wtorek, 5 czerwca 2012

Majowe zakupy

Czerwiec powoli się rozkręca, ale my pozostańmy jeszcze na chwilę w maju - czas na zakupowe podsumowanie! Muszę przyznać, że maj mimo dość obfitych zakupów, mogłabym jednocześnie ogłosić miesiącem rozsądnych zakupów. Tak, tak! Nie przywidziało Wam się! W znacznej, znacznej mierze, kosmetyki zakupione w maju były tymi, które znalazły się na majowej liście zakupów (tak, przygotowałam sobie taką na początku miesiąca! :)), natomiast większość zakupionych poza listą znajdowała się na liście produktów do kupienia, ale nieokreślonej czasowo ;) Jest tu naprawdę niewiele kosmetycznych wyskoków (Uroda + mleczko, Inglot, Essence, Eveline HS - to chyba tyle!).

Zakupy w maju upłynęły mi przede wszystkim po hasłem pielęgnacji twarzowo-włosowej :P Skupiłam się na produktach do pogłębionej pielęgnacji tych części ciała - objawiło się to przede wszystkim zamówieniem półproduktów ze Zrób Sobie Krem oraz olejów z Kosmetyki Dabur. Być może przygotuję wkrótce jakiś wpis o tym, czego oczekuję od tych produktów, co chcę zrobić z zakupionymi półproduktami oraz z jakimi problemami borykają się moje włosy. Być może bardziej doświadczone czytelniczki podpowiedzą mi coś, do czego jeszcze się nie dogrzebałam lub wskażą ciekawsze i skuteczniejsze zastosowanie tychże produktów.

1. Pielęgnacja.

Flos-Lek, żel pod oczy ze świetlikiem i herbatą - Ostatnio sypiam albo za mało albo za dużo, totalnie rozregulował mi się jakikolwiek obrany tryb, więc zdarza mi się, że muszę wstać po 4h snu, co raczej nie służy mojej cerze, ani oczom. Żel z Flos-Lek mam również w wersji z bławatkiem i do tej pory sprawdzał się u mnie świetnie na wszelkie zmęczenie, opuchnięcia (polecam aplikować go rano, najlepiej prosto z lodówki!) i ogólnopojęte odświeżenie okolic oczu, dlatego do drugiego domku dokupiłam wersję z herbatą (tak dla odmiany). W końcu nie przewidzę ile czasu prześpię danej nocy, a tak mam go pod ręką w obu domach.
Cena: ok.5zł (promocja).


Perfecta - Cera Mieszana - krem na dzień i noc - Ponieważ w maju wykończyłam krem na dzień z Oriflame, zdecydowałam się kupić w końcu Perfectę, o której słyszałam przeróżne opinie - jednak posiadaczki cery mieszanej zazwyczaj były zadowolone z tego kremu, dlatego stwierdziłam, że jeśli teraz go nie wypróbuję, to będzie mnie zastanawiać przez kolejne miesiące. Raz kozie śmierć! ;)
Cena: 15,99zł


Oriflame - zestaw Discover Marrakesh - Być może nie kupiłabym w ogóle kolejnego żelu pod prysznic, gdyby nie to, że ta seria pojawia się w katalogach i ulotkach promocyjnych już tylko sporadycznie, a jest to moja ulubiona linia zapachowa produktów Discover. Uwielbiam jej piękny, orientalno-przyprawowy zapach!
Cena za cały zestaw: 9,90zł

Uroda + mleczko do ciała Bawełna, Bielenda - Czy ten zakup w ogóle muszę tłumaczyć? ;) Początkowo myślałam, że do gazetki dołączone jest mleczko do demakijażu (których ja nie używam), ale w Empiku dopatrzyłam się ostatniej sztuki i okazało się, że jest to jednak mleczko do ciała, których nigdy u mnie za wiele :D
Cena gazeta + mleczko: 5,50zł

Isana - brzoskwiniowa pianka do golenia - No bo ileż można smarować nogi zwykłym żelem pod prysznic i marudzić, że za ślisko? :P
Cena: ok.3zł (promocja)

Hipp - oliwka pielęgnacyjna - Jest to absolutny hit YT i blogosfery już od długiego, długiego czasu, więc korzystając z Biedronkowej promocji skusiłam się i ja, a może raczej wrzuciłam ją mamie do koszyka... :P Póki co używałam jej na włosy oraz skórki przy paznokciach. Produkt o wszechstronnym zastosowaniu, przyjaznym składzie i przeznaczony nie tylko dla dzieci! :)
Cena: 9,99zł (promocja)

Eveline - superskoncentrowane serum antycellulitowe - W maju wykończyłam wersję rozgrzewajacą w tubce, więc ten zakup był oczywisty, tym razem wybrałam wersję o konsystencji serum, a nie kremu, która o wiele łatwiej się rozprowadza. Ponadto wybrałam wygodną i dużą wersję z pompką, zawierającą aż 400ml produktu, a nie 250ml, jak tubki.
Cena: 21,99zł/400ml


