środa, 11 grudnia 2013

The Body Shop - szampon i odżywka z serii bananowej :)

Cześć Dziewczyny!

Przygotowałam na dzisiaj recenzję produktów, które cieszą się niezmiennie sporym zainteresowaniem wśród blogerek i ich czytelniczek i które wzbudziły również i Wasze zainteresowanie, kiedy pokazałam je w nowościach, czy na Instagramie. Zapraszam na moją opinię na temat bananowego duetu z The Body Shop! :)


Szampon i odżywkę kupiłam od razu w komplecie i tak też ich używałam, dlatego opiszę moje wrażenia ze stosowania ich w duecie. Najpierw chciałabym się skupić na wspólnych cechach produktów, żeby na koniec dodać kilka słów o ich działaniu i moich wrażeniach z używania każdego z kosmetyków.

***
OPAKOWANIE:
Zarówno szampon, jak i odżywkę umieszczono w plastikowych, dość twardych butelkach o pojemności 250 ml. Jest to standardowa pojemność tego typu produktów, choć na pierwszy rzut oka wydają się one znacznie mniejsze. Myślę, że im bliżej końca produktów, tym bardziej trzeba będzie się gimnastykować z ich wydobyciem z opakowania, ale na razie nie sprawia mi to żadnych problemów. Buteleczki zakończone są korkiem z klapką, więc przynajmniej odpada siłowanie się z odkręcanym korkiem :)


KONSYSTENCJA:
Produkty dość znacznie różnią się między sobą konsystencją. Szampon wygląda trochę jak rozwodniony kisiel, jest mocno zwarty i stosunkowo gęsty, jednak to dopiero odżywka pokazuje prawdziwe znaczenie słowa "gęstość" :) Ta przypomina raczej bardzo gęsty budyń i to taki w którym łyżka staje :)

Moim zdaniem konsystencja obu produktów jest bardzo odpowiednia do przypisanych im zadań, ponieważ szampon po kontakcie z wodą, nałożony nawet w niewielkiej ilości, zaczyna się obficie pienić i bardzo łatwo o rozprowadzenia go na całych włosach i skórze głowy. Odżywka natomiast mocno przywiera do włosów od razu po nałożeniu i nie spływa z nich aż do spłukania. Sprawia wrażenie takiej, która wręcz otula włos, a przy tym jej aplikacja jest bardzo łatwa i przypomina nieco kremowanie włosów.


KOLOR/ZAPACH:
Oba produkty mają żółtawy kolor, przy odżywka przypomina nierozrobione jeszcze żółtko jajka! Oba produkty fantastycznie pachną bananem i to takim prawdziwym, dojrzałym owocem! Nie czuję w nich żadnej chemii. Zapach jest mocno wyczuwalny w trakcie mycia, a czasami nawet zostaje na włosach na parę godzin. Nie zwracam na to nigdy szczególnej uwagi, ale faktycznie kilkakrotnie zdarzyło mi się wyczuć go na włosach dawno po myciu :)

WYDAJNOŚĆ:
Oba produkty kupiłam w tym samym czasie i używam ich wspólnie. Korzystałam z nich przez cały październik z przerwą na listopad, kiedy to używałam innego szamponu i odżywki (o których również wkrótce), żeby z początkiem grudnia znowu powrócić do bananowych smakołyków! Uogólniając - na moich dość długich włosach, mytych co drugi dzień, wylądowała już 1/3 szamponu i ok.1/2 odżywki. Jak na niecałe 1,5 miesiąca jest nieźle. Odżywka z pewnością skończy mi się dużo szybciej, niż szampon i pewnie przy regularnym używaniu wystarczy mi mniej więcej do końca grudnia. Natomiast szampon powinien wystarczyć jeszcze na ok.1,5 miesiąca korzystania.

CENA/DOSTĘPNOŚĆ:
Każdy z produktów kosztuje 25 zł, jednak ostatnio co jakiś czas zdarzają się promocje takie, jak ta, z której skorzystałam, czyli 2 za 1. Warto polować na nie w Waszych salonach The Body Shop!


