pomyślałam, że chyba to jednak nie to, po czym dostałam go na urodziny od Stefci. Na początku byłam zadowolona, ale trochę mnie denerwowało to, że trzeba go budować na policzku, żeby był widoczny, a teraz uznaję to za plus, bo rzeczywiście za każdym razem daje naturalny efekt i chyba nie sposób z nim przedobrzyć :)

      Bardzo, bardzo się cieszę, że jesteś zadowolona z GP! Trochę się na niego naczekałaś, więc dobrze, że chociaż było warto! Ja niestety nie czuję się najlepiej w brzoskwiniowych odcieniach, choć o dziwo ostatnio przekonałam się do Frat Boy, choć już dawno miałam go sprzedać! No ale on ma w sobie jednak dość sporo różu, tyle, że w nieco brzoskwiniowym zabarwieniu...

      U Ciebie faktycznie przy tym rudawym blondzie brzoskwinki wyglądały pewnie znacznie lepiej, tym bardziej, że były wakacje, skóra zawsze ma trochę bardziej słoneczny odcień i to wszystko ładnie się zgrywa. Teraz przy chłodniejszym odcieniu włosów i w chłodniejsze miesiące pewnie chętnie wrócisz do typowych różowych róży - może nawet odkopiesz Sleeka Pixie Pink? :)

      I tak - ArtDeco jest w Douglasie :)

      Usuń
  20. Kolejny raz czytam pochwały na temat tego pędzla Real Techniques i jestem coraz bardziej przekonana do jego zakupy :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Pięknie wygląda ten błyszczyk z GOSH!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz! :)

Jeśli chcesz zareklamować swój blog w komentarzu, to zanim zostawisz swój adres, przeczytaj ostatnią notatkę i wypowiedz się na jej temat nieco bardziej obszernie niż tylko "fajna notka". Jeśli sama piszesz bloga, to na pewno potrafisz wyrazić swoją opinię poprzez komentarz :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Blog template designed by SandDBlast