Kosmetyki Dabur zamówiłam w sklepie internetowym importera, tym chętniej, gdy okazało się, że możliwy jest odbiór osobisty na terenie Warszawy i to raptem 3-4 przystanki od nas! :) Kupiłam trzy rodzaje olejków w najmniejszych dostępnych pojemnościach, żeby sprawdzić, które się u mnie lepiej sprawdzą, a jednocześnie móc pokombinować z ich miksami (jeden na skórę głowy, drugi na długość/końcówki). Na razie wybrałam najpopularniejsze z olejków, o których naczytałam się najwięcej - zobaczymy co z tego wyjdzie :)

Dabur - olejek Sesa - Jak chciałam ją zamówić, to nigdzie jej nie było, więc wzięłam pozostałe dwa olejki, ale ponieważ zwlekałam 2-3 dni z odbiorem, to okazało się, że Sesa właśnie dojechała do sklepu i mogłam dzięki temu zakupić ją na miejscu! :) Mam nadzieję, że pomoże ograniczyć wypadanie włosów oraz ich plątanie się.
Cena: 23zł/90ml

Dabur - olejek Amla - Zamierzam stosować ją raczej na skórę głowy licząc na odżywienie i wzmocnienie włosów.
Cena: 9,50zł/100ml

Dabur - Vatika - olejek kokosowy - Ten olejek zamierzam stosować na włosy na długości, ze szczególną uwagą na końcówki. Liczę na wygładzenie i pomoc w *nieplątaniu* się włosów.
Cena: 11,50zł/150ml


Półprodukty ze Zrób Sobie Krem - o tym zamówieniu napiszę więcej w okolicach weekendu, w moim koszyku znalazły się produkty do włosów (tuningowanie odżywek oraz produkty do wykonania mgiełki nawilżającej), a także produkty do pielęgnacji, w szczególności oczyszczania twarzy, wśród nich wszystkich między innymi hydrolizat keratyny, kwas hialuronowy 1%, glinki zielona i biała, korund, wyciąg z aloesu oraz hydrolaty - z czarnej porzeczki oraz z zielonej herbaty.


The Body Shop - drewniany grzebień - Tak, skoro jeszcze mocniej biorę się za pielęgnację i odżywianie moich włosów, to warto również zmienić nawyki, które niszczą włosy mechanicznie. O ile z czesania mokrych włosów (moje są proste) nie umiem zrezygnować, bo później mam paskudne kołtuny (włosy puszą mi się schnąc), to przynajmniej mogę robić to mniej inwazyjnie, drewnianym grzebieniem o szeroko rozstawionych zębach. Ten był szeroko polecany przez wszelkie włosowe blogerki, a ponieważ nie natknęłam się na taki w żadnej z drogerii, to pobiegłam do TBS.
Cena: 16zł

The Body Shop - żel oczyszczający do rąk o zapachu truskawki - Wiadomo, gdy robi się cieplej, takie produkty przydają się w torebce, gdy w pobliżu nie mamy wody. Ten z TBS był w o dziwo korzystnej cenie, a także o pojemności o 10ml większej niż wszystkie inne żele tego typu.
Cena: 10zł

Póki co to moje pierwsze zakupy w TBS. Ceny innych produktów odrobinę mnie odstraszają, chociaż mam ochotę wypróbować ich żele do mycia ciała oraz słynną odżywkę bananową, ale to już może innym razem. Na razie w produkty do ciała została skutecznie zaopatrzona przez sponsorów naszego blogerskiego spotkania (więcej TUTAJ) ;)

2. Kolorówka i inne.

EcoTools - zestaw pięciu cieni do powiek - Na ten zestaw czaiłam się dość długo, przymierzałam się nawet do zamówienia na iHerb, ale ostatecznie na przeciw wyszła mi Drogeria Hebe, obniżając ich cenę o 10zł oraz obdarowując mnie bonem zniżkowym o wartości 10zł. W sumie kupiłam je 20zł taniej niż normalnie kosztują w tejże drogerii, więc wyszłam na tym właściwie lepiej niż zamawiając je ze Stanów (czas oczekiwania!!!). Teraz wreszcie nie muszę targać (i niszczyć!) w kosmetyczce moich Maestro!
Cena: 29,90zł (promocja)


Essie - odżywka nawilżająca Nourish Me - Próbuję wspomagać moje paznokcie wszystkim, co wpadnie mi w ręce. Jakiś czas temu wyczytałam, że być może odżywki, których do tej pory używałam, mimo, że teoretycznie przeznaczone do tych problemów paznokciowych, mogą dodatkowo wysuszać płytkę paznokciową. Ile w tym prawdy, nie wiem, ale widzę, że po miesiącu stosowania tej odżywki (i jednoczesnego malowania paznokci!), moje paznokcie dłużej wytrzymują bez obcinania, a raczej rozdwajają się dużo później, a przede wszystkim (odpukać) w dużo mniejszym stopniu. W maju obcinałam paznokcie średnio co dwa tygodnie, a nie co tydzień, jak to bywało ostatnio! Oby tak dalej, zacznę powoli dodawać odżywki na rozdwajanie. Może właśnie moim paznokciom trzeba było mocnego nawilżenia, żeby mogły zacząć absorbować składniki odżywcze z innych odżywek? Tak sobie to tłumaczę...
Cena: ok.36zł (ale jeśli dalej będzie tak działać, to nie będę żałować żadnej złotówki!)