SZAMPON BANANOWY - MOJA OPINIA
Jak już wspomniałam, szampon bardzo łatwo rozprowadza się na skórze głowy i na całej długości włosów. Wystarczy mu jedynie niewielki kontakt z mokrymi włosami, żeby zaczął się intensywnie pienić (choć może też bez przesady z tą pianą, to taka normalna piana, typowa bardziej dla szamponów, niż dla płynów do kąpieli ;)) i dokładnie dał się rozmasować na długości. Szampon nie plątał mi włosów i gdyby nie to, że uwielbiam moje włosy po odżywkach, to byłabym nawet skłonna zaryzykować poprzestanie na tym. Myślę, że nie miałabym większych problemów z rozczesywaniem (ale z Tangle Teezerem lub drewnianym grzebieniem TBS jestem trochę nieobiektywna w tej kwestii ;)).

Produkt nie podrażnia mojej skóry głowy, za co jestem mu ogromnie wdzięczna i ponownie ze zdziwieniem stwierdzam, że chyba nigdy nie doświadczyłam podrażnienia od produktu, zawierającego SLES, co dość często zdarza się w przypadku produktów z łagodniejszymi detergentami, a wyposażonych w mnóstwo ziołowych ekstraktów. Bananowy szampon nie tylko mnie nie podrażnił, ale też nie spowodował żadnych innych nieprzyjemności. Jestem z niego bardzo zadowolona!


SKŁAD SZAMPONU:
Aqua/Water/Eau, Sodium Laureth Sulfate, Musa Paradisica Fruit (Banana), Cocamidopropyl Betaine, Glyceryl Hydroxystearate, Sorbitan Sesquicaprylate, Phenocyethanol, Sodium Chloride, Benzyl Alcohol, Sodium Benzoate, Mel/Miel/Honey, Panthenol, Polyquaternium-7, Stearic Acid, Citric Acid, Palmitic Acid, Parfum/Fragrance, Disodium EDTA, Ascorbic Acid, Sodium Hydroxide, CI 19140/Yellow 5, CI 14700/Red 4


BANANOWA ODŻYWKA - MOJA OPINIA:
O ile z szamponu jestem zadowolona, tak w przypadku odżywki to stwierdzenie byłoby dużym niedopowiedzeniem. Jestem nią autentycznie zachwycona i doskonale rozumiem wszechobecne zachwyty! Moje włosy świetnie na nią reagują! Nie tylko stają się szalenie mięciutkie w dotyku (i to już w chwilę po aplikacji odżywki!), ale są też po niej ładnie wygładzone i nie puszą się tak, jak to miewają w zwyczaju. Są dobrze nawilżone i odżywione i stają się bardzo mięsiste i gładkie w dotyku. Nie mam najmniejszych problemów z rozczesaniem włosów po użyciu tej odżywki i w zasadzie obojętne jest mi czy używam wtedy Tangle Teezera, czy zwykłego plastikowego grzebienia (choć wiem, że nie powinno się ;)).

Jedyne czego nie polecam, to korzystania z tej odżywki po użyciu wcześniej oleju Amla - połączenie kadzidlanej Amli w połączeniu z dojrzałym bananem, to wyjątkowo okrutny smród, który w dodatku dość długo utrzymuje się na włosach - poza tym nie mam żadnych zastrzeżeń! :D


SKŁAD ODŻYWKI:
Zwróćcie uwagę na to, że skład odżywki naprawdę robi wrażenie, znajdziecie w nim ekstrakt w owocu banana znajdziecie już na drugim miejscu, oprócz tego w środku niezbyt długiego składu znajdziecie również miód i pantenol!

Aqua/Water/Eau, Musa Paradisica Fruit (Banana), Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Phenoxyethanol, Hydroxyethylcellulose, Lecithin, Mel/Honey/Miel, Panthenol, Propylene Glycol, Parfum/Fragrance, Benzyl Alcohol, Ascorbic Acid, Citric Acid, Sodium Chloride, Sodium Hydroxide, CI 15985/Yellow 6, CI 19140/Yellow 5.

***
Jestem z tego duetu bardzo zadowolona i z czystym sercem mogę go Wam polecić! Czy znacie już bananowe smakołyki z The Body Shop? :)
K.
Czytaj dalej

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Essie - Mind Your Mittens - kolekcja Shearling Darling - Winter 2013 [swatche]

Cześć Dziewczyny!

Dzisiaj przygotowałam dla Was swatche ostatniego lakieru Essie, znajdującego się w kostce z miniaturkami czterech kolorów z zimowej kolekcji Shearling Darling. Tym razem zapraszam na prezentację koloru Mind Your Mittens, który bardzo pozytywnie mnie zaskoczył i sprawił, że z całą pewnością mogę okrzyknąć ten set miniaturek jednym z najbardziej udanych. Każdy z kolorów jest absolutnie wyjątkowy i wart uwagi, jeśli tylko lubicie nosić ciemne lakiery na paznokciach :)


KOLOR:
Mind Your Mittens, to piękny, delikatnie przykurzony granat o głębokim odcieniu. W zależności od światła, raz wygląda jak granat, innym razem trochę jak grafit, żeby po chwili dawać wrażenie niemal czarnego. Jest w nimi wiele podobieństwa do niedawno prezentowanego Punk Rock od Rimmel, jednak nie ma w nim tej kropelki fioletu, którą ma PR. Mind Your Mittens nosiłam na krótkich paznokciach, więc miło mnie zaskoczył fakt, że nawet na takiej długości ten Essie wyglądał bardzo schludnie i elegancko.


PĘDZELEK:
W przypadku miniaturki pędzelek jest oczywiście cienki, ale za to gęsty i odpowiednio elastyczny, dlatego mimo wszystko bardzo łatwo malowało mi się nim paznokcie. Jestem bardzo zadowolona z jakości pędzelków dołączonych do lakierów w tej kostce :)

KONSYSTENCJA:
Lakier nie należy ani do tych gęstych, ani do tych rzadkich, choć bliżej mu do tych drugich. Bardzo łatwo się go aplikowało i nie miałam z nim problemów nawet przy skórkach.

KRYCIE:
Lakier kryje po zaaplikowaniu standardowych dwóch warstw i taką ilość widzicie też na zdjęciach.

TRWAŁOŚĆ:
Mind Your Mittens bardzo pozytywnie zaskoczył mnie swoją trwałością, ponieważ nosiłam go aż 5 dni i dopiero po tym czasie pojawiły się odpryski. Wcześniej lakier odrobinę wytarł się na końcówkach, ale mimo ciemnego odcienia lakieru, nie rzucało się to w oczy. Na zdjęciach specjalnie utrwaliłam lakier w czwartym dniu noszenia, więc same możecie ocenić jego stan. Myślę, że kolosalne znaczenie miała tu długość paznokci, ale i tak jestem bardzo na tak! :)


ZMYWANIE:
Lakier wymagał ciut więcej cierpliwości przy zmywaniu, ponieważ trochę ciężko odpuszczał. Na szczęście jednak po chwili wszystko ładnie zeszło, nieznacznie tylko brudząc skórki. Wydaje mi się, że lakier nie zafarbował paznokci, ale nie jestem w stanie stwierdzić tego z całą pewnością, ponieważ niestety mam jeszcze ciut przebarwioną płytkę (a raczej pół płytki) po którymś z lakierów.

CENA/DOSTĘPNOŚĆ:
Mój lakier pochodzi z setu miniaturek, który kupiłam w sklepie MAANI za niecałe 40 zł. Znajdziecie tam też pełnowymiarowe wersje lakierów z tej kolekcji.




I jak Wam się podoba ten piękny granat? Ja jestem nim szczerze urzeczona, a jego świetna trwałość tylko wzmocniła moje pozytywne wrażenia z nim związane. Dajcie znać, co o nim sądzicie! :)
K.

Od lewej: Sable Collar, Mind Your Mittens, Shearling Darling, Toggle To The Top
Pozostałe lakiery z setu miniaturek znajdziecie klikając TU - Shearling Darling i Toggle To The Top i TU - Sable Collar.
Czytaj dalej

sobota, 7 grudnia 2013

Konkurs pomikołajkowy z Siarkową Mocą! :)

Cześć Dziewczyny!