Essie - 99 Mint Candy Apple - Miętka była na mojej wiosennej liście od dawno, a skoro trafił mi się piękny kolor w nowych szafach Essie (jeśli jeszcze nie wiecie - od jakieś 3-4 tygodni Super-Pharm posiada szafy z 90 kolorami lakierów Essie, a także wszelkiemi odżywkami, bazami i topami tejże marki). Kolor jest bardzo udany, pędzelek jest bardzo wygodny i tylko szkoda, że coś jest nie tak, albo ze mną albo z tym lakierem... Albo zwyczajnie nie współgra on z Nourish Me, stosowanym jako baza, albo nie jest przeznaczony dla moich paznokci. Malowałam nim paznokcie 3 razy. Za każdym razem dwoma warstwami, w różnych odstępach czasowych i różną grubością... i niestety zawsze robiły mi się bąble... Zrobię jeszcze podejście z inną bazą, bo naprawdę jestem fanką tego koloru!
Cena: 34,90zł (jeśli będzie dalej bąblować, to poleci na wymiankę, mam nadzieję, że do osoby, której paznokcie polubiły się z Essie...)

Essie - pilnik szklany - Był gratisem do lakieru, oczywiście musiałam się upomnieć... :P Generalnie paznokci nie piłuję, bo mam przy tym tak koszmarne dreszcze, jakbym słuchała paznokci skrobiących o tablicę, ale skoro już go mam, to ze dwa razy się przemogłam, bo to podobno zdrowsze dla paznokci niż obcinanie... Ale ja to marnie widzę, bo jak mnie tak wzdryga, to wcale, a wcale się nie przykładam do kształtu, a po tylu latach obcinania, całkiem nieźle udaje mi się to w 2-3 ruchach cążkami...

Essence - liner w żelu 04 I Love NYC - Wiem, trajkotałam, że nie wyobrażam sobie siebie w zieleni, że chora, że zielone oczy, ale wiecie co? W takiej szmaragdowej zieleni, wcale nie jest mi tak źle, jakby mi się wydawało. Co nadal prowadzi mnie do teorii, że khaki jest totalnie nie mój, a z pozostałymi zieleniami dane mi będzie jeszcze poeksperymentować... ;)
Cena: 8,99zł (prawdziwa wyprzedaż w Naturze :O)

Max Factor - False Lash Effect Fushion - Podobno to nasz europejski odpowiednik tuszu CoverGirl Lash Blast (zarówno CG, jak i MF mają tego samego producenta, tą samą szczoteczkę, a nawet kolor opakowania...). Miałam na niego ochotę od dawien dawna, ale na głowę jeszcze nie upadłam, żeby przy moim budżecie wydawać 50zł na tusz do rzęs, skoro te za 20-30zł sprawdzają się u mnie całkiem nieźle. No ale jak to zwykle bywa, w końcu trafiła się korzystna promocja, a ja wykończyłam w końcu mój One by One. Zastanawiam się tylko, czy było warto i czy efekt jest na tyle różny i lepszy, żeby płacić za niego nawet te 10zł więcej niż przykładowo za Maybelline. Poużywam, poobserwuję i napiszę więcej! :) 
Cena: 34,90zł (ogromna promocja w SuperPharm)

Bourjois - Healthy Mix - 51 Vanilla - Może nie jest to podkład idealny, ale póki co jestem bardzo zadowolona z efektu, jaki daje na mojej skórze! Wyglądam na wypoczętą, koloryt jest ładnie wyrównany, pomimo średniego krycia, a i kolor trafił mi się bardzo dobry. Kupiłam go oczywiście korzystając z wizażowej zniżki na podkłady w Rossmanie - 40% mniej? To mogła być jedyna okazja, żeby wypróbować HM w takiej cenie! Dodam, że wykończyłam żelkowego Rimmela, więc nowy podkład również mi się należał! :D
Cena: ok.36zł (promocja z kuponów zniżkowych z Wizażu)


Kolejne zdobycze z TheBalm (róże Hot Mama i Cabana Boy), były już prezentowane bliżej TUTAJ. Za oba produkty, po zniżce 50% w perfumerii Marionnaud, zapłaciłam w sumie niecałe 60zł.


Inglot 987 - Wszystkiemu winna jest Obsession, którą chciałam bezczelnie ograbić z tego lakieru, po jego prezentacji TUTAJ. Jak widać, zielenie intrygują mnie w tym roku coraz bardziej i coraz szersze obszary obejmując. Ponadto widziałam w H&M szorty w niemal identycznym kolorze. Szortów nie kupiłam (wzięłam zamiast nich niebieski - indygo :D), ale lakier tak.
Cena: 20zł

Essence - Colour & Go Passion For Fashion - Piękny, zimny, ciemny i czysty bezdrobinkowy fiolet. Poszłam do drogerii po fioletoworóżowy Break Through, a obok zobaczyłam ten i nie mogłam wyjść bez niego. Zdobi moje paznokcie u stóp, gdyż albowiem nie cierpię na takowych pastelowych, jasnych kolorów. Na stopach musi być ekhm... pierdolnięcie :D
Cena: 5,50zł


Eveline - Hologafic Shine - po pokochaniu prezentowanych na blogu 402 i 414, wygrzebałam w Jasminie różowego holografa... Szkoda tylko, że z holograficznym niewiele ma wspólnego (w porównaniu do swoich fioletowych braci!) i wyglądem dużo bliżej mu do perły... Pewnie niedługo Was uraczę postem, bo już go nosiłam i obfociłam.
Cena: 2,90zł