Dzisiaj zapraszam Was do udziału w konkursie, przygotowanym wraz z marką Barwa! Przygotowaliśmy dla Was aż trzy zestawy kosmetyków Siarkowa Moc (żel, tonik, krem), które mogą trafić właśnie w Wasze ręce, jeśli odpowiecie na jedno, bardzo łatwe pytanie:

Gdyby istniało magiczne zaklęcie, które w czarodziejski sposób rozprawiało się ze wszystkimi "twarzowymi" nieprzyjaciółmi, to jak ono by brzmiało? :)

Łatwe, prawda? :)



Żeby wziąć udział w konkursie, musicie spełnić trzy warunki:
1. Być publicznym obserwatorem bloga Charlotte's Wonderland lub polubić fanpage bloga KLIK.
3. Odpowiedzieć na pytanie konkursowe.

REGULAMIN KONKURSU:
1. Organizatorem konkursu jest autorka bloga Charlottes-Wonderland.blogspot.com. Nagrodę na konkurs ufundowała firma Barwa, producent produktów z serii Siarkowa Moc.
2. W konkursie mogą wziąć udział osoby pełnoletnie lub osoby, posiadające zgodę opiekuna;
3. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest odpowiedź na pytanie konkursowe oraz publiczna obserwacja bloga Charlottes-Wonderland.blogspot.com lub polubienie fanpage'a bloga Charlotte's Wonderland, oraz polubienie na facebooku profilu marki Siarkowa Moc;
4. Zwycięzcami zostaną trzy osoby, które udzielą najciekawszej, najzabawniejszej lub najbardziej kreatywnej odpowiedzi na pytanie konkursowe.
5. Zwycięzca zostanie wybrany przez autorkę bloga Charlotte's Wonderland na podstawie subiektywnej oceny wg punktu 4 regulaminu.
6. Konkurs trwa od 07.12. do 21.12.2013 do północy;
7. Wyniki zostaną ogłoszone w ciągu 7 dni po zakończeniu konkursu.
8. Nagrody wysyłam na własny koszt i tylko na terenie Polski. Nagrody zostaną wysłane od razu po Świętach.
9. Ze zwycięzcą skontaktuję się za pośrednictwem adres e-mail, wskazanym w formularzu, niezwłocznie po ogłoszeniu wyników.
10. Zwycięzca musi wskazać adres do wysyłki w ciągu 7 dni od dnia ogłoszenia wyników.


Zapraszam do udziału w konkursie i życzę Wam powodzenia! :)
K.

Czytaj dalej

czwartek, 5 grudnia 2013

EpilFeet - maska złuszczająca do stóp

Cześć Dziewczyny!

Ostatnio bardzo popularne w blogosferze stały się "skarpetki złuszczające", czyli po prostu maski do stóp w formie skarpetek nasączonych kwasami. Od dłuższego czasu obserwowałam coraz to kolejne recenzje na blogach i zastanawiałam się na tym, czy tego typu produkt mógłby pomóc mi uporać się z moimi, no cóż... nieco zaniedbanymi stopami. I właśnie wtedy odezwała się do mnie Pani Natalia, która zaproponowała mi przetestowanie maski EpilFeet. Zapraszam na moje wrażenia! :)


Od producenta:
"Stopy nie zawsze wyglądają jak w reklamie. Zgrubiała skóra wygląda dość krępująco, a i potrafi zaboleć. Uciskane i niedostatecznie ukrwione komórki stóp mają większą tendencję do obumierania. Ze względu na ucisk, komórki keratynowe nie ulegają rozbiciu, co uniemożliwia naturalny proces złuszczania. Na stopach tworzy się twarda warstwa martwej skóry, często bardzo suchej i popękanej. Niezwykle istotną kwestią jest prawidłowa pielęgnacja stóp. Konieczne jest systematyczne usuwanie zrogowaciałego naskórka.

Maska do stóp EpilFeet, opiera się o aktywny kompleks kwasów, który rozbijając nagromadzone komórki keratynowe, umożliwia skuteczne złuszczanie martwego, zrogowaciałego naskórka. Maska normalizując cykl złuszczania, wspomaga odnowę, regenerację i intensywne wygładzenie skóry stóp oraz zapobiega powstawaniu silnych zrogowaceń. Produkt jest bezpieczny i nieinwazyjny - usuwa martwy naskórek podczas pierwszego użycia, nie naruszając żywych komórek.  Preparat opiera się o kwas mlekowy, salicylowy, glikolowy i cytrynowy, glicerynę, mocznik, oraz witaminę E."