Essence - sonda do kropek - Kupiłam, bo kropki to wesoły motyw na wiosnę i lato. Szkoda tylko, że lewym ręku wychodzą mi piękne kropeczki, a na prawym ogromne, koślawe kropasy... A już myślałam, że jak już jako tako nauczyłam się równo malować paznokcie (z tym to też już tak nie przesadzajmy!), to że mam jakoś tam okiełznaną i sprawną lewą rękę... A gdzie tam! Znowu lata pracy przede mną... :D
Cena: ok.8zł

Jak Wam się podoba? Czy są tu jakieś Wasze cele wycieczek do drogerii? Może jacyś Wasi ulubieńcy? A przede wszystkim czy używacie półproduktów do wzbogacania odżywek do włosów lub czy tworzycie własne receptury produktów do twarzy, ciała lub włosów? Mnie coraz bardziej zaczyna to interesować, na razie tylko nieśmiało się przyglądam i (jak widać) poczyniłam w tym kierunku naprawdę niewielkie baby steps, ale od czegoś trzeba zacząć!

K.
Czytaj dalej

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Spotkanie Warszawskich Blogerek Kosmetycznych, czyli jak spędziłam Dzień Dziecka... :)

W ostatnim poście wspominałam Wam, że wybieram się na spotkanie blogerek warszawskich, a dzisiaj przychodzę do Was z relacją i zdjęciami z tegoż eventu :)

Spotkanie odbyło się w piątek, 1 czerwca (prawdziwy Dzień Dziecka, ale o tym za moment...;)), w Five Restaurant na ul. Grzybowskiej. W pierwszej kolejności nie sposób nie wspomnieć, z jak profesjonalnym i uprzejmym przyjęciem spotkałyśmy się w tym miejscu. Organizatorkom - Marcie (Sauria80World) i Patrycji (Subiektywna Ja) - udało się zarezerwować całą dolną część restauracji wraz z VIP roomem, który, jak słusznie zauważyła jedna z dziewczyn, posłużył nam za magazyn na wszystkie piękne paki, które otrzymałyśmy od sponsorów. Obsługa restauracji fantastycznie przygotowała pomieszczenie, w którym przyszło nam spędzić, w dość sporym i rozgadanym gronie, kilka niesamowicie przyjemnych godzin! Zresztą same zobaczcie... :)

Five Restaurant
Jeszcze przed godziną 17 zaczęły pojawiać się pierwsze uczestniczki spotkania, więc zanim dotarłam na miejsce uzbierało się już całkiem liczne grono blogerek, w tym osoby, na które najmocniej liczyłam - moje top gaduły (dobra, dobra, ja też u Was nieźle spamuję ;)), czyli Sylwia (Lacquer Maniacs) i Kasia (Gray maluje)! Bardzo się cieszę, że w końcu udało nam się spotkać i to nie przy szafie w Jasminie, tylko kulturalnie, jak ludzie, przy kawce i innych smoothies... ;) Przy okazji zapoznałyśmy się też nieco bliżej z Mileną (Female Pleasure Lola) oraz przelotnie z Moniką (Blog Moniszona) Na spotkaniu zjawiło nas się w sumie 19 i żałuję, że nie z każdą z dziewczyn była okazja porozmawiać. Namiastką tego był za to moment kiedy każda z nas przedstawiała się, mówiąc o sobie i swoim blogu kilka zdań - wtedy oczywiście od razu rozległa się masa komentarzy w stylu - widziałam Twój blog, byłam u Ciebie, czy aaa to Ty! ;) Właściwie nie było ani chwili ciszy, o co zadbały dwie największe gaduły spotkania, czyli Marta (Sauria80World) i Olga (TheOleskaaa)! ;)

A oto lista uczestniczek spotkania:

Nie mam pojęcia, o której wyszłabym ze spotkania, gdybym nie miała w planach na ten wieczór Ursynaliów (Slayer & Limp Bizkit), jednak, pomimo ogromnej ochoty na koncerty, wcale nie spieszyłam się do wyjścia, tym bardziej, że pod koniec udało nam się uciąć miłą pogawędkę z Martą... :)

Nie da się ukryć, że niesamowicie przyjemny był również fakt obdarowania nas przez sponsorów tak licznymi ilościami kosmetyków! Dobrze, że mój M. zgarnął mnie samochodem, bo inaczej miałabym problem, żeby się z tym wszystkim doczłapać do domu, a co dopiero na koncert! Dziewczyny nie żartowały mówiąc, żebyśmy zabrały ze sobą walizki! :D

Otrzymałyśmy przepiękne prezenty od następujących firm:
- Lirene;
- Under Twenty;
- Dr Irena Eris;
- Dax Cosmetics (Perfecta & Celia);
- The Secret Soap Store;
- Procter & Gamble (Wella, Head&Shoulders, Pantene, Olay);
- Flos-Lek;
- Farmona;
- DLA Kosmetyki.

Jakby tego było mało Dominika (Kosmetyki Orlicy), jak na toruniankę przystało, przywiozła dla nas całą masę prawdziwych pierniczków, a Patrycja (Ściany Mają Uszy) dla każdej z nas przygotowała własnoręcznie wykonany puder do kąpieli!