SPOSÓB UŻYCIA:
Przed użyciem maski, należy umyć stopy w ciepłej wodzie, a przy okazji - dla lepszych efektów - warto je wtedy również chwilę namoczyć, żeby zmiękczyć naskórek. Należy również pamiętać o zmyciu lakieru z paznokci u stóp! Następnie wyjmujemy maskę z opakowania i odcinamy górny brzeg "skarpetek" według wskazanej linii tak, aby powstał otwór do wsunięcia stóp. Najlepiej robić to pojedynczo, ponieważ skarpetki są silnie nasączane i właściwie można powiedzieć, że pływają ;) Następnie zakładamy skarpetkę i za pomocą tasiemki dopasowujemy je i zaklejamy. Skarpetki należy należy trzymać na stopach od 90 do 120 minut przy bardziej problematycznych stopach. Żeby było wygodniej, warto założyć na to jeszcze zwykłe skarpetki, żeby wszystko się lepiej trzymało. Po upływie wskazanego czasu należy zdjąć skarpetki i oczyścić stopy z pozostałości maski. Zgodnie z informacjami producenta - naskórek ze stóp powinien zacząć się złuszczać po 3 do 5 dniach od wykonania zabiegu.

Skarpetki w użyciu :D
A jak to wyglądało u mnie?

ZŁUSZCZANIE:
Spodziewałam się, że skóra bardzo szybko zacznie się złuszczać, dlatego kiedy minęły 4 dni straciłam nadzieję na jakiekolwiek działanie, żeby 5 dnia rano przekonać się, że zaczęło się! Spieszyłam się wtedy do pracy, więc nie miałam czasu na przyglądanie się, że wieczorem, kiedy ściągnęła skarpetki, skóra dosłownie się posypała :D Wybaczcie nieco obrzydliwe opisy, ale same rozumiecie, że po prostu muszę, jeśli mam dokładnie opisać działanie maski! :)

Na dobrą sprawę, złuszczanie naskórka trwało około tygodnia, z czego pierwsze 4-5 dni było naprawdę intensywne - niejednokrotnie wystarczyło dosłownie delikatnie pociągnąć za odstającą skórkę, żeby ściągnąć skórę wielkim, grubym płatem. Najbardziej zafascynowany tym procesem był mój facet, który uznał, że jest to również obrzydliwe, co fascynujące - dokładnie tak, jak ze zdzieraniem skóry z pleców po zbytniej ekspozycji na słońcu ;) A skóra schodziła naprawdę grubymi płatami - w niczym nie przypominając cieniutkiej skórki schodzącej z pleców. Muszę się przyznać, że ilość i szybkość złuszczającego się naskórka zrobiła na mnie piorunujące wrażenie, bo naprawdę nie spodziewałam się aż takich efektów!

Pod koniec zostało już tylko kilka drobnych skórek, które z powodzeniem da się usunąć peelingiem. Teraz pozostaje mi tylko rozpocząć regularną pielęgnację stóp - poprzez ich regularne peelingowanie i kremowanie. Mam nadzieję, że efekty naprawdę długo się utrzymają, a skoro o efektach mowa...


EFEKTY:
Przede wszystkim maska poradziła sobie ze WSZYSTKIMI zgrubieniami na moich stopach! Skutecznie rozprawiła się z suchym, martwym naskórkiem nagromadzonym szczególnie w miejscach, na których najbardziej rozkłada się ciężar ciała, czyli na piętach (miałam na nich coś w rodzaju "podkówki") oraz na podbiciu. Skóra, która odsłoniła się po złuszczeniu starego naskórka jest teraz mięciutka i gładka i stanowi świetną bazę, a jednocześnie motywację do odpowiedniej, regularnej pielęgnacji!


CENA/DOSTĘPNOŚĆ:
Cena maski, to 99 zł. Nie wiem jak kształtuje się cena takich zabiegów w salonach kosmetycznych, ale myślę, że możliwość wykonania zabiegu w domu jest bardzo komfortowa, szczególnie z uwagi na długi czas "aplikacji", wymagany dla odpowiednich efektów. Maskę kupicie w salonach kosmetycznych oraz na stronie EpilFeet. Moim zdaniem efekty zabiegu są warte takiej ceny i z pewnością byłabym w stanie rozważyć ten zakup w przypadku ponownego nagromadzenia się martwego naskórka.