Tego nie spodziewałabym się nawet w najśmielszych marzeniach! Coś mi się obiło o uszy, że będą jakieś prezenty od sponsorów, ale spodziewałam się raczej garści próbek, z których i tak pewnie byłabym zadowolona... A tu takie numery... ;)

Zapraszam do oglądania zdjęć ze spotkania oraz zbliżeń na zawartość poszczególnych paczek! :)
K.

Gray
Subiektywna, Siouxie i Sauria
Gray
Siouxie
Kasia, Sylwia i Milena
Marta, Dominika i Beata
Ja, Kasia i Sylwia
Ja i moja radość :D
Dominika, Beata, Magda, Ania, Marta, Marta, Monika
Olga, Dominika, Beata i Ania
Monika, Patrycja, Iwona
Moje i Grayowe skarby :)





Mój przydział ;)
Dr Irena Eris
Farmona
Farmona
The Secret Soap Store
Dax Cosmetics - Perfecta & Celia
Zbliżenie na lakiery Celii (producent Dax Cosmetics)
Procter & Gamble - Head&Shoulders, Pantene, Wella, Olay
Under Twenty
Lirene
Flos-Lek
DLA Kosmetyki
Puder do kąpieli od Patrycji z bloga http://scianymajauszy.blogspot.com/
Zdjęcia wykonane przeze mnie, Monikę oraz Patrycję (jeśli którąś autorkę pominęłam, to krzyczcie! ;))
Czytaj dalej

piątek, 1 czerwca 2012

Wieści z pola bitwy - Essence A New League, MIYO Mini Drops i Glamour z dodatkami!

Cześć Dziewczyny!

Wpadam do Was z szybką notką informacyjną, a później biegnę na spotkanie blogerek i Ursynalia :) Na wszystkie dotychczasowe komentarze odpowiem jutro.

Dzisiaj głównie wieści skierowane do Warszawianek!
Po pierwsze - nowa limitowanka Essence - A New League - jest dostępna w Rossmanie na Al. Jerozolimskich (Marriott). Około 13 pełny stał na przeciwko regałów z kolorówką, miałam zaszczyt go rozdziewiczyć... bo oczywiście wczoraj zarzekałam się, że ja nic, a dzisiaj już jednak coś... Do mojego koszyka wpadły bronzer 01 Go Classy, Go Retro za 7,99zł oraz cień w kolorze 01 My Caddy In The Wind za 9,99zł. Swatche wkrótce!

Essence A New League
Essence - 01 My Caddy In The Wind
Essence - 01 Go Classy, Go Retro
Po drugie - nowe lakiery MIYO Mini Drops są dostępne w małej drogeryjce w przejściu podziemnym przy Dworcu Centralnym - szukajcie na przeciwko wyjścia na przystanek tramwajowy w stronę Pragi (wejście przy Al. Jana Pawła). Koszt jednej buteleczki 3,50zł.
MIYO Mini Drops
Po trzecie - wieści ogólne - do nowego numeru Glamour dodawane są trzy różne kosmetyki Oriflame - tusz (prawdopodobnie znowu ten z kolekcji Liselotte Watkins, ale nie jestem pewna), błyszczyk - dwa kolory do wyboru (kolekcja Liselotte Watkins) albo pomadki Triple Core (widziałam jedną w kolorze Love Pink). Wszystkie te kosmetyki mam lub miałam, każdy z nich mogę polecić, zwłaszcza pomadki, mam je aż w 5 kolorach... Koszt gazety z dodatkiem, to bodajże 7,99zł!



A teraz biegnę na spotkanie z warszawskimi blogerkami! :)
Udanych polowań na nowości ;)
K.
Czytaj dalej

Majowe denka :)

Witajcie dziewczyny!

Mamy już czerwiec, a więc najwyższa pora na podsumowania maja - na pierwszy ogień denka! Nie wiem, jak Wy, ale ja uwielbiam czytać tego typu posty u Was, a jak to jest z Wami? Lubicie czytać o denkach, zakupach i ulubieńcach? :)

U mnie miesiąc maj był równie obfity w kwestii wykańczania produktów, co poprzednie miesiące, ale co najważniejsze, tym razem wykończyłam aż dwa produkty z kolorówki, która jak wiemy zużywa się najdłużej, a czasami wcale... ;) Tym razem moje denka były wyjątkowe ze względu na jedną cechę - zainspirowana postami dziewczyn, które pisały o pierwotnej idei, jaką niósł ze sobą Projekt Denko, postanowiłam jeszcze mocniej zwrócić uwagę na grono produktów, które zużywam, a jakoś końca nie widać... Nie zamierzam rewolucjonizować całkiem moich zużyć, bo w końcu idzie mi dobrze i bez tego, ale mam zamiar wyznaczać sobie kilka produktów na dany miesiąc, które z różnych powodów stoją od dłuższego czasu na półce nieużywane i zapomniane. Tym razem padło na kremy do rąk - dwa, bo trzeci zużył się przy okazji regularnego użytkowania. Skromnie, ale od czegoś trzeba zacząć... I tak w przyszłych miesiącach zamierzam wziąć się za zapasy maseczek w tubkach i saszetkach, bo całkiem sporo mi się tego nagromadziło, a chciałabym zacząć szerzej korzystać z zasobów sklepów, takich jak Zrób Sobie Krem, Biochemia Urody, czy Mazidła (o czym szerzej już wkrótce).

W maju udało mi się zużyć 21 produktów. Oto one! :]



1. Żel pod prysznic Discover Santorini; Oriflame (400ml, cena promocyjna ok.10zł).
Muszę zrobić jakąś zbiorczą notkę o tych żelach, bo większość z Was pewnie nie jest zdziwiona ich widokiem tutaj - co miesiąc jeden z żeli pojawia się w poście denkowym, różne są tylko wersje zapachowe. Oboje bardzo lubimy te żele, robią co mają robić - oczyszczają i nie wysuszają, a przy tym ładnie pachną. Dla mnie wystarczy. Oczywiście używamy już kolejnego.

2. Balsam do ciała z trzema zbożami BodyCare; Oriflame (400ml; cena promocyjna ok.15zł).
Kolejny produkt, którym żonglujemy w różnych wersjach. Bardzo przyzwoity nawilżacz. Szybko się wchłania, ma neutralny zapach i jest stosunkowo wydajny. Wersja ze zbożami była ok, ale do moich ulubieńców nadal należy wersja z zieloną herbatą - widzę, że niestety te balsamy mają zniknąć z katalogu, mam tylko nadzieję, że wrócą w nowej szacie graficznej. Tym razem, dla odmiany przerzuciliśmy się na balsam o zapachu mango z Eveline.

3. Tonik normalizujący Optimals; Oriflame (200ml, cena bez promocji 29,90zł).
Nie polubiłam się z tym tonikiem, oj nie... Nie zrobił mi krzywdy, nie podrażnił, nie szczypał, no właśnie... Mam wrażenie, że nie robił nic... Wiem, że działanie toników trudno jest oceniać, ale jednak ten wybitnie niczym się nie wyróżniał, nawet zapachem. Zupełnie nie zapadł mi w pamięć poza tym, że bardzo chciałam go już zużyć. Nawet opakowanie miał niewygodne - nie cierpię takich psikaczy w tonikach i tak zawsze aplikuję produkt na wacik, więc tym razem wszystko trwało dłużej... Jedyne co zaliczyłabym mu na plus (gdybym go polubiła), to fakt, że był szalenie wydajny - używałam go od listopada, co nawet po podzieleniu na pół z racji dwóch domów jest wynikiem bardziej niż przyzwoitym! Nie polecam, zdecydowanie wolę jakikolwiek inny tonik z oferty Oriflame niż tego delikwenta. Nigdy więcej! Zamieniłam go na tonik oczyszczający z Corine de Farme, który jest o niebo lepszy!

4. Woda micelarna, Bourjois (250ml, ok.15zł).
Absolutny hit blogosfery, który świetnie sprawdził się również i w moim przypadku! Bardzo polubiłam się z tym płynem i uważam, że dorównuje nawet osławionej Biodermie (tą również mam i używam w domu - chcecie recenzję któregoś z tych miceli albo ich porównanie?). Gdyby nie to, że mam jeszcze zapas miceli z Maybelline - załączanych do zestawów świątecznych, to miałabym na półce kolejną buteleczką, a tak mam właśnie Gemey Maybelline, który też jest całkiem przyzwoity.

5. Peeling o zapachu białej czekolady i wanilii; Isana (200ml, ok.5,50zł).
Całe szczęście, że jedna tubka już za mną! Czeka na mnie jeszcze jedna, ale na szczęście i ona powoli dobija dna. Ten peeling był dla mnie zupełnym nieporozumieniem! O ile przebolałabym jeszcze średnie właściwości ścierające (z tym nie było tak źle), to absolutnie nie jestem w stanie zrozumieć zachwytów blogosfery nad zapachem tego produktu - chociaż były i takie, które podzielają moje zdanie w tej kwestii - jak dla mnie ten peeling nawet na oczy nie widział wanilii, a jeśli chodzi o czekoladę, to może i tak, ale musiała być jaką starą, zbielałą i zakurzoną pralinką... Paskudztwo! Gdyby nie zapach, to pewnie z przyjemnością zużyłabym go jako żel peelingujący, a tak niestety przyjemność była równa zeru. Z uśmiechem obserwuję Wasze posty denkowe, bo już na 4-5 blogach widziałam, że również i Wy wyprawiłyście w maju tego delikwenta do kosza... :) Na razie następcy brak, za to jest druga tuba, którą męczę w drugim domu, bo naiwnie sądziłam, że zapach będzie obłędny i od razu kupiłam dwie....

6. Odżywka z granatem i aloesem do włosów suchych i zniszczonych; Alterra (250ml, ok.10zł).
To już chyba moja trzecia butelka tej odżywki, bardzo ją lubię - świetnie działa na moje włosy! Mimo braku silikonów włosy są gładkie, miękkie i łatwo się rozczesują. Ogromnym jej plusem jest jej wysoka wydajność, wystarcza na sporo dłuższy okres niż szampony tej marki. Obecnie zamieniłam ją na Isanę z olejkiem babassu i morelowo-pszeniczną Alterrę.