SKŁAD I OGRANICZENIA W STOSOWANIU:


A co Wy myślicie o tego typu zabiegach? Miałyście okazję używać już tego typu masek, czy może do tej pory korzystałyście z pomocy kosmetyczki?
K.


Czytaj dalej

niedziela, 1 grudnia 2013

Essie - Sable Collar - kolekcja Shearling Darling - Winter 2013 [swatche]

Cześć Dziewczyny!

Przygotowałam dla Was swatche kolejnego lakieru z zimowej kolekcji Essie - Shearling Darling, tym razem jeden z faworytów tej kolekcji - Sable Collar! Początkowo to właśnie ten lakier wydawał mi się najciekawszy z całej kolekcji, ale teraz postawiłabym go na równi z flagowym Shearling Darling. Jeśli chcecie się przekonać jak wygląda Sable Collar na paznokciach, to zapraszam!

Zdjęcia wykonałam zarówno w sztucznym świetle, jak i zwykłym dziennym i - żeby było śmieszniej - myślę, że oba rodzaje oświetlenia oddają kolor lakieru, ponieważ jest on na tyle zmienny, że w chłodnym, dziennym świetle kolor wydaje się być trochę przykurzony, aby w sztucznym oświetleniu nabrać mocy!


KOLOR:
Sable Collar to połączenie czekoladowego brązu ze śliwką, kolor wyposażony w mnóstwo drobinek, które początkowo sprawiają wrażenie, że lakier będzie miał wykończenie perłowe, jednak na szczęście na paznokciach lakier przypomina bardziej wykończenie metaliczne. Jeśli przyjrzeć się bliżej paznokciom, to można zauważyć pociągnięcia pędzelka, ale na szczęście nie rzuca się to w oczy na pierwszy rzut oka.

W dziennym świetle, jak już wspomniałam, Sable Collar wygląda na nieco zakurzony, ale w sztucznym świetle kolor staje się bardziej intensywny.


PĘDZELEK:
Posiadam miniaturową wersję lakieru, wyposażoną w cienki, ale dość gęsty pędzelek. Jest nieco sztywny, ale na szczęście dosyć wygodny. Całkiem łatwo manewrować nim przy skórkach, choć konsystencja czasem utrudnia równą aplikację lakieru.

KONSYSTENCJA:
Sable Collar jest dosyć rzadki, więc potrafi się czasem rozlewać po skórkach. Wolałabym, gdyby nieco lepiej trzymał się paznokci podczas aplikacji, ale wszystko jest do ogarnięcia ;)

zdjęcie w dziennym świetle
TRWAŁOŚĆ:
Parę razy już Wam pisałam, że ostatnio lakiery zupełnie nie trzymają się moich paznokci, więc niestety to samo było z tym lakierem - Sable Collar, wytrzymał na moich paznokciach tylko 3 dni, w dodatku końcówki dość szybko zaczęły się wycierać, co było sporym zawodem po świetnym Shearling Darling, który mimo podobnej trwałości, do czasu pierwszego odprysku wyglądał idealnie.

ZMYWANIE:
Sable Collar łatwo się zmywał. Można powiedzieć, że w tej kwestii był akurat bezproblemowy. Nie zafarbował paznokci, nie rozmazywał się na skórach i nie stawiał oporów przed wacikiem ;)


CENA/DOSTĘPNOŚĆ:
Kostkę z czterema miniaturkami kolekcji Shearling Darling kupiłam w sklepie MAANI za niecałe 40 zł. Znajdziecie tam również pełnowymiarowe buteleczki tego lakieru.

Zdjęcia w sztucznym świetle




Zdjęcia w świetle dziennym



 Jestem zadowolona z tego, że ten lakier trafił do mojej kolekcji, bardzo podoba mi się jego kolor i uważam, że jest idealny na sezon jesienno-zimowy. A co Wy o nim myślicie?
K.

Sable Collar, Mind Your Mittens, Shearling Darling, Toggle To The Top
P.S. Lakiery Shearling Darling i Toggle To The Top pokazywałam już w TYM poście, więc jeśli jesteście ich ciekawe, to zapraszam! :)
Czytaj dalej
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Blog template designed by SandDBlast