7. Woda toaletowa Mirage; Oriflame (50ml, cena promocyjna ok.50zł).
Nie potrafię opisywać zapachów, jedyne co potrafię powiedzieć, to to, że preferuję raczej dość ciężkie, odrobinę orientalne zapachy, chociaż im bliżej lata, tym bliże memu sercu są zapachy typu Acqua Di Gioia czy Daisy Eau So Fresh. Mirage darzę szczególnym uczuciem, ponieważ używałam tego zapachu kiedy poznałam mojego Ukochanego i nawet on i jego nos to pamiętają! Od razu wyczuł ten zapach po dłuższej, dłuższej przerwie :) To już moja trzecia wykończona buteleczka, myślę, że wrócę do niego bliżej jesieni. Z sentymentu zakupię przynajmniej jeszcze jedną buteleczkę!

8. Zmywacz do paznokci; Oriflame (150ml, cena promocyjna ok.15zł).
Mam prawdziwą zagwozdkę, jeśli chodzi o ten produkt. Swego czasu zużyłam kilka jego buteleczek i przez cały ten czas, w połączeniu z odżywką, której nie ma już w ofercie, nie miałam najmniejszych problemów z paznokciami. Fakt, że dużo rzadziej malowałam paznokcie, ale myślę, że ten zmywacz mógł mieć jednak jakieś działanie pielęgnujące. Pachniał dość przyjemnie jak na zmywacz, z lakierami radził sobie przyzwoicie, a ponadto zostawiał na paznokciach i skórką delikatną, tłustawą warstewkę i o dziwo tak pozostawione paznokcie nie bolały mnie, ani nie sprawiały takiego poczucia dyskomfortu, jak po użyciu innych zmywaczy. Jego minusem jest oczywiście wysoka cena w stosunku do pojemności, ale poważnie się zastanawiam, czy jednak nie warto spróbować do niego wrócić i ponownie przetestować jego działanie, ponieważ ta resztka, którą właśnie zużyłam wystarczyła tylko na jedno zmywanie. Tym samym póki co wracam do napoczętego zmywacza z Biedronki, a później się zobaczy...



9. Kula do kąpieli o zapachu szampańskiej róży Bath Bomb; Body Club (ok.8zł/szt.).

Bardzo przyjemny gadżet do kąpieli, pięknie pachniała i umilała kąpiel. Lekko natłuściła wodę, a co za tym idzie również i ciało, więc spokojnie darowałam sobie użycie balsamu po kąpieli, ale to u mnie nie nowość, że mogę sobie na coś takiego pozwolić, ponieważ moja skóra na ciele nie ma zbyt dużych skłonności do przesuszeń, a i woda jest dla niej dość łaskawa.



10. Termoaktywne serum wyszczuplające antycellulit Slim 3D; Eveline (250ml, ok.15zł).
O tym serum słyszałam legendy, że przypala tyłek, że nie da się wytrzymać itd. Ja po pierwszych kilku użyciach w ogóle tego nie zauważyłam, delikatne przypiekanie pojawiło się nieco później, ale rzadko kiedy jest na tyle intensywne, żebym uznała je za bolesne. Najwyraźniej na moim cellulicie nie wywarł tak wielkiego wrażenie, szkoda, że jeśli chodzi o jego wygląd - również jest podobnie... No nic, stosuję dalej. Muszę tylko dorzucić więcej ćwiczeń i duuuuużo więcej wody, bo w końcu coś musi ten syf wypłukać... ;) U mojego M. mam tę samą wersję, tyle, że w butelce z pompką, a do domu tym razem wybrałam skoncentrowane serum antycellulit, również w dużej butli.

11. Krem do rąk Glicerini; Eveline (ok.5,50zł; 100ml).
O tym produkcie napisałam ostatnio całkiem sporo TUTAJ. Nawilżał średnio, ale zapach miał bardzo ładny, a więc przyjemny średniaczek! W zamian mam całe stosy innych kremów do rąk, które czekają na zużycie. Pora wyznaczyć kolejnych do "odstrzału"... ;)

12. Regenerujący krem do rąk na noc Swedish Spa; Oriflame (75ml, cena bez promocji 17,90zł).
A to był akurat bardzo przyjemny i dość dobry krem, który sprawdzał się zarówno na noc, jak i w ciągu dnia. Miał dość treściwą konsystencję, pozostawiająca efekt rękawiczki na dłoniach. Do tego przepięknie pachniał imbirem. Bardzo lubię kosmetyki z tej serii zapachowej.

13. Matujący krem-żel na dzień Optimals Matte Touch; Oriflame (50ml, cena bez promocji 39,90zł).
Używałam tego kremu przez długi, długi czas, nawet nie jestem w stanie stwierdzić, który to mój zużyty słoiczek. Lubię go za ciekawą konsystencję - sztywnego, ale jednocześnie lekkiego kremo-żelu. Całkiem nieźle nawilżał moją skórę, nie zapychał jej, nie powodował przesuszeń, ale niestety również nie matowił jej... Ani nawet nie ułatwiał tego podkładom i pudrom. Na razie nadal szukam odpowiedniej kombinacji, więc tym razem jako następcę wybrałam krem Perfecta Cera Mieszana. Zobaczymy jak wypadnie to porównanie.

14. Krem do rąk z kokosem i mleczkiem ryżowym; Oriflame (75ml, ok.6-8zł).
Kolejny ładnie pachnący przyjemniaczek-średniaczek. Miał przyjemny zapach, naprawdę kokosowy. Nie do końca przepadałam za jego lejącą konsystencją, ale dzięki temu szybko się wchłaniał, więc nie ma tego złego. Taki przyjemniak do torebki, bez szału, ale z przyjemnością używany i zużyty. Już nie jest dostępny w ofercie, ale już coś tam wygrzebałam z kuferka w zamian za niego.

15. Szampon regenerujący macadamia i figa; Alterra (200ml, ok.10zł).
Kolejny przyzwoity szampon z Alterry, dobrze oczyszczał włosy, ale mam wrażenie, że po tej wersji włosy plątały mi się odrobinę bardziej niż po granacie, czy moreli. Spróbuję napisać więcej w osobnej recenzji. Jego następcą jest szampon właśnie z morelą i pszenicą.

16. Żel pod prysznic czekolada i pomarańcza; Original Source (250ml, 9,90zł).
Żel o zapachu pomarańczowych delicji! Genialny zapach, ale na tą porę roku zdecydowanie zbyt słodki i duszący - lepiej sprawdziłby się w zimie, a ja głupia używałam wtedy akurat wersji o lżejszym i świeższym zapachu ;) Dobrze oczyszczał skórę, nie wysuszał jej. Chętnie skuszę się na jakąś inną wersję zapachową, jak tylko te żele pojawią się w promocji. Na razie mam ulubieńca z serii Discover, czyli orientalny Marrakesh.

17. Odżywka bez spłukiwania Hair X Daily Care; Oriflame (150ml; cena bez promocji 18,90zł).
Sama nie wiem dlaczego zużyłam kilka butelek tej odżywki, bo właściwie to ona wcale włosów nie odżywia... Ona nie robi z nimi nic, poza tym, że ułatwia ich rozczesywanie, ale ostatnimi czasy ze zdziwieniem odkryłam, że odkąd stosuję odżywki z Alterry lub Isany, to właściwie nie potrzebuję już tego typu specyfików, bo moje włosy są dużo mniej splątane po myciu. Na plus wygodna butelka - przyda mi się do planowanej mgiełki aloesowej wg przepisu znalezionego u Anwen, którą chcę zrobić z półproduktów zakupionych na ZSK.




18. Maska oczyszczająca z glinką szarą; Ziaja (7ml, ok.1,50zł).
Zaskoczone jej obecnością? Może tylko co do ilości - zawsze były co najmniej trzy... ;) Ulubiona maska w saszetkach, obszerna recenzja TUTAJ.

+ bonus - próbka Glow after Dark by J.Lo. bardzo ładny zapach, jeśli jest jeszcze dostępny, to może się na niego skuszę :]







19. Masło do ciała Lemon; Be Beauty [Biedronka] (200ml; ok.5-8zł).
Bardzo przyjemne masełko o zapachu cytrynowej Mamby :) Masełka z Biedronki mają zarówno swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja osobiście wolę Azję i Afrykę ze względu na lżejszą konsystencję, ale Lemon i Mango też polubiłam. Jeśli znowu pojawią się w gazetce, to chętnie przygotuję ich recenzję, a póki są niedostępne, to w sumie nie ma sensu. Jeśli jednak je spotkacie, to bierzcie w ciemno, za taką cenę warto się po prostu przekonać na własnej skórze do której grupy należycie... ;)

20. Maskara One by One Volum' Express; Maybelline (ok.30zł/szt.).
Bardzo polubiłam się z tym tuszem, zarówno ze względu na działanie, jak i na silikonową (plastikową?) szczoteczkę - takie działają na moje rzęsy najlepiej! Pod koniec użytkowania maskara dość szybko zaczęła się kruszyć, więc ostatecznie ją pożegnałam (czy Wy też tak macie, że nie potraficie dokładnie określić momentu, kiedy to już pora na pożegnanie z tuszem?). Pełna recenzja tuszu, wraz ze zdjęciami na rzęsach, TUTAJ. Tak bardzo mi się spodobała, że od dawna mam jedną w zapasie, ale na razie musi poczekać, bo u M. mam Max Factor False Lash Effect Fushion, a w domu Maybelline The Falsies. Jedno jest pewne - na wakacje zabiorę One by One w wersji wodoodpornej!

21. Żelowy podkład Match Perfection; Rimmel (18ml, ok.30zł).
Na temat tego podkładu powiedziano i napisano całe mnóstwo, ale nie odmówię sobie dodania recenzji od siebie, dajcie mi tylko odkopać zdjęcia ze starego komputera - aktualnie "w naprawie"... Póki co zdradzę tyle, że na początku byłam nim zachwycona, później mój zapał nieco ostygł, aż w końcu doszłam do wniosku, że na tą porę roku zupełnie się u mnie nie sprawdza (w ciepłe dni). Możliwe jednak, że sięgnę po niego ponownie około jesieni... Na razie w domu kontynuuję używanie kolejnej buteleczki podkładu Oriflame Oxygen Boost, a do M. przygarnęłam Bourjois Healthy Mix (nareszcie mam i ja!).

Ufff! To by było na tyle z majowych zużyć! Rozpisałam się, więc teraz czekam na trochę Waszej pisaniny w komentarzach! :) Prowadzicie spis swoich denek? Jak Wam idzie? Macie swoich ulubieńców wśród moich zużyć? ;>
K.
Czytaj dalej
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Blog template designed by SandDBlast